search
REKLAMA
Recenzje

THE ORDER: CICHE BRATERSTWO. Sensacja, przy której włos jeży się na głowie

Produkcję oparto na faktach i momentami aż włos się jeży na głowie.

Tekst gościnny

24 lutego 2025

the order
REKLAMA

Autorem tekstu jest Piotr Żymełka.

Bardzo lubię surowe filmy policyjne, tak charakterystyczne dla lat siedemdziesiątych, które z dokumentalnym niemalże sznytem pokazują zmagania nieustraszonych, a przy tym rzadko kiedy nieskazitelnych stróżów prawa z typami spod ciemnej gwiazdy. Choć odnoszę wrażenie, że obecnie ciężej znaleźć podobne propozycje, to czasami jeszcze się na szczęście zdarzają. Na przykład nakręcony w zeszłym roku „The Order” w reżyserii Justina Kurzela. Produkcję oparto na faktach i momentami aż włos się jeży na głowie na myśl, do jakich czynów są zdolni ludzie omamieni ideologią, pod wodzą charyzmatycznego przywódcy.

Cofnijmy się więc do lat osiemdziesiątych, na amerykańską prowincję w stanie Idaho. Wokół rozciągają się malownicze widoki, słońce skrzy się w krystalicznie czystych wodach rzek, a okoliczne lasy aż pękają w szwach od zwierzyny. Ale w sercu tej idyllicznej krainy grasuje groźna sekta, a właściwie paramilitarna bojówka, określana mianem Bractwa (Order), odłam większej organizacji, Aryan Nations. Organizują oni zamachy na Żydów, głoszą rasistowskie hasła i gromadzą gotówkę, napadając na banki i konwoje z pieniędzmi. Ich tropem podąża Terry Husk (Jude Law), ale problem w tym, że tak naprawdę niewiele o tej grupie wiadomo.

the order

Reżyser sprawnie prowadzi nas poprzez kolejne szczegóły sprawy z reporterską momentami precyzją, a cudowne krajobrazy i piękno przyrody stanowią świetny kontrast z krwiożerczymi demonami zamieszkującymi dusze członków Bractwa, które tropi Husk. A ci nie dość, że dobrze się maskują, to jeszcze są piekielnie skuteczni. Prowadzeni przez pewnego siebie i przekonanego o swoich racjach Boba Matthewsa (magnetyczny Nicholas Hoult), wciąż pozostają w cieniu, wychodząc z niego tylko, by dokonać kolejnego aktu przemocy. Sam Matthews również posiada dwie strony – łączy w sobie cechy skutecznego przywódcy zbrodniczej sekty z czułym i kochającym swoją żonę i syna mężczyzną. Jednak najważniejsza jest dla niego sprawa, życie prywatne zostaje zepchnięte na dalszy plan, co czyni go podobnym charakterologicznie do Huska, który całkowicie poświęca się pracy. Bob i Terry mimo że stoją po przeciwnych stronach barykady, czują dla siebie wzajemny respekt, są godnymi przeciwnikami. I to właśnie wokół ich psychologicznej rozgrywki obraca się akcja. Nie bez racji będą też skojarzenia z westernami, wszak przyjazd stróża prawa do miasteczka, w którym panuje bezprawie i próby zaprowadzenia tam porządku, to popularny motyw w gatunku.

Nie sposób nie wspomnieć w tym miejscu o odtwórcach głównych ról, ponieważ film stanowi właściwie koncert dwóch aktorów. Stonowany Jude Law, jako straumatyzowany policjant, który przybywa na prowincję, po burzliwych zmaganiach z mafią w dużym mieście, pragnie tylko spokoju. Zamiast tego natyka się na kolejną, niebezpieczną grupę i poczucie obowiązku oraz wewnętrzny kompas moralny nie pozwala mu tego po prostu zostawić. Odpalający papierosa od papierosa, zazwyczaj zachowujący zimną krew, bezkompromisowo dąży do celu. Z drugiej strony mamy charyzmatycznego Nicholasa Houlta, który przywodzi na myśl skrzyżowanie demonicznego kaznodziei z generałem prowadzącym żołnierzy do bitwy. Gdy tylko aktor pojawia się na ekranie, nie sposób oderwać od niego wzroku. Oprócz nich, w kadrze można zobaczyć jeszcze Ty Sheridana („Ready Player One”) w drugoplanowej, ale znaczącej roli zastępcy szeryfa, współpracującego z Huskiem.

the order

Grupa Matthewsa działała naprawdę, FBI nazywało ją organizacją terrorystyczną, a za podręcznik służyła im powieść „The Turner Diaries”, która pojawia się również w filmie. Odpowiadają oni między innymi za śmierć popularnego dziennikarza radiowego, Alana Berga. „The Order”, dokumentujący te wydarzenia, jest więc przestrogą, pokazującą, do czego może doprowadzić ideologia w rękach sprawnego i zdeterminowanego człowieka, zdolnego przekonać do swojej idei innych. A przecież takie rzeczy dzieją się ciągle i to nie tylko gdzieś w odległych miejscach, czasem rozgrywają się tuż pod naszymi nosami.

Dlatego, mimo że dzieło Kurzela przedstawia wydarzenia sprzed czterdziestu lat, nie sposób odmówić mu, niestety, aktualności. Całość podana jest bardzo sprawnie i nie nuży, więc dla lubiących poważne dramaty policyjne, stanowi pozycję obowiązkową. A i pozostali mogą skusić się na seans, bowiem „The Order: Ciche braterstwo” (wciąż zdumiewa mnie inwencja dystrybutorów, którzy tworzą takie językowe koszmarki) to nadzwyczaj solidna sensacja.

REKLAMA