Filmy science fiction, które można ROZPOZNAĆ po jednym DŹWIĘKU
Nie chodzi tu o muzykę. To najważniejsza zasada tego zestawienia, oprócz jednego filmu, w którym te legendarne 5 dźwięków jest raczej narzędziem wewnątrzfabularnej komunikacji, a nie ilustracyjnego tła słyszalnego wyłącznie dla widzów. Gdy wybierałem te filmy, zwróciłem uwagę na jeszcze jedną prawidłowość i jestem ciekawy, czy podzielicie moją teorię. Wstępnie ten tekst wcale nie miał traktować o filmach science fiction. Układając 10 przykładów, tak się stało, że wybrałem same produkcje science fiction. Wiem, że o tym gatunku piszę sporo, lecz wcale nie jest on jedynym, którym się fascynuję. Pamiętam jednak dźwięki, bynajmniej nie przez osobisty związek z muzyką i grę na instrumentach, ale z powodu popkultury. Tak więc filmy science fiction są w dzisiejszych czasach głębiej zadomowione w kulturze popularnej niż jakikolwiek inny gatunek, dlatego je wybrałem jako pierwsze i oczywiste. To nie oznacza, że są one lepsze czy gorsze. To oznacza tylko, że są popularne, a dźwięki mają dla ich sławy ogromne i niedoceniane znaczenie, jak również dla filmu jako takiego. A to z kolei powiązane jest z pewnym procesem, który opisałem w jednym ze swoich felietonów na temat muzyki filmowej w ogóle. Muzyka filmowa ewoluuje i z niezależnego bytu, którym była niegdyś, staje się coraz trudniej zauważalną częścią filmów, a to źle dla jej jakości. Czy jest tak z dźwiękami, które użyte w filmach nie są jej częścią, lecz filmy dzięki nim tak mocno pamiętamy, że potrafimy je rozpoznać po jednym odgłosie? Tego nie wiem, ale może wy mi podpowiecie?
Aktywacja termowizji, „Predator”, 1987, reż. John McTiernan
Chodzi tak naprawdę o aktywację oraz działanie modułu wizyjnego Predatora. Gdy kamera przełącza się z normalnego widoku, który widzą ludzie, na termowizję, towarzyszy temu charakterystyczny dźwięk mi osobiście przypominający trochę trzeszczący głośnik, któremu podłożono jeszcze echo oraz sampel z odgłosem przepływającego prądu przez transformatory. Drugim pamiętnym dźwiękiem jest klekotanie wydawane przez samego Predatora. Nie można go pomylić z żadnym znanym obcym gatunkiem zaprezentowanym w kinie science fiction.
Przyspieszenie DeLoreana, „Powrót do przyszłości”, 1985, reż. Robert Zemeckis
DeLorean DMC-12 był sportowym samochodem, który sam w sobie nie odniósł komercyjnego sukcesu ani wcale nie był żadnym demonem przyspieszenia i prędkości, a tym bardziej prowadzenia i bezawaryjności. Był jednak atrakcyjny stylistycznie, dlatego przyciągnął uwagę twórców Powrotu do przyszłości. Dzięki temu tak właśnie dzisiaj na niego patrzymy – jak na legendarny samochód, którego dźwięki znamy doskonale i rozpoznamy w kilka sekund. A przecież silnik DeLoreana takich odgłosów przyspieszenia nigdy nie wydawał, bo nie wyposażono go w kondensator strumieniowy.
Dźwięk mieczy świetlnych, oddech Vadera, seria „Star Wars”
Powątpiewającym w gatunkowe korzenie Gwiezdnych wojen odpowiem, że warunkowo zdecydowałem się pozostawić sagę Lucasa w świecie science fiction. Jest to produkcja synkretyczna, wykorzystująca szeroko pojętą fantastykę i tak osadzona w niej, że nie sposób jej pominąć. W przypadku tej sagi nie chodzi o jeden dźwięk, po którym można rozpoznać, co to za uniwersum, ale całą bibliotekę akustyczną. Oddech Vadera, dźwięk włączanych i stykających się w walce mieczy świetlnych, odgłos silników myśliwców, ryk Wookiego, krzyk Tuskenów, odgłosy poruszania się R2D2 itp.
Dźwięk syreny Cadillaca DeVille, „Pogromcy duchów”, 1984, reż. Ivan Reitman
Bardzo charakterystyczny nie dlatego, że jakiś unikalny, ale dlatego, że już dzisiaj niespotykany. Nazwać go można syreną analogową, w przeciwieństwie do dzisiejszych cyfrowych. Zapamiętałem go m.in. dlatego, że był zwykle scalony z głównym tematem muzycznym Pogromców duchów. Wchodził w grę również obraz, czyli akcja przyspieszała, słychać było syrenę, rozlegała się muzyka, a samochód z impetem wyjeżdżał. Wszystko to zadziałało tak, że bez obrazu syrena stała się rozpoznawalnym znakiem grupy pogromców. Zwiastowała mnóstwo zabawy i co najważniejsze, świetną wizualnie przygodę wciąż dzisiaj żywą.
Kroki RoboCopa, „RoboCop”, 1987, reż. Paul Verhoeven
W historii kina science fiction odgłosy pracy robotów są bardzo powszechnie stosowane. Chodzi za równo o zilustrowanie ich myślenia, reakcji na świat, komunikacji z otoczeniem oraz fizycznego ruchu. Zwykle odgłosy te przypominają metaliczne dźwięki, pracę miniaturowych silniczków i hydraulicznych siłowników. U Paula Verhoevena nie jest inaczej. RoboCop porusza się z towarzyszeniem tego charakterystycznego dźwięku. Robi to jednak na swój sposób. To znaczy prócz działania mechanizmów, słychać odgłos ciężkich kroków, bardzo rytmiczny, ludzki, lecz ociężały. I ten rytm w połączeniu z mechanicznymi odgłosami tworzy tak charakterystyczne wrażenia, których nie da się już pomylić z odgłosem chodzenia żadnego innego robota.
Dźwięk rogu, „Wojna światów”, 2005, reż. Steven Spielberg
Najpierw pojawiły się błyskawice, tylko nie słychać było grzmotów. Wysiadły wszystkie urządzenia elektryczne. Potem z ziemi wyszły ogromne, trójnogie maszyny. Powietrze przeszył złowrogi dźwięk przypominający myśliwski róg wzmocniony wieloma innymi cyfrowo przetworzonymi dźwiękami. Rozpoczęło się polowanie i w istocie tak ten odgłos powinien być odebrany. Twórcom filmu udało się stworzyć naprawdę mrożący krew w żyłach dźwięk, który pamięta się nawet bez obrazu jako ostrzeżenie, że zaraz nastąpi atak.
Dźwięki komputera Esper, „Łowca androidów”, 1982, reż. Ridley Scott
Tego retro komputera używała policja w Los Angeles jako podstawowego i wielofunkcyjnego narzędzia umożliwiającego prowadzenie śledztw. Miał go w domu również Deckard. Komputer ten łączy się nieodzownie ze światem przedstawionym Łowcy androidów nie tylko dlatego, że za jego pomocą Deckard analizuje zdjęcie znalezione w mieszkaniu Leona Kowalskiego, ale z powodu właśnie dźwięków. Zostały one zręcznie połączone z głosem Harrisona Forda oraz otoczką z muzyki Vangelisa. Charakterystyczny dźwięk Espera rozlega się, gdy moduł graficzny szuka i powiększa wskanowaną fotografię.
Joi, „Blade Runner 2049”, 2017, reż. Denis Villeneuve
Analizując z okazji tego zestawienia, dlaczego w ogóle zapamiętałem dźwięk uruchamiania aplikacji Joi, uświadomiłem sobie, że charakterystyka tego dżingla czerpie swoją siłę z inności. K. włącza Joi i wyłącza w wielu emocjonalnie i akcyjnie różnych momentach, a sam dźwięk aplikacji stylistycznie jest zupełnie inny niż cały mroczny klimat filmu. Dlatego się go pamięta, bo Joi swoim firmowym dżinglem przerywa bez ostrzeżenia wiele scen, odwracając na ułamek sekundy uwagę widza od często dramatycznych wydarzeń na ekranie. Można określić sygnał Joi jako wesoły znak złowrogiej nadziei bycia z symulacją człowieka w świecie, gdzie ludzie są bardzo osamotnieni, a jeszcze bardziej androidy, które właśnie tak, używając tej aplikacji, zaspokajają swój głód bycia z innym człowiekiem. Należy im się tylko symulacja.
Używanie sieci, „Spider-Man”, 2002, reż. Sam Raimi
Najbardziej było go słychać w pierwszych częściach, gdy Spider-Man nie wypuszczał sieci ze sztucznie dołączonych do jego nadgarstków mechanizmów. U Sama Raimiego była to właściwość jego ciała. W obrębie nadgarstków były ukryte specjalne gruczoły przędne i to wyrzut sieci z nich, odbywający się na zasadzie skurczu, wywoływał ten lepki i niezbyt przyjemny odgłos. Wyrzut pajęczyny z automatycznych zasobników już nie był tak biologiczny, a więc co ciekawe budzący obrzydzenie, gdyż sugerujący, że Spider-Man ma w swoim ciele coś bardzo namacalnego, czym dysponuje również pająk. A arachnofobia jest jednym z najpowszechniejszych lęków w społeczeństwie ludzi.
5 dźwięków, „Bliskie spotkania trzeciego stopnia”, 1977, reż. Steven Spielberg
Podobno są to tajemnicze dźwięki – d, e, c, C, G. John Williams wybrał je spośród 350 wypróbowanych kombinacji 5 dźwięków w 12-stopniowej skali chromatycznej. Podobno zrobił to czysto arbitralnie, lecz – co ciekawe – wyszło mu ponadczasowe narzędzie komunikacyjne z obcymi, i nie tylko. Te pięć dźwięków jest kluczowych dla skali. Nie można sobie wyobrazić bez nich żadnej linii melodycznej. W filmie Spielberga zaś pełnią funkcję klucza, który każdy znawca kina SF od razu rozpozna.