Filmy science fiction, które są ŚWIETNYM materiałem na SERIAL
Historia na serial musi przede wszystkim mieć w pełnometrażowej wersji otwarte zakończenie. Wtedy możemy taki film fabularny potraktować jako odcinek pilotażowy, który i tak jest zwykle dłuższy. To oczywiście jedna z możliwości, by jakoś sensownie wybrać z kina science fiction te tytuły, które nadawałyby się na wieloodcinkowe seriale. Inną jest wielowątkowość, gdy na przykład produkcja jest zrealizowana na podstawie książki lub serii książek, a reżyser próbuje upchnąć rozpisaną na setkach stron opowieść w 180 minutach projekcji. Niekiedy więc aż się prosi o serial, który niejednokrotnie pomógłby zrozumieć wszystkie zakamarki dzieła stworzonego przez autora powieści.
Ostatnią z najważniejszych możliwości jest styl ujęcia tematu, wynikający często z jego natury. Są tematy mniej nadające się na wieloodcinkowe sitcomy, ale w kinie science fiction znajdzie się kilka historii znakomicie pasujących do kilkusetodcinkowych tasiemców typu Przyjaciele, rozgrywających się jednak w alternatywnej i zarazem fantastycznej rzeczywistości, w której nauka dowcipnie łączy się z zupełną fikcją. Poniżej 10 przykładów tytułów z różnych zakamarków science fiction. Czy nie miło byłoby zobaczyć te same postaci w serialach?
Truman Show (1998), reż. Peter Weir
Podobne wpisy
To stopniowe odkrywanie przez Trumana kłamstw w otaczającej go rzeczywistości z powodzeniem mogłoby posłużyć za materiał do emocjonującego serialu. Pierwszy sezon opowiadałby o stopniowym uwalnianiu się świadomości Trumana spod władzy reality show aż do ucieczki ze studia, a na przykład w drugim sezonie można by pociągnąć wątek radzenia sobie Trumana w świecie, który nie jest sterowany z zewnątrz – przynajmniej nie w takim sensie jak program telewizyjny. Kto wie, czy ta indeterministyczna płaszczyzna otoczenia, z którą Truman musiałby walczyć o siebie, nie spowodowałaby chęci powrotu do ciepłego, wręcz matczynego świata stworzonego w telewizji.
Więzień labiryntu (2014), reż. Wes Ball
Sytuacja podobna jak w przypadku Truman Show. Wzrost świadomości bohaterów i poszukiwanie sposobu na wydostanie się z Labiryntu można by rozciągnąć, powiedzmy, na osiem odcinków. Świat poza Strefą jest równie interesujący, co świetnie pokazała produkcja Więzień labiryntu: Próby ognia. Irytujący antagonista w postaci Jansona (Aidan Gillen) zapewniłby kolejnym odcinkom odpowiedni poziom napięcia, a zróżnicowane lokacje poza Strefą – barwność i liczne nawiązania do gatunkowej literatury. W tym przypadku serial powinien być niezależny od produkcji pełnometrażowych, które w miarę dokładnie oddały świat przedstawiony w książce Jamesa Dashnera.
Cube (1997), reż. Vincenzo Natali
Wyobraźcie sobie ten mroczny klimat każdego odcinka. Zawsze ktoś wpadałby w pułapkę i albo ginąłby od razu, albo jego śmierć zostałaby przeniesiona na początek kolejnego odcinka, powodując lawinę nieoczekiwanych zdarzeń dla tych, którzy wciąż są żywi. No i najważniejsze – w serialu można by wreszcie pokusić się o wytłumaczenie, skąd wzięło się miejsce, gdzie każda sześcienna komnata może zawierać albo nagrodę, czyli możliwość przejścia do kolejnej, albo karę, czyli śmiertelną pułapkę. Mam na myśli jakieś bardziej kreatywne wyjaśnienie genezy tesseraktu niż to zaprezentowane w Cube Zero. Warto byłoby wykorzystać niektóre pomysły z Cube 2.
Superbohaterowie (1999), reż. Kinka Usher
Tak mało mamy na filmowym rynku pastiszów kina superbohaterskiego, zwłaszcza w takiej obsadzie. Najwidoczniej po prostu nie sprzedają się jak Marvelowskie blockbustery. Superbohaterowie są typową parodią, znacznie przekraczającą granice zwykłej komedii, dlatego też dobrze by było wykorzystać ten potencjał. Grupa fajtłapowatych superherosów idealnie nadaje się na sitcom. Odcinki powinny być krótkie (max. 30 minut), ze skondensowaną dawką gagów w wykonaniu superćwoków, którym wydaje się, że są w stanie ocalić świat i paradoksalnie udaje im się to z powodu ich nieporadności. Fajnie by było oglądać to każdorazowe ratowanie świata w postaci skondensowanych, pełnych slapstickowych zabiegów historyjek.