Filmy, które NAJMOCNIEJ PODZIELIŁY WIDOWNIĘ – i dzielą nadal
Showgirls (reż. Paul Verhoeven, 1995)
Chyba na żaden inny film z lat 90. nie urządzono tak zaciekłej nagonki. Historia pięknej tancerki Nomi, która wyrusza do Las Vegas w nadziei na karierę, została zmieszana z błotem przez krytykę i zasypana deszczem Złotych Malin nie tylko w 1996 r., ale i w 2000 r., kiedy to na inauguracyjnej gali przyznano Showgirls tytuł najgorszej produkcji dekady. Wcielająca się w główną bohaterkę Elizabeth Berkley nie wytrzymała fali hejtu i występ w filmie przekreślił jej aktorską karierę. Do dzisiaj Showgirls powszechnie uważane jest za synonim kiczu i złego smaku.
Drugie życie podarowały Showgirls kasety VHS. Obraz Verhoevena sprzedawał się świetnie, zarabiając na rynku kasetowym ponad sto milionów dolarów. Do dzisiaj znajduje się w pierwszej dwudziestce największych bestsellerów MGM. Oprócz popularności film zdobył też serca niektórych profesjonalnych krytyków, np. w Polsce wielkim fanem Showgirls jest Michał Chaciński. Dostrzegają oni w nim pastisz tak genialny, że… łatwo się nabrać, iż wcale pastiszem nie jest, a histeryczne aktorstwo i drewniane dialogi są na serio.
Film szyderczo naśladuje rzeczywistość, o której opowiada (szybka kariera, show-biznes, wszystko w estetyce ckliwych, produkowanych taśmowo filmideł), po to, by w szokującym zakończeniu postawić te klisze na głowie i złamać im kark. Poza tym to cały czas jest Verhoeven – doskonały pod względem technicznym, zachwycający w każdym kadrze, odważny i zmysłowy. Grzebiąc w Internecie, można znaleźć różne teorie spiskowe co do przyczyn ostracyzmu, jaki spotkał Showgirls ze strony amerykańskiego środowiska filmowego – ponoć Verhoeven miał zanadto obnażyć niewygodną prawdę o funkcjonowaniu Hollywood, a nawet zainspirować się autentycznymi wydarzeniami. Kto wie? W świetle brudów ujawnionych przez akcję #MeToo wcale nie wydaje się to nieprawdopodobne.
Szamanka (reż. Andrzej Żuławski, 1996)
Na przykład z rodzimego podwórka wybrałam film, który podzielił Polaków ze względów innych niż polityczne – za dużo tego mamy w otaczającej nas rzeczywistości. Szamanka to chyba najskrajniej oceniane dzieło jak zawsze niejednoznacznego Andrzeja Żuławskiego. Nakręcony po sześciu latach przerwy i zagranicznej, francuskiej karierze, ze scenariuszem napisanym przez literacką gwiazdę lat 90. Manuelę Gretkowską i z główną rolą będącego wówczas u szczytu popularności Bogusława Lindy… oczekiwania były wielkie, tak samo jak zażenowanie, a nawet wściekłość większości widzów już po premierze. Zmasowany atak na film przypuścił Kościół katolicki, dotknięty sprofanowaniem symboli religijnych. Jak łatwo można Szamankę wyszydzić, pokazał na YouTube Masochista, wyśmiewając i mieszając dzieło Żuławskiego z błotem. Niestety, największą cenę po raz kolejny zapłaciła główna aktorka. Dla 21-letniej Iwony Petry była to pierwsza i ostatnia ważna rola w życiu. Roznegliżowane sceny, przy których Żuławski miał dopuszczać się nadużyć, w połączeniu z bardzo negatywnym odbiorem filmu, w tym także gry aktorskiej samej Petry, którą atakowano personalnie, doprowadziły do załamania nerwowego dziewczyny. W szpitalu psychiatrycznym spędziła kilka lat. Zdaniem swoich zwolenników Szamanka pozostaje dziełem głęboko niezrozumianym i niesprawiedliwie potraktowanym. Formalne eksperymenty Żuławskiego uchwycone na klimatycznych zdjęciach Jaroszewicza zebrały bardzo przychylne opinie za granicą, m.in. we Francji i Korei.
Idioci (reż. Lars von Trier, 1998)
Kontrowersyjny jest cały Lars von Trier. Wystarczy wspomnieć, jak głośno było w ostatnich latach o dylogii Nimfomanka czy o Antychryście. Wystarczy też obejrzeć zwiastun Domu, który zbudował Jack, by się przekonać, że reżyser ani myśli spokornieć. Ale nowych filmów von Triera nie byłoby bez Dogmy 95, czyli współtworzonego przez niego manifestu, w którym postulowano minimalizm formalny, trzymanie się realiów, skupienie na bohaterze i opowiadanej o nim historii. Już sama estetyka Dogmy, jako celowo „brzydka”, nieatrakcyjna i zazwyczaj poruszająca drażliwe tematy, wywoływała różne reakcje. Dla jednych jest to najlepsze, co się mogło kinu przydarzyć, najciekawszy (ostatni?) awangardowy ruch lat 90., dla innych – odarcie filmu z tego, co „filmowe”, a tym samym pozbawienie go magii.
O ile wpływu Dogmy u von Triera dopatrzymy się już we wzruszającym Przełamując fale, to najpełniej jej postulaty zostały zrealizowane w Idiotach. Obraz szokuje nie tylko skrajnym naturalizmem, kamerą „z ręki”, niemal pornograficznymi scenami seksu i ostentacyjnie amatorskimi środkami wyrazu, ale także tematyką. Historia grupy przyjaciół, którzy w akcie buntu zaczynają udawać osoby upośledzone intelektualne, sprowokowała szereg dyskusji co do traktowania przez państwo i społeczeństwo ludzi niepełnosprawnych.