search
REKLAMA
Zestawienie

Filmy science fiction dla fanów ŁOWCY ANDROIDÓW

Androidy pokazują nasz ludzki głód tworzenia.

Odys Korczyński

29 lipca 2023

REKLAMA

„Elektroniczne babcie”, 1983, reż. Ladislav Rychman

Pewne jest, że na początku naszej „przygody” z androidami będziemy traktować je jako tanią siłę roboczą, darmowych niewolników. Równocześnie jednak będziemy oczekiwali, żeby byli jak najbardziej podobni mentalnie do nas. Stanie się to wszystko wtedy, gdy technika konstruowania robotów osiągnie ten poziom zaawansowania, który umożliwi produkcję humanoidów na tyle doskonałych, że z trudem poznamy, kto jest „sztuczny”, a kto „prawdziwy”. Te dwa oczekiwania jednak, że androidy będą dla nas pracowały bez protestu oraz że będą takie jak my pod względem inteligencji – no bo przecież muszą pracę za nas wykonywać tak doskonale, jak ludzie – są sprzeczne. Czesi wyobrazili sobie to w ten sposób, że każda rodzina w Czechosłowacji może sobie kupić służącą i opiekunkę dla dzieci w jednym. Nikt jednak nie bierze pod uwagę, że doskonała opiekunka i służąca będzie również najbardziej niedoskonałą symulacją człowieczeństwa, zwłaszcza gdy zobaczy u sąsiada nowy, konkurencyjny dla siebie model. Człowiek może by się powstrzymał, ale elektroniczna babcia już nie. I tak androidy najpierw zaczną wojować ze sobą, ale z biegiem czasu zapewne uznają, że wróg kryje się gdzie indziej. Łowca androidów po czesku nie zawiera podniosłych mów o wolności, wypuszczania białego gołębia w czarne, mroczne niebo czy też skomplikowanej symboliki transhumanistycznej. Mniej widzowi jest dane, nawet w postaci alegorii, lecz to nie umniejsza wartości produkcji. W dobie rozwijającej się sztucznej inteligencji zastanówmy się więc, co nam ona odpowie, gdy dostanie odpowiednie narzędzie w postaci sprawnych ciał, jakimi dysponowały „elektroniczne babcie”.

„Friendship’s Death”, 1987, reż. Peter Wollen

W latach 80. ktoś zdecydował się nakręcić obyczajowy film o androidce, która jest tak zaawansowana technicznie, że z powodzeniem może realizować zadanie pokojowej misji dyplomatycznej na Ziemi. Ziemia to jednak miejsce niespokojne, a w latach 70. w Palestynie sytuacja jest szczególnie napięta. Oczywiście dałoby się w tym okresie pokazać jeszcze kilka innych miejsc, gdzie toczy się wojna. Twórcy jednak wybrali Jordanię, a dokładnie rewolucję z początku lat 70. nazywaną Czarnym Wrześniem. Androidkę gra świetna w tej osobliwej roli Tilda Swinton. Widz musi być gotowy na dużo filozoficznych rozważań o kondycji ludzkości, niestety bez jednoznacznej diagnozy, jak zrobić tak, żeby na Ziemi zapanował wreszcie pokój.

„Akademia pana Kleksa”, 1983, reż. Krzysztof Gradowski

Z perspektywy czasu, który upłynął od premiery, i spoglądając na to, co dzieje się w polskim filmie w zakresie androidów, postać Adolfa wciąż wypada nieoczekiwanie dobrze, a nawet strasznie. Nie wątpię, że miłośnicy Łowcy androidów powinni znać Akademię pana Kleksa, bo to przecież mniej więcej ich czasy dorastania. Być może zbyt arbitralnie zakładam, że większość największych fanów Blade Runnera ma już przynajmniej 30 lat na karku. Polskie kino dość nieoczekiwanie dostało jeszcze szansę błyśnięcia w temacie humanoidów w postaci nowej wersji Akademii. Może być to piękna katastrofa, lecz czuć również ciekawość: jaki będzie tym razem Adolf? A może go w ogóle nie będzie, co wydaje się kuriozalne.

„Chappie”, 2015, reż. Neill Blomkamp

Ciekawe, co myśli teraz Neill Blomkamp o swoim filmie? Czy nie patrzy chociaż z odrobiną niesmaku na Ninję i Yolandi? W Chappim wypadli całkiem dobrze. Byli tacy zbuntowani, pozornie nieprzystępni, a tu niespodzianka. Ich zbuntowanie okazało się karykaturą społecznego sprzeciwu, godną potępiania dewiacją, a nie podziwianą przez hipsterów antysystemowością. Mimo tego niesmaku oczywiste jest, że Chappie jest wartym uwagi filmem o robocie, z początku wizualnie dość niezachęcającym, lecz z czasem zyskującym fabularną osobowość. Rodzi się od razu pytanie, kiedy AI uzyska coś, co będziemy mogli nazwać osobowością? Replikanci w Łowcy androidów ją przecież mieli. Pamiętajmy jednak, że nie były to roboty, tylko nasze genetyczne kopie, aczkolwiek niedoskonałe.

„Stalowy gigant”, 1999, reż. Brad Bird

Klasyczna animacja już dziś aż tak nie zachwyca płynnością, naturalnością światła ani ilością szczegółów środowiska, w którym poruszają się bohaterowie. Trudniej będzie więc przekonać do niej dzieci, które na średniej jakości ekranie potrafią rozróżnić pojedyncze włosy w futrze np. Kota w butach. Stalowym gigantem więc wciąż zachwycają się dorośli, dla których nadawanie cech ludzkich człekokształtnym maszynom pozwala trochę bezkarnie na chwilę wrócić do dzieciństwa. Nie tylko oczywiście, ale taka personifikacja przypomina nam, jak ciekawy był świat rzeczy martwych i bezemocjonalnych, gdy nadało się im cechy nasze. Dlatego dobrze by było, tak wartościową treściowo produkcję starać się pokazać dzieciom na równi z niekiedy bardzo pustymi bajeczkami 3D, które zalewają nasz streaming. I znowu, to nie reguła. Technika animacji 3D wykorzystywana do tworzenia filmów dla dzieci nie oznacza, że są one gorsze niż te dawne, zrobione klasycznie. A z takimi jednostronnymi opiniami spotkałem się niestety w sieci.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA