search
REKLAMA
Zestawienie

Filmy science fiction, które najlepiej oglądać, NIE WIEDZĄC wcześniej, o czym opowiadają

Są takie filmy fantastyczno-naukowe, których uprzednia znajomość fabuły, mogłaby pozbawić je fabularnej magii.

Odys Korczyński

24 lutego 2023

REKLAMA

Są takie filmy fantastyczno-naukowe, których uprzednia znajomość fabuły, mogłaby pozbawić je fabularnej magii. Nie oznacza to oczywiście, że widz nie chciałby ich przez to obejrzeć, jednak gdzieś prysłaby cała tajemnica, suspens, twist, jakie zostały misternie zaplanowane przez twórców. Oczywiście w tak starych produkcjach, jak niektóre w tym zestawieniu, trudno mówić, że ktoś nie spotkał się chociażby z jakimś elementem ich fabuły, która przeniknęła do potocznego języka lub kultury potocznej. Z drugiej strony są takie produkcje SF, których wcześniejsza znajomość historii np. z opowiadania, mogłaby je na tyle obedrzeć z tajemnicy, że każdy kolejny seans byłby już pozbawiony tych pierwszych emocji. Tak jest właśnie np. z Anihilacją. Zestawienie to jest więc kierowane raczej do widzów, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z ambitnym kinem fantastyczno-naukowym.


Warning: Undefined array key "strona" in /home/film/domains/film.org.pl/public_html/wp-content/themes/wp-default/single.php on line 175

„Anihilacja” (2018), reż. Alex Garland

To jest właśnie ten film, którego treści lepiej nie znać. A to ze względu na kulminację historii. Nie, nie, zdania nie zmieniłem, że jest to jeden z lepszych obrazów fantastycznych, jakie widziałem w historii kina. Nie zmienia to jednak faktu, że wolno mi być wobec Anihilacji krytycznym, a to ze względu na kulminację historii, którą uważam za piętę Achillesa całej produkcji. Być może, nawet gdybym ją znał, nie dałbym się tak ponieść drodze bohaterek przez to „ciemne zwierciadło” innego świata, którą władają siły pierwotnej natury. Dlatego najlepiej doświadczyć tej tajemnicy i suspensu, nim doświadczy się rozczarowania, a może będzie zupełnie odwrotnie?

REKLAMA

„Westworld” (1973), reż. Michael Crichton

Realizacyjnie daleko Westworldowi do współczesnego kina SF. Film jest raczej z tych, do których większość widzów nie będzie wracać, jak chociażby do Łowcy androidów. W produkcji Michaela Crichtona jest jednak owa magia jednorazowego kawału, który słyszany po raz pierwszy śmieszy najbardziej. Tutaj historia Dzikiego Zachodu może nie śmieszy jak brodaty lub abstrakcyjny żart, a zadziwia. Zadziwia, że w ogóle można było wpaść na taki pomysł – który się właściwie w gatunku nie przyjął. Amerykanie zachowali tu pewnego rodzaju pokorę, bo uznali, że ta część historii ich kraju nie nadaje się na świat przedstawiony w kinie science fiction, więc tej idei nie eksploatują, jak to robią np. z wojną atomową. No i osobliwością jest zobaczyć Yula Brynnera w roli… Gdybym to zdradził, złamałbym naczelną zasadę tego zestawienia.

„Aż na koniec świata” (1991), reż. Wim Wenders

Kto by spodziewał się kina science fiction po Wimie Wendersie? Fanów więc klasycznego science fiction znajomość fabuły wynikająca z opisów na portalach filmowych może nie zadowolić. Bo odnaleźć elementy science fiction będzie w fabule dość trudno. Dobrze jednak, jeśli widzowie się otworzą na ten rodzaj apokaliptycznej fantastyki, bo w fabule nie brak tajemnicy, akcji i ciekawych dialogów oraz fantastycznych zestawień irracjonalnych decyzji bohaterów z racjonalnym osądem, do którego przyzwyczaiło nas życie. Właśnie, życie. Fantastyka społeczna, psychologiczna jest również fantastyką, chociaż kiedy wielu widzów słyszy, że o czymś takim jest film, a futurologia nie jest im podana tak explicite, to natychmiast uciekają.

„Brazil” (1985), reż. Terry Gilliam

Terry Gilliam słynie z kina osobliwego, zaczepnego, mieszającego gatunki, czasem trudnego w recepcji. Brazil jest kinem multirodzajowym. Zawiera nieco fantasy, sensacji, komedii i science fiction. Dlaczego więc w tym przypadku nie polecałbym znać fabuły wcześniej? To znów taki przypadek, o którym wspominałem wcześniej, że pierwszy seans jest najważniejszy, chociaż i kolejne w tym przypadku cieszą niezmiernie. Ten pierwszy, zwłaszcza jeśli nie znało się za dobrze kina Terry’ego Gilliama, gdy trafi na odpowiedni gust, wgniata w fotel wizualnie i fabularnie. Patrzy się na ten misternie skonstruowany świat i wydaje się on ludzki, a jednocześnie zupełnie obcy. Pierwsze jego doświadczenie przyprawia o zawrót głowy, a losy bohatera wydają się tak doskonale odzwierciedlające nasze zamknięte w głowach marzenia. Polecam ten pierwszy seans, bo każdy kolejny nie będzie już tak magiczny, chociaż warto do filmu wracać.

„High life” (2018), reż. Claire Denis

Gdyby zacząć wymieniać filmy, w których Robert Pattinson jest genialny, High life byłby jednym z nich. Sama fabuła opiera się zaś na dość już ogranych tematach, sklejonych ze sobą jednak w zgrabną i poruszającą całość. O ten efekt więc chodzi, a nie o utyskiwanie, że znów korporacja, inseminacja, izolacja w statku kosmicznym przypominającym bardziej atrapę niż poważne dzieło precyzyjnej technologii itp. Najbardziej poruszająca i fantastyczno-naukowa jest prezentacja rozmnażania człowieka, negująca emocje, stawiająca na bydlęcy chów rodem z najbardziej przebrzydłych ziemskich farm, żywiących przepełnioną planetę najgorszym mięsem. Ale i w takim środowisku potrafi się zrodzić coś, co się wymknie wszelkiej moralnej brzydocie. Jeśli chcecie zobaczyć co, obejrzyjcie ten film do końca.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA