FILMOWE rozczarowania ROKU 2020

Artemis Fowl, reż. Kenneth Branagh
Podobne wpisy
Po pierwsze Kenneth Branagh, po drugie czas trwania, po trzecie scenariusz, po czwarte efekty specjalne. Wydaje mi się, że Branagh nie miał zbyt wielkiego znaczenia przy produkcji filmu. Został tzw. Disneyowskim figurantem. Zadziwiający jest czas trwania – przy takim materiale literackim nie znalazło się chociażby 30 minut więcej? Filmy sprzed 20 lat miały lepszy mockup. Generalnie zawód na całej linii, no i te banalne dialogi. Rozumiem, że film był pozycjonowany dla młodszego widza, ale znam trochę nastolatków i posługują się oni o wiele bardziej skomplikowanym językiem niż dialogi w Artemis Fowl. Film nie nadaje się nawet, żeby być zapychaczem tła, bo nie posiada zupełnie klimatu. Gra aktorska również jest ciosana z grubych kawałków drewna. Nikt się przy tym tytule po prostu nie starał, żeby on jakoś wyglądał. Odnoszę wrażenie, że twórcy na siłę chcieli wydać zakontraktowaną kasę.
Enola Holmes, reż. Harry Bradbeer
Wszystko przez zwiastun, w którym przewijał się Henry Cavill. Zostałem po prostu oszukany, bo sądziłem, że będzie go w filmie znacznie więcej. Na szczęście wszystkie te momenty, kiedy się pojawiał, uzyskiwały jakiś okruch fabularnej klasy. A najgorszy był sposób narracji i te bezsensowne, do bólu przegadane komentarze zza kadru głównej bohaterki – Enoli (Millie Bobby Brown). Zapewne zostały wprowadzone po to, żeby ułatwić zrozumienie fabuły młodszym widzom, chociaż bez tej pomocy i tak by sobie poradzili, jeśli tylko byliby w miarę inteligentni. Niemniej zabieg ten irytuje tak bardzo, że właściwie skreśla cały film, a mógł to być całkiem dobry, niedzielny, komediowo-sensacyjny produkt rozrywkowy.
Rebeka, reż. Ben Wheatley
Jakże pięknie podsumował ten film mój kolega z redakcji, Jan Dąbrowski. Pozwolę sobie go zacytować – Jedyne, co się unosi podczas seansu, to ręka przykładana do czoła w geście rozpaczy. Trudno mi uwierzyć, że reżyser Rebeki zrobił tak genialny High-Rice. Przez cały seans zastanawiałem się, czy oglądam romans, czy thriller, a jeśli ten drugi, to kiedy się wreszcie zacznie. Nie doczekałem się. Główni aktorzy zaś dali pokaz tego, jak wyglądać i nic nie robić, a już na pewno nie przekazywać emocji. Nie wiem, co reżyser miał na celu, kręcąc po raz kolejny Rebekę. Może chciał pokazać oszałamiające plenery, piękne stroje, bogate wnętrza i rewelacyjny profil Armiego Hammera? A może chciał udowodnić Hitchcockowi, że potrafi?