Filmy akcji, które skradły dla siebie KOBIECE BOHATERKI
Film akcji to męska domena. Większość ikon tego gatunku filmów to mężczyźni, podziwiani za swoją brutalność, siłę, umiejętność walki i oddanie ideom po męsku rozumianego honoru. Mocno różni się jego postrzeganie jednak od żeńskiej wersji. Może jest to jedna z wielu przyczyn, dla których kobiety w kinie akcji spotyka się rzadko, chociaż współcześnie coraz częściej. Kobiece priorytety w życiu są po prostu inne. Wykraczają poza abstrakcyjny honor, a ślepą brutalność zastępują troską o podtrzymanie gatunku nie w sensie króliczego płodzenia, lecz opieki nad tymi, którzy już się urodzili. Jest jednak taka kategoria filmów akcji, gdzie kobiety towarzyszą głównym bohaterom i przyćmiewają ich swoimi osobowościami, lub chociażby im dorównują.
Linda Hamilton jako Sarah Connor, „Terminator 2: Dzień sądu” (1991), reż. James Cameron
Pierwsza myśl, która mi przyszła do głowy, co do Lindy Hamilton, to jej rola w pierwszej części Terminatora. To jednak byłoby niesprawiedliwe zarówno ze względu na Arnolda Schwarzeneggera, jak i postać Sarah Connor. Wtedy jeszcze była to mocno przestraszona dziewczyna, która nie zdawała sobie sprawy, co ją czeka. Dojrzała do prawdziwej walki w drugiej części i wzbiła się na poziom narratora opowieści; mądrego, uciekającego sztampie i patosowi, a jednak pokazującego rzeczy ważne. Arnold zaś, nie mniej legendarny, wraz z Connor dopiero stworzył pamiętny duet człowieka i maszyny.
Emily Blunt jako sierżantka Rita Vrataski, „Na skraju jutra” (2014), reż. Doug Liman
Głównym bohaterem jest bez wątpienia Tom Cruise. Nie zamierzam mu tej pozycji odebrać. Zapewne jednak twórcy scenariusza nie przewidzieli, że tworząc postać partnerującą majorowi Cage’owi, czyli zaprawionej w bojach pani sierżantki, przesunął go na drugi plan. Zwłaszcza ze względu na jego status – spotkała go degradacja i kompletnie brak mu doświadczenia bojowego – który przejawia, miejscami aż zbyt wyraźnie. Dopiero z czasem staje się prawdziwym wojownikiem, lecz jego partnerka nie słabnie jako osobowość.
Charlize Theron jako Cesarzowa Furiosa, „Mad Max: Na drodze gniewu” (2015), reż. George Miller
Były takie momenty filmu, że bez mrugnięcia okiem wybrałbym Maxa na tę postać, która rządzi, która kieruje fabułą, ale tym samym uległbym pewnemu nawykowi, wedle którego widzowie w filmach akcji zawsze postrzegają mężczyzn jako te ważniejsze postaci. Furiosa i Max tworzą zespół, który wydaje się zimny i interesowny. Nie ma w nim seksu ani romantyzmu. Jest chęć realizacji celu, którym jest ucieczka. To Furiosa jednak daje siłę Maxowi, inaczej uległby on swoim lękom, cierpieniu z powodu utraty rodziny i zwątpieniu. Furiosa nie pozwala mu ostatecznie upaść w ciemność.
Tessa Thompson jako Agentka M, „Men in Black: International” (2019), reż. F. Gary Gray
Jej siłą jest to, jak szybko się rozwija w ramach organizacji MiB. Na dodatek uroda Tessy Thompson jest znacznie bardziej interesująca niż Chrisa Hemswortha, co w połączeniu z jej zachowaniem, żartobliwym, lecz trzymającym poziom w porównaniu z popisami Agenta H, przydaje jej dystyngowania – owszem, komediowego, ale jednak dystyngowania. Widzowi łatwiej jej zaufać, bo jest charakterologicznie stabilniejsza, a H uzyskuje ten poziom powagi dopiero w drugiej połowie filmu. Agentka M więc przyćmiewa swoim blaskiem całe biuro MiB.
Carrie-Anne Moss jako Trinity, seria „Matrix”, 1999–2021, reż. siostry Wachowskie
Wcale bym się nie zdziwił, gdyby to ona była wybrańcem, samodzielnie, jako kobieca siła skrywająca się u podstawy wszechświata. Opowieść potoczyła się jednak inaczej, lecz rola Trinity w przeżyciu Neo jest niebagatelna. Nie byłby w stanie stoczyć ostatniej bitwy ani przetrwać nauki bez jej siły, może i wiary w Wybrańca, a co najważniejsze – miłości. Jak to brzmi dla filmu science fiction – tak jak ma brzmieć. Siostry Wachowskie ukryły pod postacią sci-fi wiele metafor, które możemy czytać dzisiaj coraz śmielej, w tym tę, że to dopiero pokora wobec czasu i zmiany jako takiej uczy nas, że płciowość ma tyleż twarzy co agent Smith.