Długa droga RAMBO. Historia słynnej serii z SYLVESTREM STALLONEM

Twardziel o duszy Jamesa Deana
Podobne wpisy
Szefowie Carolco, Andrew Vayna i Mario Kassar, nabyli prawa do ekranizacji książki Morrella za 385 tysięcy dolarów. Część budżetu produkcji, w tym 2-milionową gażę dla Sylvestra Stallone, pokryli z pożyczek zaciągniętych w europejskich bankach. Podejmowali przy tym spore ryzyko. Powieść Morrella była co prawda bestsellerem, lecz w ciągu dziesięciu lat od jej publikacji nie tylko zmieniło się społeczne nastawienie do weteranów wojennych, ale i w Hollywood zaczęły wiać inne wiatry. Wyniki box office’ów, w których prym wiodły filmy Spielberga i Lucasa, świadczyły, że widownia oczekuje od kina przede wszystkim rozrywki i ma już dość epatowania pesymizmem typowym dla przełomu lat 60. i 70. Należy też pamiętać, że do roku 1982 żaden film z udziałem Stallone, za wyjątkiem dwóch części Rocky’ego, nie okazał się wielkim sukcesem, a wyprodukowana właśnie przez Vaynę i Kassara Ucieczka do zwycięstwa (1981) ledwo zarobiła na pokrycie budżetu. Projekt wymagał zatem ostrożnego podejścia. Postanowiono złagodzić brutalność pierwowzoru, a morrellowskiego psychopatycznego zabójcę uczłowieczyć. Wersji scenariusza było ponad dwadzieścia; ostatnią napisał osobiście Stallone. To jemu zawdzięczamy pozostawienie Rambo przy życiu w ostatniej scenie, on też nadał swemu bohaterowi imię: John (na cześć amerykańskiego lekkoatlety Johna Rambo, brązowego medalisty na olimpiadzie w Tokio w 1964 roku). Za kamerą stanął Ted Kotcheff. Film kręcono w zimowych plenerach Kolumbii Brytyjskiej w Kanadzie – kraju będącym ojczyzną Davida Morrella i Teda Kotcheffa, ale również azylem wielu amerykańskich dezerterów w czasie wojny w Wietnamie. W roli pułkownika Trautmana miał wystąpić Kirk Douglas, gwiazdor „współczesnego westernu” pt. Ostatni kowboj (1962), którego fabuła była jedną z inspiracji Morrella podczas pisania „Pierwszej krwi”. Douglas naciskał jednak na takie zakończenie filmu, w którym Trautman zabija Rambo, a następnie obwiązuje sobie głowę jego opaską. Dzięki temu opowieść (zgodnie zresztą z pierwotną intencją Morrella) wpisywałaby się w mit Frankensteinowski: pułkownik tworzy potwora, którego unicestwia gdy ten wymyka się spod kontroli. Stallone nie chciał o tym słyszeć; w jego interpretacji Rambo nie miał być potworem zasługującym na śmierć. Douglas zrezygnował, a Trautmana zagrał ostatecznie Richard Crenna.

Filmowa wersja „Pierwszej krwi”, choć zmiękcza bezkompromisowy wydźwięk oryginału, w zasadzie nie sprzeniewierza się jego przesłaniu. Tak samo porusza problem alienacji weteranów wojennych, zamykając go w formie trzymającej w napięciu opowieści sensacyjnej. Zasadnicza różnica w typologii głównego bohatera polega na tym, że w filmie psychika Rambo nie ciąży ku konfliktom – przeciwnie, bohater pragnie jedynie świętego spokoju. W swej prywatnej wojnie z policją, wywołanej przede wszystkim brutalnością zastępcy szeryfa, Rambo, na ile może, szanuje ludzkie życie. Jedynego w filmie trupa kładzie w obronie koniecznej i bardziej przypadkowo niż intencjonalnie. Jest więc postacią pozytywną, z miejsca zdobywającą sympatię większości widzów, choć jednocześnie Stallone swoją grą sugestywnie oddaje wyobcowanie i skrywaną gorycz wiarusa odrzuconego przez społeczeństwo. Człowieka oszukanego przez kraj, któremu poświęcił najlepsze lata życia, wędrującego w nieskończoność i bez celu „długą drogą, na której każdy kolejny krok jest pierwszym”.
W utrwalonej w westernach mitologii amerykańskiego zachodu zawsze istniała opozycja między Ameryką – wolnym obszarem wielkich przestrzeni, a Ameryką – cywilizacją, państwem. Między światem niezależnych kowbojów i światem szeryfów. Rambo wyraźnie identyfikuje się pierwszym z tych światów; drugi, o ile w ogóle coś dla niego kiedykolwiek znaczył, stanowi źródło samych rozczarowań. Od bolesnego zawodu bohatera film się zresztą zaczyna. W pierwszej scenie, której nie ma u Morrella, Rambo przybywa do górskiej osady w poszukiwaniu swego kolegi z oddziału, Delmera. Wtedy to pierwszy i ostatni raz widzimy go uśmiechniętego. Od matki przyjaciela dowiaduje się, że Delmer padł ofiarą wojny. Zginął jednak nie od kuli wroga, lecz zmarł po powrocie do domu, wskutek wystawienia na rakotwórcze działanie Agent Orange, herbicydu używanego przez Amerykanów do niszczenia wietnamskiego ekosystemu. Na tą wieść uśmiech z twarzy Rambo znika by nie powrócić już nigdy, w żadnym momencie któregokolwiek filmu z serii. Odtąd najczęstszym wyrazem twarzy bohatera będzie kamienna maska człowieka pozbawionego złudzeń.
Stallone wykazał się nieprzeciętną intuicją dostrzegając w swym bohaterze mentalne pokrewieństwo z postaciami granymi w latach 50. przez Jamesa Deana: reprezentantami niezrozumianego pokolenia, odrzucanymi przez obłudną protestancką większość. Grając Rambo aktor nie wahał się stosować charakterystycznych dla Deana środków ekspresji. Przejmująca kulminacja Pierwszej krwi, gdy rozklejony i płaczący John pada bezwładnie w ramiona pułkownika Trautmana (namiastki ojca), jest świadomą parafrazą słynnej sceny z Deanem i jego filmowym ojcem Masseyem z Na wschód od Edenu.
Gdyby ekranizacja „Pierwszej krwi” ściśle opierała się na powieści Morrella, zapewne byłaby dziś wymieniana wśród takiej klasyki kina rozliczeniowego, jak Goście Elii Kazana, Taksówkarz Martina Scorsesego, Łowca jeleni Michaela Cimino czy Powrót do domu Hala Ashby’ego. Wątpliwe jednak, by miała szansę zapoczątkować nowy popkulturowy mit. Tymczasem Kotcheff i Stallone to właśnie osiągnęli: nie ignorując sygnałów płynących z powieści, porwali w 1982 roku miliony widzów, kibicujących Rambo w jego nieugiętej walce o godność. Wspaniałe aktorstwo dwójki antagonistów, dynamiczna fabuła, zapierające dech zdjęcia kanadyjskich krajobrazów i przejmująca muzyka Jerry’ego Goldsmitha złożyły się na film wybitny, sprawnie łączący rozrywkowe walory kina akcji z palącą problematyką wykluczenia weteranów. Nikt jeszcze nie przypuszczał, że to właśnie Rambo – bękart wietnamskiej porażki – wyznaczy kierunek propagandzie doktryny Reagana, mającej doprowadzić Amerykę do zwycięstwa w zimnej wojnie. Nadchodził czas „rekompensaty” za klęskę, także na ekranie.