search
REKLAMA
Zestawienie

Filmy z 2024 roku, które zasługiwały na nominację do OSCARA

Które ubiegłoroczne filmy zostały niesłusznie pominięte przez Akademię?

Jędrzej Paczkowski

28 marca 2025

REKLAMA

Kurz po tegorocznej ceremonii Oscarów wprawdzie już opadł, wciąż jednak warto zadać sobie pytanie: kto został przez Akademię niesłusznie zignorowany? Chociaż poziom nominowanych tytułów był w tym roku więcej niż dobry (odsuwając na bok wszelkie pozafilmowe kontrowersje), to i tak bez problemu dałoby się wymienić filmy, które również powinny były znaleźć się w oscarowej stawce. Poniżej wymieniam kilka swoich typów – zarówno tych, które były blisko nominacji, jak i tych, które w ogóle nie były przez Akademię brane pod uwagę.

„Challengers”

Chyba najbardziej oczywista pozycja na liście. Chociaż zdawało się, że garść oscarowych nominacji Challengers mają w kieszeni, tym razem Luca Guadagnino i spółka musieli obejść się smakiem. Spotkałem się wprawdzie z argumentem, że dzieło włoskiego reżysera to film „nie wiadomo o czym”, sam jednak nie mogę się z tym zgodzić. Challengers to przecież przykład idealnego wręcz opowiadania przy użyciu stricte kinowych środków – zdjęć, montażu, zespolenia obrazu z muzyką. Guadagnino samą precyzyjną reżyserią jest w stanie wyciągnąć maksymalne stężenie erotyzmu i zmysłowości ze, zdawałoby się, banalnej historii miłosnego trójkąta. A brak choćby nominacji dla Trenta Reznora i Atticusa Rossa to dla mnie kuriozum porównywalne chyba tylko z oscarowym zwycięstwem Zakochanego Szekspira.

REKLAMA

„Civil War”

 

Możliwe, że w dobie rozrywających Amerykę coraz większych politycznych podziałów utwór Alexa Garlanda wyda się niektórym zaledwie przebraną za film publicystyką. Niesłusznie – chociaż ostatnie dzieło twórcy Ex Machiny nasuwa dość oczywiste skojarzenia (teraz pewnie nawet bardziej niż niecały rok temu, w momencie premiery), to Garland wyjątkowo sprawnie ucieka od doraźnych diagnoz. Civil War to w większym stopniu historia o wewnętrznym wypaleniu, jakiego doświadczają bohaterowie, którzy odrobinę za długo wpatrywali się w otchłań; wypaleniu, które zostaje w wyjątkowo sugestywny sposób ukazane w wizualnej warstwie filmu. Obrazy z Civil War zostają pod powiekami na długo, tym bardziej więc boli całkowite pominięcie dzieła Garlanda przez oscarowe gremium.

„Kod zła”

 

Tak, tak, wiem – film Osgooda Perkinsa w żadnym momencie nie miał nawet szansy na oscarową nominację. Niestety, kino grozy pozostaje najmniej lubianym przez Akademię gatunkiem, a na poprawę w tej kwestii (pomimo paru chwalebnych wyjątków pokroju nominowanej w tym roku Substancji) w najbliższym czasie się nie zanosi. Nie zmienia to faktu, że Kod zła to jedna z ciekawszych pozycji, jakie mieliśmy okazję oglądać w minionym roku na kinowych ekranach – gęsta od dusznej atmosfery, stylowo nakręcona, koncertowo zagrana przez wycofaną Maikę Monroe i szarżującego Nicolasa Cage’a. W lepszym świecie to wystarczyłoby, aby zapewnić Perkinsowi miejsce na oscarowej gali. W naszej szarej rzeczywistości większość twórców kina grozy wciąż musi niestety godzić się z marginalizacją ze strony Akademii.

„The Order: Ciche braterstwo”

W przeciwieństwie do Alexa Garlanda Justin Kurzel zrealizował film wprost odnoszący się do współczesnego politycznego klimatu. Może zatem dziwić, że The Order, choć opowiada o drzemiących w amerykańskich społeczeństwie rasistowskich i faszystowskich inklinacjach, jest filmem wyjątkowo wycofanym pod względem formalnym. To właśnie z tego wycofania utwór Kurzela czerpie jednak swoją siłę. Reżyser chętnie wykorzystuje wprawdzie gatunkowe tropy, od westernu po kino policyjne, ale pełnią one tu czysto użytkową funkcję. W The Order uwagę zwraca przede wszystkim powolne nawarstwianie się ekranowej grozy – tym bardziej przerażającej, że mającej swój punkt zaczepienia w realnych wydarzeniach. Film Kurzela to więc przykład tak zwanego „filmu na aktualny temat” – w najlepszym możliwym znaczeniu.

„A Different Man”

 

Łatwo zapomnieć, że rola Donalda Trumpa w Wybrańcu nie była jedyną kreacją Sebastiana Stana wyróżnioną podczas tegorocznego sezonu nagród. Jednak, chociaż za swój występ w A Different Man aktor został wyróżniony Złotym Globem (a wcześniej Srebrnym Niedźwiedziem na festiwalu w Berlinie), to utwór Aarona Schimberga doczekał się zaledwie jednej oscarowej nominacji – za charakteryzację. Chociaż sam dostrzegam pewne problemy filmu, to muszę być szczery – A Different Man chwycił mnie już na etapie czołówki (moi biedni znajomi jeszcze przez wiele tygodni po seansie musieli wysłuchiwać moich peanów na cześć muzycznego motywu przewodniego) i nie puścił do samego końca. Schimberg sprawnie łączy tu zgryźliwy czarny humor z pogłębionym portretem psychologicznym bohatera, z kolei kreacja Stana skutecznie odwraca uwagę od pewnych konstrukcyjnych wad scenariusza. Nie ukrywam, że A Different Man to ten rodzaj filmowego ekscentryzmu, jakiego często brakuje mi podczas kolejnych oscarowych gal.

Jędrzej Paczkowski

Jędrzej Paczkowski

Absolwent filmoznawstwa UAM. Fan Kurosawy, westernów, Muppetów, kina gore i wszystkiego, co pomiędzy.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA