search
REKLAMA
Ranking

FILMOWE MECHY. Przegląd

Jacek Lubiński

19 sierpnia 2017

REKLAMA

Mecha wywodzi się z japońskiego meka i oznacza duże, najczęściej humanoidalne roboty, głównie bojowe, sterowane zdalnie lub autonomiczne przez umieszczonego w ich wnętrzu pilota. W anime i mandze mamy do czynienia z całym podgatunkiem filmów/seriali oscylujących wokół tych urządzeń. Ale i poza nimi oraz innymi seriami w całości opartymi na różnorakich mechach (jak japońskie Godzille czy Power Rangers, które tym samym tu pominiemy) potrafią czasem zaistnieć, nierzadko stanowiąc główną atrakcję widowiska. Poniżej przegląd najciekawszych mechów dużego ekranu.

Obcy: Decydujące starcie – ŁADOWARKA

Zaczynamy od małej rozgrzewki, bowiem urządzeniu z filmu Jamesa Camerona bliżej jest do wózka widłowego niż do pełnoprawnego mecha. Choć, jak udowodniła porucznik Ripley, można ładowarki użyć w celach bojowych, generalnie służy ona do… ładowania. Twardy to jednak kawałek stali, w dodatku zmechanizowany i sterowany przez siedzącego w środku „pilota”, zatem spełnia podstawowe wymagania. W akcji także sprawdza się bez problemu, a efektu jego ogólnej fajności nie psuje nawet brak nie tyle sensownego pancerza, co w ogóle obudowy, która jakkolwiek chroniłaby operatora maszyny. Trzeba również przyznać, że ze wszystkich fantastycznych przykładów tego typu temu najbliżej do rzeczywistości, a co za tym idzie, wcielenia w życie.

Niesamowity Spider-Man 2 – RHINO

Tak zwany egzoszkielet to oczywiście dzieło firmy Oscorp, która złożyła go z sowieckiej maszynerii wojskowej z lat 80. Zmodyfikowany przez używającego go przeciw Spider-Manowi Alekseia Sytsevicha trzytonowy twór jest ciężko zbrojony, posiada karabiny maszynowe i wyrzutnię rakiet oraz oczywiście potężny, zaostrzony róg, którym można dodatkowo przebić przeciwnika. Poza tym składa się, mogąc operować zarówno na dwóch, jak i czterech nogach. Wygląd oparto nieco o zbroję Alexandra O’Hirna z serii Ultimate, gdzie R.H.I.N.O. to skrót od Robotism Heuristic Intelligence Navigable Operative.

Avatar – AMP

Kolejny twór Camerona to w sumie taka rozbudowana, autentycznie bojowa wersja ładowarki. A skoro tak, to posiada już nie tylko szczelny pancerz, kokpit czy własny zapas tlenu oraz bardziej zaawansowane funkcje, ale i broń, na czele z potężną, ponad dwumetrową i zwieńczoną ostrzem giwerą GAU-90 (choć w zestawie jest też osobny, równie duży nóż, który waży – bagatela! – 34 kilo). Amplified Mobility Platform – bo tak brzmi pełna nazwa mecha – to twór Mitsubishi. Mimo wagi godnej małego czołgu pozostaje całkiem sprawnym i gibkim urządzonkiem, umożliwiającym operowanie również innymi maszynami. Jest w stanie podnieść pół tony materiału i reaguje na dotyk operatora, jego ruchy. Na’vi wołają na niego „chodząca tarcza”.

Dystrykt 9 – PRAWN MECH

Czterometrowy, dwutonowy egzoszkielet obcych – obecny w nieco surowszej formie także w krótkometrażówce Alive in Joburg – to potrafiący działać samoistnie mech, który reaguje na DNA użytkownika, niemal dokumentnie się z nim scalając (ludzie nie mogą go zatem obsługiwać). Ciężkozbrojna maszyna posiada w swym orężu między innymi karabin ARC zwany Mulczerem, karabin maszynowy, wyrzutnię pocisków i ostrze pod napięciem, którym można kogoś usmażyć – a do obrony służy mu pole telekinetyczne, które potrafi odbijać pociski tak, że te wracają bezpośrednio w stronę strzelającego. Słowem twarde, ale nie niezniszczalne cacko (o czym zresztą dosadnie przekonuje nas film).

Frankenstein’s Army – MECH

Właściwie powinien być to swoisty bonus, bowiem nie widzimy go ani razu w akcji. Ba! Nasuwający skojarzenia z amerykańskim wyposażeniem z czasów II wojny światowej (przyozdobiony został wszak ichnią gwiazdą), zielony mech pojawia się w całym filmie tylko raz, na zasadzie ubarwienia tła. Ale nawet w stanie spoczynku, wisząc radośnie na łańcuchach i czekając na lepsze czasy, prezentuje się niesamowicie. Wyobraźnię pobudza tu zarówno para wielolufowych dział sporego kalibru, jak i rażący pustką kokpit à la Sokół Millennium. A klimaciku dodaje surowe wykończenie, jakby stworzone metodą chałupniczą (i zważywszy na skromny budżet filmu, tak też zapewne było).

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA