FILMY, których NIE DA się PODROBIĆ
Pi
Lata dziewięćdziesiąte były w Hollywood złotym okresem kina niezależnego. Wielcy producenci zaczęli zauważać, że widownia potrzebuje szczerych, nieszablonowych obrazów z mniejszym rozmachem, za to pachnących świeżością. W tym czasie swoje udane debiuty zaliczyli Quentin Tarantino, David Fincher, Wes Anderson. Ich filmy były odważne, często kontrowersyjne, nierzadko – dziwne. Ale nie było chyba wtedy większego eksperymentatora niż Darren Aronofsky. No bo wyobraźcie sobie – jesteście producentem, do którego przychodzą początkujący filmowcy. Pierwszy mówi: „Mam pomysł na gangsterski film, w którym wszystkie wydarzenia są retrospekcjami, a historia obraca się wokół napadu na jubilera, którego w filmie w ogóle nie będzie widać. Postacie będą bez nazwisk, a zamiast tego będą o sobie mówić Pan Czarny, Pan Różowy itd.”. Drugi reżyser sprzedaje swój film: „Chcę zrobić ekstrawagancką komedię o najgorszym uczniu z elitarnej szkoły, który podkochuje się w nauczycielce. Wszystko to ogram w kadrach, które będą przypominać domki dla lalek”. W końcu zjawia się trzeci gołowąs i nadaje: „Potrzebuję trochę zielonych na film o paranoicznym matematyku, który w całym otaczającym go świecie widzi wzory i ciągi, na przykład Fibonacciego, od tych wizji dostaje odpałów na poziomie zaawansowanej schizofrenii, a dochodzi do tego gang Żydów, który chce wykraść jego twierdzenia. Aha, nie mam żadnego znanego aktora, ale nagram całość na czarno-białej taśmie 16 mm, a na końcu główny bohater wywierci sobie dziurę w głowie za pomocą wiertarki”. Hm, tak, Pi jest filmem, który trudno podrobić i nie popaść w banał.
Climax
Podobne wpisy
Najnowsze osiągnięcie Gaspara Noé jest nie do podrobienia z kilku powodów. Nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek z obecnie tworzących reżyserów był w stanie zrobić film, który mniej więcej od połowy ogląda się „do góry nogami”. Nie wydaje mi się także, by ktokolwiek był w stanie dorównać Climaxowi na poziomie choreografii i scenicznego ruchu. Nie sądzę, by ktokolwiek wpadł na pomysł równie niesubtelnej, co trafnej metafory współczesnego świata. Ostatecznie, nie wyobrażam sobie, by ktokolwiek w ogóle chciał zrobić wszystko, co wymienione zostało powyżej. Noé wydaje film raz na kilka lat – zawsze jest to duże wydarzenie artystyczne otoczone aurą kontrowersji, jednak nie da się zaprzeczyć, że jego wizja kina – i świata – jest niepowtarzalna i jedyna w swoim rodzaju. To prowokator, który język kina wykorzystuje w sobie jedynie właściwy sposób, nie bacząc na żadne zasady czy reguły. Efektem – niepowtarzalne, autorskie, oryginalne i nieszablonowe filmy, które mogłyby wypełnić wszystkie pozycje na niniejszej liście.
Stalker
99% początkujących, amatorskich filmowców będzie próbowało zrobić swoją wersję Stalkera. Filozoficzne rozważania, postapokaliptyczny krajobraz i oszczędność środków to jednak pułapki, w które wpadają, myśląc, że to właśnie im uda się powtórzyć sukces oryginału. Ale Andriej Tarkowski nie był ani amatorem, ani tym bardziej – początkującym filmowcem. Jego adaptacja tekstu braci Strugackich to kino najwyższej próby, które wydaje się w ogóle nie podlegać prawom czasu. Co z tego, że dzieje się tutaj niewiele, scenografia jest ograniczona do minimum, muzyka ledwo pobrzękuje w tle, a aktorzy zdają się hamować wszelkie środki ekspresji? Rosjanin doskonale wiedział, co robi, dokąd zmierza i jak osiągnąć zamierzony efekt. Stalker to film, który wydarza się poza wszelkimi regułami percepcji – dzieło, które zmusza do myślenia i czucia, a nie tylko patrzenia i słuchania. To odrealniona, oniryczna wizja świata, co do którego nie można mieć pewności, czy zagłada w nim już nastąpiła czy dopiero nastąpi. To podróż do innego wymiaru, która zostaje w pamięci na zawsze. Jeśli jest ktoś, kto był w stanie wytworzyć podobne wrażenia za pomocą opustoszałego krajobrazu, trójki aktorów i minimum środków – proszę podać w komentarzu jego nazwisko i jego dzieło. Poczekam.