Filmy SCIENCE FICTION, które ociekają SEKSEM

Człowiek widmo
Podobne wpisy
Kto jak kto, ale akurat Paul Verhoeven doskonale rozumie, na czym polega połączenie erotyzmu i science fiction. Niemal w każdym swoim filmie umieszcza albo sceny seksu, albo wyraźne seksualne nawiązania. Jeśli miałbym wskazać jeden film SF słynnego holenderskiego reżysera, u którego aura erotyzmu podoba mi się najbardziej i który potrafi znaleźć dla niej najciekawsze uzasadnienie fabularne, to mój wybór padłby na Człowieka widmo. Choć w swojej recenzji tego filmu odniosłem się do tego zagadnienia krytycznie, to jednak trzeba przyznać, że jest coś frapującego w takim, a nie innym wykorzystaniu niewidzialności. W Człowieku widmo poznajemy bowiem chorego z ambicji naukowca, który skrywa w sobie niespożytą żądzę. Gdy tylko kurtyna opada, a on ma możliwość ukryć się za konsekwencją swego wynalazku, wychodzą z niego demony. W końcu może zacząć robić to, na co zawsze miał ochotę, a czego robić nie mógł za sprawą obyczajowych ograniczeń. Jego koleżanki po fachu są zatem napastowane seksualnie, a urocza sąsiadka zostaje zgwałcona. Boję się pomyśleć, do czego ostatecznie by te ukryte żądze doprowadziły, gdyby Verhoeven otrzymał od producentów nieco więcej metrażu do wykorzystania.
Obcy – ósmy pasażer Nostromo
Jeden z najsłynniejszych horrorów science fiction w historii. Brudny, mroczny i brutalny. Obca, nieznana człowiekowi forma życia pustoszy załogę statku Nostromo. Ludzie walczą o przetrwanie, nie wiedząc tak naprawdę, z jakiego rodzaju zagrożeniem mają do czynienia. Gdzie tu seks? Otóż jest go w Obcym co niemiara, lecz głównie w podtekście. Oczywistością jest, że słynny film Ridleya Scotta w metaforyczny sposób opowiada o lęku, który stając naprzeciw człowieka, paraliżuje jego działanie i zabija go od środka. Tym jest właśnie tytułowy potwór – ucieleśnieniem niszczycielskiego strachu, który głęboko drzemie w naszym jestestwie. A co byście powiedzieli, gdybyśmy przyjęli, że w Obcym, owszem, chodzi o lęk, ale o ten związany z seksem? Sugestii tego rodzaju jest w filmie pod dostatkiem. Waginalny wygląd facehuggerów i falliczny wygląd głowy Ksenomorfa – to raz. Zapłodnienie oralne przez tego pierwszego i narodziny przez klatkę piersiową tego drugiego – to dwa. Sceny seksu? Proszę bardzo – android próbujący zgwałcić oralnie bohaterkę pornograficzną gazetą. W ciele tego samego androida płynie krew, która jak żywo przypomina… spermę. Wisienką na torcie jest finalna, pozornie rozprężająca atmosferę scena, w której bohaterka rozbiera się do bielizny, odsłaniając przed widzem nieco więcej ciała. Gdy czuje się już bezpiecznie, potwór – kolejny filmowy symbol seksualnej opresji – nagle wyłania się z ukrycia, chcąc zakończyć to, co zaczął. Podteksty te jesteśmy w stanie zobaczyć jedynie po wielu seansach Obcego, zaglądając jednak do wywiadów ze Scottem, lub do twórczości H.R. Gigera, możemy sobie to jednak ułatwić. Temat szeroko nakreślił wcześniej mój redakcyjny kolega w tym oto tekście.
Żyleta
Szpiczaste, silikonowe piersi Pameli Anderson to z pewnością jeden z erotycznych symboli lat 90. Aktorka nie miała zbyt wiele okazji do tego, by wystąpić w kinowym widowisku w roli głównej. Z pewnością tym najbardziej znanym przypadkiem pozostanie Żyleta z 1996 roku, dystopijny film science fiction podszyty akcją i ociekający seksem. Lubię ten film chociażby dlatego, że od początku do końca nie pretenduje do miana niczego ponad to, czym faktycznie jest – kinem klasy B opartym na wyświechtanych schematach SF, wykorzystującym popularność i wdzięk aktorki najbardziej znanej z rozkładówek dla mężczyzn. Żyleta jest jak te one-linery co rusz wtykane w usta Pameli przez scenarzystów – siarczysta, zdystansowana i drapieżna. Przyjemnie się to ogląda, zwłaszcza gdy główna bohaterka jest akurat na ekranie, zawsze w kusej kreacji, zawsze eksponująca swe największe atuty. I choć ten typ urody nie jest moim typem urody, patrząc na Żyletę, zawsze łapię się na tym, że jestem tylko zwykłym psem, który nigdy nie zachowa powagi, gdy pokaże się mu kość. Nie będę ukrywał, zaczarowała mnie Pamela swym półtoragodzinnym występem, więc cel, jak mniemam, twórcy tego filmu jednak osiągnęli.