Filmy, które NAJMOCNIEJ PODZIELIŁY WIDOWNIĘ – i dzielą nadal
Pasja (reż. Mel Gibson, 2004)
Film wzbudził kontrowersje równie mocne, co Mel swoimi antysemickimi, pijackimi uwagami sprzed lat, tak samo podzielił też środowisko filmowe na oskarżycieli i obrońców. Gibson w swoim dziele przedstawił bowiem z werystyczną dokładnością tortury, które same w sobie nie szokują aż tak, jak te z np. Cannibal Holocaust, rzecz jednak w tym, że w Pasji ofiarą tej rozciągniętej na dwie godziny kaźni jest Jezus Chrystus. Fetyszyzacja przemocy, tandeta, łopatologiczność przekazu i artystyczna prostackość to główne zarzuty, jakie stawiano Pasji. Co z tego, odpowiadali na to obrońcy, skoro całość tak bardzo porusza? Pasja to jedno z tych dzieł, które oddziałują przede wszystkim na poziomie emocjonalnym, jej zadaniem jest wstrząsnąć widzem, pozostawić w nim ślad, poruszyć sumienie – i w przypadku milionów widzów cel ten udało się osiągnąć.
Środowiska chrześcijańskie także nie były zgodne co do oceny dzieła. Część wierzących oburzyło zeświecczenie Jezusa, eksponowanie fizycznego aspektu chrystusowej ofiary, z marginalnym potraktowaniem duchowego wymiaru tego wydarzenia. Równie wielu poczuło się umocnionych w wierze po zobaczeniu, jak męka Chrystusa wyglądała naprawdę, wyłuskana spod oszczędnego, biblijnego przekazu. Zdarzały się też i takie historie – zwłaszcza w Ameryce – że poruszeni filmem widzowie nawracali się na chrześcijaństwo, a nawet doznawali rzekomych objawień. Cokolwiek by o tym obrazie myśleć, to gdyby przeprowadzić plebiscyt na najsłynniejszy film religijny, najprawdopodobniej wygrałaby właśnie Pasja.
Neon Demon (reż. Nicolas Winding Refn, 2016)
Refn odpływa – zdaniem większości widzów. Po sukcesie Drive uwierzył we własny geniusz i kręci filmy dla samego siebie, hermetyczne wydmuszki, w których forma pożera treść. Ostatni pełnometrażowy obraz Duńczyka, bezlitośnie wygwizdany w Cannes Neon Demon, okazał się jeszcze bardziej nieprzystępny w odbiorze niż wcześniejsze – też zresztą wygwizdane na tym festiwalu – Tylko Bóg wybacza. Dziwny, idący w poprzek, osobny – są tacy, których właśnie to przekonuje. Miłośników Neon Demon ma niewielu, za to wiernych, szczerze zachwyconych audiowizualną stroną tej mrocznej baśni osadzonej w świecie wielkiej mody. Dla nich Refn jest wizjonerem wyprzedzającym swoje czasy, ostatnim prawdziwym eksperymentatorem kina. Ciebie też historia początkującej modelki Jesse pozostawiła z tak mieszanymi uczuciami, że nie wiesz, co o tym wszystkim myśleć? Przeczytaj nasze recenzje: TU i TU.
Mother! (reż. Darren Aronofsky, 2017)
Oj, posypały się Złote Maliny… Dostało się nawet pupilce krytyków, Jennifer Lawrence. Z drugiej strony, napisano też wiele ciekawych analiz i dopatrzono się głębokich sensów. Biblijny moralitet i przestroga dla niszczącej środowisko naturalne ludzkości? Pretensjonalny do bólu paździerz, dla niepoznaki zasłonięty grubą warstwą symboliki i metafory? A może odważny, ale chybiony eksperyment jednego z najciekawszych amerykańskich reżyserów średniego pokolenia? Jak różnie można odebrać najnowszy film Aronofsky’ego, mogliście przeczytać u nas – w tekście przychylnym i nieprzychylnym. Za rozczarowanie widzów w dużej mierze odpowiedzialna jest chybiona kampania promocyjna, reklamująca film jako horror – szufladka tak tutaj niepasująca, że wychodzący z kina zawiedzeni miłośnicy grozy mogliby śmiało żądać zwrotu pieniędzy za „niezgodność produktu z opisem”. Zapowiadający multum akcji i paczkę fajerwerków trailer jak pięść do nosa pasował do tego trudnego, wizyjnego, surrealistycznego obrazu o niepokojącej wymowie.
Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi (reż. Rian Johnson, 2017)
Podobne wpisy
Równie dobrze mogłabym wybrać każde inne star warsy nakręcone po 1983 r. – prequele, sequele, spin-offy… Cel każdej z tych produkcji był jednocześnie prosty i z góry skazany na porażkę: reanimować nieuchwytną magię oryginalnej trylogii. Odnowiona przez Disneya gwiezdna saga budzi skrajne emocje, ale najwięcej kłótni spośród zrealizowanych do tej pory filmów wywołał chyba Ostatni Jedi. Część widzów była zachwycona, doceniono odwagę reżysera, który poszedł na przekór oczekiwaniom, wprowadzając nową jakość i powiew świeżego powietrza (odwrotnie niż recyklingujący Nową nadzieję J.J. Abrams). Inni „unowocześnione” SW odebrali jako miałkie, nudne, bez wyrazu, gubiące ducha serii. Solą na krwawiące serca fanów była latająca Leia, zakochana w Finnie Rose, obrażony na całą galaktykę Luke i Laura Dern niedzieląca się planem działania z własną załogą.
Kiedy Star Wars traci starych fanów, to zyskuje nowych. Dla części młodszych widzów to właśnie wersja Disneya, nie Lucasa, jest tą, od której zaczęła się ich przygoda z tym uniwersum. Jakie pokolenie, takie Gwiezdne wojny – patrząc na box office i zyski z gadżetów, Ostatni Jedi dobrze wpisuje się w gusta większości, a na tym bez wątpienia najbardziej zależy producentom.
Które filmy z tej listy kochacie, a których nienawidzicie? Co jeszcze mogłoby się na niej znaleźć? Dajcie znać w komentarzach!