Filmowy profiler #16. Margaret White. Carrie (1976)
Ciężar emocjonalny i symboliczny Carrie de Palmy nie byłby ani w połowie tak odczuwalny, gdyby reżyser zdecydował się skompletować obsadę wedle fabularnych wskazówek Kinga.
Tytułowa bohaterka u mistrza horroru jest ociężała, tępawa, powolna, ma ciastowatą twarz pokrytą pryszczami i świńskie, małe oczka. Filmowa Carrie natomiast jest szkolną ofiarą głównie z uwagi na paraliżującą nieśmiałość, dziwaczne stroje i zamknięcie w sobie.
Pod względem fizycznym jest natomiast kreowana raczej na madonnę prerafaelitów niż pulchną niezgrabę – widzimy to wyraźnie w jednej z pierwszych scen pod prysznicem, kiedy kamera ślizga się z niemal zmysłowym upodobaniem po jej piersiach, biodrach i plecach. Już samo to jest sygnałem, że fizyczność i zahamowana seksualność będą mieć w filmie znaczenie kluczowe. Budząca się kobiecość Carrie to dla jej matki, Margaret, niemal życiowa porażka. Kobiecość to pokusa i grzech, to bezeceństwo, wstyd i brud, to zejście na ścieżkę w przyspieszonym tempie prowadzącą do piekła! Ona, Margaret, coś o tym wie, w końcu sama tę ścieżkę przemierzyła.
Oto, jak Stephen King opisuje matkę Carrie:
“(…) była bardzo wysoka i zawsze chodziła w kapeluszu… stopy zawsze jakby wylewały się z pantofli… jej niebieskie oczy, powiększone przez dwuogniskowe okulary bez oprawek, patrzyły bystro i surowo… była tęgą kobietą o muskularnych ramionach… włosy, przed rokiem czarne, były niemal zupełnie siwe”. W innym miejscu Margaret jest przez (nieobiektywnego co prawda) członka rodziny określana jako posiadaczka “twarzy podobnej do tyłu ciężarówki i takiejż figury”, widzimy ją też, jak szura rozczłapanymi kapciami. Niezależnie od urody czy jej braku promieniuje siłą, tężyzną fizyczną, potęgą mięśni. To kobieta zdolna stłuc szczotką samego diabła i na pewno nie ma w niej grama niewieściej słabości – tę pokonała dawno temu.
Ten opis nijak jednak nie pasuje do filmowej Margaret, odtwarzanej przez Piper Laurie. Piper w młodych latach była ucieleśnieniem wizerunku rudowłosej kusicielki, i oglądając Carrie, trudno się opędzić od tego skojarzenia, co wydaje się zabiegiem przemyślanym i celowym.
Córka jest dla Margaret uosobieniem upadlającego grzechu i to nie tylko dlatego, że poczęła się z odrażającego aktu płciowego. Przede wszystkim jest symbolem upadku i klęski, ponieważ odrażający akt płciowy sprawił Margaret przyjemność. Rude włosy, zmysłowe usta, subtelna uroda i zgrabne ciało ukryte pod workowatą nocną koszulą w innym życiu byłyby dla niej sprzymierzeńcem. Dla filmowej Margaret nie tylko dojrzewająca córka jest wyrazicielką występku, ale i jej własna twarz w lustrze. Próba sił między tymi dwiema kobietami wykracza więc poza religijny szantaż i emocjonalną przemoc – podskórnie zdaje się zahaczać o rywalizację. Im bardziej Carrie ulega “pokusie”, tym bardziej Margaret uświadamia sobie istnienie tej pokusy i to, że łatwo mogłaby sama ją do siebie dopuścić.
Jednym z najbardziej niesławnych przypadków manii religijnej, która przeobraziła się w agresję skierowaną w kierunku własnego potomstwa, jest przypadek Andrei Yates. Andrea w lipcu 2001 roku utopiła w wannie pięcioro dzieci. Najstarsze miało siedem lat, najmłodsze – sześć miesięcy. To właśnie po urodzeniu najmłodszej córki Mary Andrea zapadła na ostrą depresję poporodową. Nie był to pierwszy taki przypadek w jej życiorysie, ale Yates z mężem Rustym naiwnie sądzili, że uda się nad tym zapanować przy pomocy odpowiednich leków. Wspomniana depresja wraz z pogłębiającą się psychozą doprowadziły do tragedii.
Jeszcze przed ślubem Andrea i Rusty ustalili, że powołają na świat tyle dzieci, “ile tylko natura i Bóg pozwolą”. Z pierwszą trójką gnieździli się w przyczepie. Po przeprowadzce i narodzinach czwartego syna stan zdrowia matki gwałtownie się pogorszył. Kilkukrotnie próbowała popełnić samobójstwo i chociaż leki ustabilizowały sytuację, lekarze stanowczo zalecili, by para powstrzymała się od dalszego rozmnażania. Siedem tygodni po otrzymaniu tego zalecenia Andrea znów była w ciąży. Kilka miesięcy po narodzinach córki Mary zmarł ojciec Yates i od tego momentu sytuacja potoczyła się lawinowo. Chociaż Andrea odstawiła leki, regularnie się samookaleczała, przestała karmić niemowlę i spędzała całe dnie na lekturze Biblii, nikt do końca nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo poważny jest jej stan i że w cichości ducha planuje już zbrodnię. W więzieniu podała takie oto wyjaśnienie swojego czynu:
“(moje dzieci popełniły) siódmy grzech główny. Nie były prawe. Ich upadek wyniknął z tego, że ja byłam zła… Wychowując się pod moim okiem, nigdy nie mogłyby zostać zbawione. Byłyby skazane na ogień piekielny”. Wyznała również więziennemu psychiatrze, że jej dzieci znajdowały się pod ciągłym wpływem szatana i dlatego były nieposłuszne.
Mania religijna współistniała z chorobą psychiczną również u Julii Lovemore. Cierpiąca na zaburzenia afektywne dwubiegunowe kobieta w 2009 roku zadławiła swoją sześciotygodniową córeczkę Faith, wpychając jej do gardła strony wyrwane z Biblii. W dniu, kiedy do tego doszło, rodzinę Lovemore odwiedziło dwóch pracowników opieki społecznej. W pierwszym rzędzie natknęli się na pana domu, który na kolanach głośno skandował modlitwy, modląc się do Boga o “wypędzenie diabła z ciała Julii”. Niestety, nie uznali za stosowne sprawdzić, w jakim stanie jest sama Julia oraz jej dzieci, chociaż odpowiednie służby były już wówczas świadome zagrożenia, jakie fundamentalistyczne i fanatyczne poglądy małżeństwa Lovemore potencjalnie stwarzały dla Faith i jej starszej siostry Angel.