Filmy, które mają 0% POZYTYWNYCH RECENZJI na Rotten Tomatoes
Dla tych, którym nazwa serwisu jest obca – Rotten Tomatoes zajmuje się zbieraniem ocen krytyków i wyliczaniem na ich podstawie, jak duży procent pozytywnych not uzyskał dany film. W przypadku sławnych produkcji liczba ocen opływa w setki, jednak przy okazji mniejszych zdarza się po kilka recenzji, a czasami nawet zero. Aby uzyskać jakkolwiek miarodajną statystykę, w tym zestawieniu biorę pod uwagę wyłącznie filmy, które otrzymały przynajmniej 20 tekstów recenzenckich. Oczywiście nie wymieniam wszystkich po kolei, gdyż to zadanie byłoby karkołomne. Zamiast tego wybrałem najciekawsze z nich – czy to z powodu kontekstu powstania, tematyki, czy słynnych nazwisk w obsadzie. Kto wie – może pośród tych niechlubnych przykładów znajdziecie coś, co wpadnie wam w oko!
Gotti
Zaczynamy od dużego kalibru – John Travolta, który od wielu lat nie może znaleźć dla siebie miejsca w Hollywood, podjął się roli postaci istotnej historycznie. Gotti, bo o nim mowa, był przywódcą mafijnej rodziny Gambino, ogromnej i niezwykle wpływowej organizacji przestępczej, która swego czasu trzęsła fasadami Ameryki. Film opowiada historię tego (anty)bohatera, na pierwszym planie umieszczając właśnie kreację Travolty. I chociaż widać po aktorze, że naprawdę się stara – a może i nawet liczy na nagrody za swoją pracę – to sama produkcja rozchodzi się w szwach. Realizacja na poziomie niższym niż przeciętny film telewizyjny, okropny montaż – raz do znudzenia statyczny, innym razem strzelającymi ujęciami jak z karabinu, a w końcu i zły scenariusz – nieangażujący, schematyczny i po prostu nudny.
Pola Londynu
O Amber Heard pisze się ostatnio… różnie. Bardziej niż bohaterką współczesnego kina stała się bohaterką skandalu obyczajowego z Johnnym Deppem. Co ciekawe, w tym filmie grają oboje, choć pierwsze skrzypce przejmuje Heard. Wciela się w rolę przywołującą schemat femme fatale z klasycznego kina noir, tyle że w nowoczesnym, nastawionym feministycznie wydaniu. Kobieta ta podejrzewa, że wkrótce padnie ofiarą morderstwa, mimo to jej skłonność do podejmowania ryzyka nakazuje jej uwikłanie się w romans z trójką mężczyzn. Oparta na prozie Martina Amisa historia już w oryginale nie była zbyt ciekawa, a debiutujący reżyser Mathew Cullen nie potrafił wykrzesać z niej niczego więcej. Efektem jest niedorzeczny, na każdym kroku prowokujący do zerkania na zegarek niby-thriller, od którego bardziej interesująca jest zakulisowa rozgrywka byłego małżeństwa.
Spisek
Donald Sutherland, Linda Hamilton, Stephen Lang, Terry O’Quinn – czy z taką obsadą coś się może nie udać? Może – na przykład wszystko. Sami aktorzy nie pociągną bowiem przewidywalnej intrygi i nawet ich obecność nie wpłynie na uwagę widza w takim stopniu, żeby ten nie zaczął usypiać z nudów. A tym grozi seans Spisku – snem. Choć trudno uznać to za groźbę, jako że wtedy unikniemy słuchania płaskich, żenujących dialogów i oglądania Charliego Sheena, od którego wiecznie zdziwionego wyrazu twarzy nie uwolnimy się na długo po zakończeniu projekcji. Przyłączam się do negatywnego odbioru krytyków i stanowczo nie polecam – włączacie na własną odpowiedzialność.
Cabin Fever
Cabin Fever to remake Śmiertelnej gorączki z 2002 roku. Film opowiadał historię grupy nastolatków spędzających wakacje w domku w górach, podczas których zaczynają umierać od choroby objawiającej się krwawymi wrzodami na skórze. Wyszedł spod ręki Eliego Rotha, więc zależnie od waszej sympatii lub antypatii do jego twórczości wrażenia mogą być różne. To powiedziawszy – remake jest o wiele gorszy. Roth ma ogromną wiedzę filmową i potrafi przekuć sceny w cytaty do innych dzieł popkultury. Odpowiedzialny za Cabin Fever Travis Zariwny najwyraźniej takimi zdolnościami nie dysponuje. To typ horroru, który przede wszystkim nas śmieszy, zazwyczaj nieintencjonalnie, i błyskawicznie staje się czymś oglądanym wyłącznie w kontekście ironicznym. W przeciwnym wypadku oczekujcie wyłącznie zażenowania.
Prawdziwe zbrodnie
Mamy polski akcent w dzisiejszym zestawieniu! W tym poważnym (zbyt poważnym) kryminale Jim Carrey wychodzi poza emploi i portretuje postać Tadka prowadzącego dochodzenie w sprawie morderstwa na polskiej prowincji. W obsadzie znaleźli się także Agata Kulesza i Robert Więckiewicz i niestety w obu przypadkach słychać, że konieczność porozumiewania się po angielsku stanowiła dla aktorów problem. Nie jest to jednak największa wada produkcji, gdyż jej ślamazarne tempo w połączeniu z ekspozycyjnymi, pisanymi jak dla robotów dialogami i kontrowersyjnymi zabiegami formalnymi prawdopodobnie wymęczą nas tak bardzo, że nie będziemy już mieli siły przyczepiać się do innych rzeczy. Można oglądać jako double feature z M jak morderca.
Linia ryzyka
Piękne kobiety, raj dla miłośników motoryzacji, nielegalne wyścigi – z czymś wam się to kojarzy? Dokładnie – chodzi o Linię ryzyka z 2007 roku! Wątpliwa jakość artystyczna tego dzieła uderza nas w twarz na każdym kroku. Scenariusz napisany przez pasjonata samochodów, a także producenta filmu, Daniela Sadka, jest po prostu tragiczny. Nie ma tu nawet pół dobrze zbudowanej postaci, wszyscy bohaterowie mają po jednej cesze charakteru, a motywacja protagonistki (śmierć ojca na torze NASCAR) wywołuje uśmiech politowania. Niestety także wyścigom nie oddano tu sprawiedliwości, bo przez nieumiejętny montaż te są niemalże nieoglądalne. Bardzo trudno wtedy zrozumieć, co się dzieje na ekranie, gdzie znajdują się obecnie postacie i jaki jest ich cel. Najciekawsze w tym wszystkim jest źródło finansowania filmu – upadła firma Sadka zajmowała się udzielaniem kredytów subprime, a więc jest współodpowiedzialna za kryzys ekonomiczny w USA w latach 2007–2010, którego temat podejmowało Big Short.