search
REKLAMA
Zestawienie

Filmy SCIENCE FICTION, które można oglądać BEZ KOŃCA

Odys Korczyński

23 stycznia 2020

REKLAMA

Ghost in the Shell (2017), reż. Rupert Sanders

To zaczyna być już nudne, że psychofani oryginału siedzą i płaczą, a ich rozpacz podobna jest do tej, gdy do Maców zaczęto montować procesory Intela. No, może jednak przesadzam. Użytkownicy sprzętu ze znakiem jabłuszka aż tak nie lamentowali, gdy uświadomili sobie nowe możliwości swoich przyszłych krzemowych rakiet. Za to fanboje serii animacji autorstwa Masamune Shirowa zbyt emocjonalnie związali się ze sposobem japońskiej narracji, która, co jest bezsprzecznym faktem, zawierała o wiele więcej informacji, odniesień i refleksji. Manga wszelako rządzi się swoimi prawami, a film fabularny swoimi. Nie mieszajmy tych światów, za to doceńmy tak rzadko obecny w kinach produkt z gatunku cyberpunk, i to olśniewająco wizualnie zrealizowany. Wybór Scarlett Johansson do roli Major również okazał się trafny, nie tylko ze względu na świetne wcielenie się w postać, ale i naturalne cechy urody Scarlett pasujące do dalekowschodniej wizji bohaterki. Ghost in the Shell nie jest filmem jedynie do podziwiania. Jak na amerykańskie produkcje starające się zebrać jak najwięcej fanów w różnym wieku, a więc siłą rzeczy upraszczające fabuły (Marvel), Ghost in the Shell nie jest banalny. Można zarzucić mu niekiedy szkicowość, owszem, lecz nie pretensjonalną budowę psychologiczną głównej postaci. Na docenienie zasługuje zwłaszcza relacja Major z doktor Ouelet (Juliette Binoche). Ogólnie, mimo braków, Rupert Sanders zrealizował film mądry i wielowątkowy, jakich jest mało w dzisiejszym kinie i w ramach gatunku.

9 (2009), reż. Shane Acker

Jak biednie pod względem intertekstualnym wypadają bajki spod znaku Disneya w porównaniu z wizją Shane’a Ackera i Pameli Pettler. A i tak mogłoby być znacznie lepiej, gdyby przedłużyć film przynajmniej o 20 minut – „Dwa” nie zostaje porwany tak szybko, cała akcja rozwija się wolniej, widzowi daje się więcej informacji na temat laleczek, historii konfliktu z maszynami oraz procedury transmutacji za pomocą klucza od twórcy śmiercionośnej maszyny. Bo skoro już twórcy zdecydowali się wykreować aż tak mroczny świat, który zrozumieją raczej dorośli albo nastolatkowie niż uwielbiające Shreka dzieci, przydałoby się również nieco więcej mądrych dialogów. Oprawa wizualna i sam pomysł rekompensują jednak brak skomplikowanych kwestii mówionych. Z drugiej strony w końcu bohaterami są lalki i nie było sensu kazać im ciągle mówić jak filozofowie. Mimo tych wszystkich słabszym momentów dla poczucia samego klimatu ciągle się 9 da oglądać. To pewien rodzaj uzależnienia. Przypomina słabość lalki numer 8, która uwielbiała umieszczać głowę między dwoma biegunami magnesu. Wpadała wtedy w coś w rodzaju transu albo haju. I chociaż w animacji ze studia Starz wątków aż tylu do odkrycia nie ma, to za każdym razem z utęsknieniem czeka się na końcową scenę pogrzebu, a raczej uwolnienia prawdziwych dusz z lalek, które przecież były jedynie zrobionymi ze złomu rzeczami.

WALL-E (2008), reż. Andrew Stanton

Robi mi się ciepło gdzieś w środku za każdym razem, gdy patrzę na scenę, w której WALL-E i Eva dotykają się, a powietrze przeszywa wyładowanie elektryczne. To symboliczna scena spotkania się dwóch światów – tego starego, zniszczonego oraz tego nowego, pełnego nowoczesności i racjonalnych rozwiązań. To jednak tylko pozory, że ten stary jest taki do końca zły. Tak naprawdę WALL-E to bardzo pouczająca nas dorosłych bajka o tym, że nie ma sensu dzielić rzeczywistości na starą i nową. Świat jest jeden i może funkcjonować harmonijnie jedynie jako całość, a nie samotna część. Może i niekiedy WALL-E jest zbyt ckliwą bajką, żerującą na naszych najprostszych emocjach. Wyróżnia się za to świetną animacją, poprowadzonym suspensem i humorem sytuacyjnym. Nie jest również pozbawiony mądrej refleksji nad stanem naszej rzeczywistości, a dokładnie biologicznego środowiska, które zwykło umierać powoli, spokojnie i w zupełnej ciszy. Tak powoli, że zdajemy się tego nie zauważać, a gdy to nareszcie spostrzeżemy, będziemy musieli znaleźć sobie inny dom. To chyba najbardziej prawdopodobna przyszłość, nieważne ile razy obejrzymy produkcję Andrew Stantona – reżysera dla animacji 3D legendarnego.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA