search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

Długa droga RAMBO. Historia słynnej serii z SYLVESTREM STALLONEM

Tekst gościnny

19 września 2019

REKLAMA

Powrót na wojnę

Bo Gritz

Powodem ponownego zaangażowania się Waszyngtonu w sprawy Wietnamu miała okazać się kwestia losów żołnierzy zaginionych podczas wojny w niewyjaśnionych okolicznościach. Po podpisaniu porozumień paryskich w 1973, w ramach których Wietnam Północny zobowiązał się do uwolnienia amerykańskich jeńców, z 1882 zaginionych do domu powróciło 591. Los pozostałych 1291 nadal pozostawał nieznany. W stosownym czasie opinia publiczna została wprawdzie zapewniona o powrocie do kraju wszystkich jeńców, ale ponieważ gwarancja ta padła z ust znanego z nieuczciwości Nixona, pod koniec lat 70. sprawa wciąż wydawała się otwarta. Jej rozwikłania podjął się na początku swej prezydentury Reagan, który obiecał położyć kres dwóm dekadom kłamstw. Od razu założono, że akcja odbicia ewentualnych jeńców zostanie przeprowadzona z pomocą najemników, bez angażowania się w otwarty konflikt z Wietnamem. Jednak zwiad CIA w Laosie nie potwierdził obecności Amerykanów w tamtejszych obozach jenieckich. Zupełną porażką zakończyła się samozwańcza operacja „Łazarz” dowodzona przez Bo Gritza, legendarnego weterana Zielonych Beretów. W 1982 roku Gritz postanowił na własną rękę odnaleźć i odbić amerykańskich jeńców. Ponieważ Biały Dom nie potraktował jego ambicji poważnie, środki na wyprawę musiał pozyskiwać z prywatnych źródeł. W tym celu trafił do Hollywood, gdzie Clint Eastwood i William Shatner ofiarowali mu 50 tysięcy dolarów w zamian za obiecane prawo do ekranizacji jego przygód.

Ewakuacja Sajgonu

Gritz jeńców ani nie znalazł, ani tym bardziej nie odbił, lecz jego samozwańcza misja rozpaliła wyobraźnię scenarzystów filmowych. W eksploatacji – jak się miało okazać – nowej żyły złota nie wzięli jednak udziału ani Eastwood ani Shatner. Zaraz po ukończeniu Pierwszej krwi Ted Kotcheff wyreżyserował film Niespotykane męstwo (według scenariusza Wingsa Hausera), w którym grany przez Gene’a Hackmana ojciec organizował wyprawę weteranów celem odbicia syna przetrzymywanego w laotańskim obozie, a rok później więzionych towarzyszy broni wyzwalał Chuck Norris w Zaginionym w akcji Josepha Zito. Oba filmy zwiastowały nową tendencję w ukazywaniu Wietnamu na ekranie. Stanowiły zwrot ku tradycji rozrywkowych filmów wojennych z lat 50. i 60. (Działa Navarony, Parszywa dwunastka), gdzie w akompaniamencie malowniczej pirotechniki nieugięci bohaterowie dokonywali cudów w imię postawionej przed nimi misji. Wietnamska dżungla ponownie miała zaognić się od świszczących kul, lecz amerykański żołnierz nie będzie w niej już ani chuderlawym pacyfistą robiącym za mięso armatnie, ani ludobójcą palącym wietnamskie wioski. Owszem, nurt rozliczeniowy nie przepadnie całkiem w latach 80. – przetrwa choćby w filmach Olivera Stone’a, Briana De Palmy czy arcydziele kina niezależnego Combat Shock Giovinazzo – ale coraz bardziej chłonny rynek wideo zdominują filmy o Wietnamie w konwencji heroicznego kina akcji, w którym Amerykanin zawsze ma rację. Kinowe plakaty i okładki kaset zaroją się od symboli nowej ery rozrywki: eksplozji, muskularnych herosów obwieszonych militariami, helikopterów. Nadeksponowanie tych ostatnich zyska zresztą znaczenie niemal symboliczne. Dla Amerykanów w Wietnamie śmigłowiec był zazwyczaj jedynym środkiem transportu prócz nóg. Umożliwiał szybkie dostawy, przerzuty, ewakuacje z pola bitwy. Znamienne, że podczas ewakuacji Sajgonu w kwietniu 1975 roku świat obiegły zdjęcia spychanego do morza helikoptera, które urosły do rangi symbol końca jankeskiej obecności w Wietnamie. W kinie ery Reagana śmigłowiec – ten rumak wojenny końca XX wieku – stanie się równie ważnym ikonograficznym elementem, co, nie przyrównując, koń w westernie. Trudno wyobrazić sobie film akcji z lat 80., w którym „stalowa ważka” nie zaliczyłaby choćby epizodycznego występu.

Rambo staje się legendą

Rok 1985 należał do kina akcji. Inwazja na USA, Commando, Amerykański ninja, Życzenie śmierci 3, Zaginiony w akcji 2 i wreszcie Rambo II – to tytuły do dziś zasłużenie umieszczane na Olimpie gatunku. Utrwaliły charakter bezkompromisowej rozrywki ery wideo, wychowały miliony chłopców na mężczyzn, a występujących w nich aktorów wyniosły do rangi ikon. Ugruntowany przez nie archetyp silnego bohatera, który w pojedynkę realizuje zadania, jakim nie może sprostać słaby lub zakłamany aparat państwowy, w pewien sposób sprzęgał się z liberalnym nurtem w polityce Reagana: maksimum indywidualności i samodzielności przy minimalnej ingerencji państwa.

Rambo II to zapewne najbardziej reprezentatywny film amerykański tamtych czasów: doszlifowane do perfekcji arcydzieło kina akcji i czuły barometr nastrojów politycznych. Odsiadujący wyrok w kamieniołomach Rambo otrzymuje od rządu ofertę mającą przesądzić o jego ułaskawieniu. Ma za zadanie powrócić do Wietnamu, by potwierdzić doniesienia o przetrzymywaniu tam amerykańskich jeńców. Rambo podejmuje się misji lecz na miejscu sprzeniewierza się rządowemu zakazowi odbijania więźniów (miał ich tylko namierzyć i porobić zdjęcia). Rząd (którego twarzą w filmie jest „biały kołnierzyk” Murdock grany przez Charlesa Napiera) nie chce, by prawda o jeńcach przedostała się do świadomości publicznej, toteż przerywa ewakuację, pozostawiając bohatera wraz z odnalezionymi rodakami na pastwę losu. Widzowie z satysfakcją patrzyli, jak Rambo, niczym bicz boży i vox populi, najpierw „wygrywa wojnę”, trzebiąc niezliczone szeregi Rosjan i Wietnamczyków, by na koniec postawić do pionu przedstawiciela załganych elit.

Stallone i Columbu

Rambo II pokrzepił serca Amerykanów, a widowni na całym świecie zapewnił moc niezapomnianych wrażeń: angażującą intrygę, zaskakujące zwroty sytuacyjne, a przede wszystkim brawurowe sceny akcji. Te ostatnie w pełni objawiły wojenne talenty Rambo, których zaledwie namiastkę można było podziwiać w Pierwszej krwi. Bohater eliminuje dziesiątki wrogów posługując się gołymi rękami, nożem, bronią palną, helikopterem, a nawet łukiem miotającym strzały z głowicami wybuchowymi. Okazuje się mistrzem w walce partyzanckiej i na otwartym polu. Przed rozpoczęciem zdjęć Stallone przeszedł morderczy, siedemnastotygodniowy trening kulturystyczny pod okiem Franco Columbu. Dwukrotny zdobywca tytułu Mr. Olympia, bliski przyjaciel Arnolda Schwarzeneggera, trenował Sly’a ze scenariuszem w ręku, sukcesywnie nadając mu wygląd wojownika. Szczególny nacisk został położony na zaakcentowanie partii mięśni widocznych podczas napinania łuku czy w scenie tortur, gdy półnagi Rambo tkwi rozpięty na siatce do rażenia prądem. Aktor musiał też odbyć treningi w zakresie walki wręcz, posługiwania się nożem i łukiem. Patrząc na Rambo, którego ciało wydaje się wprost zaprojektowane do walki w dżungli, przepada gdzieś utrwalony we wspomnieniach z Wietnamu obraz wielkiego i niezgrabnego amerykańskiego marine, potykającego się w gąszczu o pnącza i własne sznurówki, pokonującego zaledwie kilka metrów na godzinę. Rambo wydaje się być wtopiony w dżunglę, porusza się po niej ze zwinnością tygrysa. Widz ani na chwilę nie wątpi, że miejsce, które wszyscy nazywają piekłem, jest jego domem.

REKLAMA