BIG SHORT. Ziszczony koszmar bankiera
Kryzys finansowy, który rozpoczął się w 2007 roku, staje się kolejnym tematem dla amerykańskiej kinematografii. Niezbyt przyjemny motyw w rzeczywistości. Jako zaczyn filmowego spektaklu, znakomite zagadnienie. Kilka lat temu na ekranach kin zagościła Chciwość (Margin Call), gdzie Kevin Spacey, Demi Moore, Paul Bettany i Jeremy Irons przybliżali widzom przebieg pierwszych trzydziestu sześciu godzin kryzysu na Wall Street. Trzymający w napięciu, wciągający, przejrzysty (mimo złożonego zagadnienia). Wraz z nastaniem nowego roku do kin wchodzi Big Short – najnowszy film Adama McKaya traktujący o początkach krachu na rynku nieruchomości, który z czasem urósł do rozmiarów globalnego finansowego kryzysu.
Rok 2005. Analityk w funduszu Scion Capital, doktor Mike Burry (Christian Bale) bada kredyty wysokiego ryzyka, których banki udzielają osobom o niskiej zdolności kredytowej. Według jego wyliczeń rynek nieruchomości załamie się w roku 2007, ponieważ rosnące oprocentowanie znacznie obciąży klientów, a ci nie będą mogli spłacić należności. I choć jego prognoza brzmi absurdalnie dla współpracowników, jest on przekonany o swojej racji. Chcąc zarobić na swoich wyliczeniach, odwiedza banki z absurdalną propozycją – skupuje masowo swapy – które będąc zabezpieczeniem kredytów, wydają się bezsensowną inwestycją. Zagadkowe poczynania Burry’ego intrygują pracownika Deutche Banku, Jareda Venneta (Ryan Gosling), który uświadamia sobie, że zagrożenie rynku jest całkiem realne, tylko nikomu przedtem nie przyszło to do głowy. Nawiązuje on współpracę z innym finansistą, Markiem Baumem (Steve Carell), który upatruje w nadchodzącym krachu początek globalnej katastrofy ekonomicznej.
Big Short jest śmiałą próbą przedstawienia początków kryzysu finansowego w możliwie przystępny sposób, na dodatek balansując pomiędzy dramatem a komedią. Ponieważ scenariusz (oparty o książkę Michaela Lewisa) dotyczy faktów, w dodatku mających miejsce niedawno – twórcy musieli odnaleźć się w świecie przedstawionym bez zbyt dużej ingerencji w niego. Chcąc uczynić film lekkim, reżyser stosuje serię sprawdzonych zabiegów formalnych. Burzy czwartą ścianę, dając bohaterom możliwość wypowiedzi wprost do widza, jak robił to Leonardo DiCaprio w przebojowym Wilku z Wall Street – obecność Margot Robbie w Big Short jest też czytelnym nawiązaniem do filmu Scorsesego. Stosując dynamiczny montaż skojarzeniowy, twórcy kondensują przekaz, by widz otrzymał jak najwięcej informacji w krótkim czasie. Adam McKay tworzy bohaterów pierwszoplanowych tak, by byli różnorodni (aspołeczny Burry, wymuskany Vennet i bezczelny Baum), co dodaje filmowi kolorytu. Na drugim planie szczególną uwagę zwraca Brad Pitt jako emerytowany finansista, Ben Rickert. Swoją obecnością dodaje filmowi klasy, jest on także współproducentem Big Short. Jego postać pomaga dwóm młodym, początkującym przedsiębiorcom, którzy zaangażowali się w zamieszanie na rynku nieruchomości by zarobić duże pieniądze. I choć jest to wątek drugoplanowy, właśnie Ben Rickert wypowiada zdanie najdosadniej obrazujące dramat kryzysu:
Jeśli mamy rację, ludzie stracą domy, pracę, emerytury. Pieprzona bankowość zamienia ludzi w cyfry. Wiedzieliście, że 1% wzrostu bezrobocia oznacza, że 40.000 osób umrze?
Wiedzieliście o tym?
Między elementami dramatycznymi a komediowymi panuje tu dysonans, który psuje film. Baum, Burry, Rickert – o każdym z nich jest garść informacji z przeszłości, które mają pogłębić psychologię postaci – co nie pasuje do całej konstrukcji Big Short. Dzieło McKaya jest czymś mniej poważnym od wspomnianej Chciwości, a przy tym mniej zabawnym od Wilka z Wall Street (mimo stosowania podobnych zabiegów). Jest także najsłabszy z tego zestawu. Odbiór także utrudnia nagromadzenie branżowej terminologii, której właściwie nikt w filmie nie tłumaczy (a ilu widzów będzie wiedziało, czym są swapy, CDS, kredyt subprime czy bańka finansowa?). W efekcie do kin trafił dowód na to, że Steve Carell jednak jest zdolnym aktorem, który nie da się przyćmić ani przez Bale’a ani Pitta. Jednak po wyjściu z kina można poczuć się skołowanym, niczym Deutche Bank podczas kryzysu.
korekta: Kornelia Farynowska