DRESZCZE I CIARY. 10 najbardziej NIEPOKOJĄCYCH FILMÓW 2018 roku
Jeśli mam być szczery, mijający rok nie dostarczył mi zbyt wielu filmowych uniesień. Częściej bywałem rozczarowany seansem niż pozytywnie zaskoczony, rzadko też moje oczekiwania pokrywały się z filmową rzeczywistością. W ciągu minionych 12 miesięcy miałem jednak okazję doświadczyć sporo celuloidowego niepokoju, który czai się nie tylko w gatunkowych zakamarkach horrorów, thrillerów i filmów science fiction. Poniżej znajdziecie listę 10 najbardziej niepokojących produkcji, które dane mi było obejrzeć w 2018 roku – większość z nich gościła już na naszych, większych lub mniejszych, ekranach, a część z nich pojawi się w kinach w najbliższych miesiącach. Wszystkie zaś są wyjątkowo niepokojące.
53 wojny, reż. Ewa Bukowska
Życie korespondenta wojennego to tajemnica, do której niewielu z nas zostaje dopuszczonych. W tym roku, za sprawą debiutu Ewy Bukowskiej, mieliśmy okazję wniknąć – i to dość boleśnie – w świat nie samego korespondenta, ale jego najbliższych. W fenomenalnej roli Magdalena Popławska pokazuje obłęd, w jaki popada żona reportera wojennego, dla którego praca staje się narkotykiem. Podczas gdy on wyjeżdża na kolejne wojny (liczba w tytule nie jest przypadkowa), jego ukochana stopniowo traci kontakt z rzeczywistością, zaniedbując siebie, pracę, wreszcie tęskniące za ojcem dzieci. 53 wojny to prawdziwa anatomia obłędu, porównywalna do filmów opowiadających o halucynogennych uzależnieniach. Mocny, niepokojący debiut.
Anihilacja, reż. Alex Garland
Jedna z pierwszych istotnych premier 2018 roku nie zawiodła – Anihilacja powala klimatem, nawiązując do aury zagadkowości znanej z Nowego początku Denisa Villeneuve’a. Film Garlanda jest przy tym niezwykle inteligentną próbą przeniesienia wymagającego materiału literackiego na ekran – i choć nie znam oryginału, domyślam się jego wywołującej dreszcze zawartości. Anihilacja powoduje podskórne uczucie dyskomfortu już od pierwszych minut i choć nie jest to jedynie efektowna pokazówka, właśnie to niepokojące uczucie zapamiętam najlepiej z seansu z filmem Aleksa Garlanda.
Climax, reż. Gaspar Noé
Niepokój to drugie imię Gaspara Noé, dlatego nikogo nie powinno specjalnie dziwić, że jego nowy film, którego premiera odbyła się na tegorocznym festiwalu w Cannes, to festiwal lęku i dyskomfortu. Choć fabuła Climaksu nie jest wyjątkowo odkrywcza, trudno opisać ją choćby zdawkowo, bo mogłoby to zepsuć wrażenia z seansu. Niech za streszczenie posłuży informacja, iż film opowiada o imprezie, na której bawi się grupa wyjątkowo wyzwolonych tancerzy… Potężna dawka kinowego odurzenia, ale i konkretny zastrzyk podskórnego niepokoju.
Dogman, reż. Matteo Garrone
Genialna włoska produkcja o atmosferze tak gęstej, że może przydusić… Opowieść o Marcellu, psim fryzjerze, który wiedzie swój szary żywot w zapomnianym przez Boga miasteczku gdzieś na włoskim wybrzeżu. Wszystko jest tu brudne, smutne, przygnębiające, ale największy lęk – zarówno w mieszkańcach miasteczka, jak i obserwujących to wszystko widzach – budzi postać Simone, uzależnionego od narkotyków, potężnie zbudowanego bandyty, który nęka Marcella swoją „przyjaźnią”. Historia o tym, jak – mimo naszych najczystszych intencji – zło zawsze znajdzie sposób, by nas dopaść. Paskudna, ale prawdziwa konkluzja.
Dom, który zbudował Jack, reż. Lars von Trier
Po filmie, w którym głównym bohaterem jest seryjny morderca, trudno spodziewać się lekkości, choć von Trierowi udało się wpleść tutaj sporo humoru. W Domu, który zbudował Jack (premiera, pierwotnie zaplanowana na październik tego roku, przesunięta została na 18 stycznia 2019) wszystko jest chore i zdeformowane, a najbardziej niepokojąca jest zabójcza natura tytułowego bohatera, który jest przekonany o własnej wyjątkowości. Gdy zabijanie przyrównywane jest do sztuki, coś wydaje się bardzo nie tak. Wielki powrót do formy von Triera, który rozprawia się tu chyba z każdym obyczajowym tabu, balansując na granicy dobrego smaku i wnikając w psychikę człowieka pochłoniętego żądzą mordu.