search
REKLAMA
Gry

DEAD SPACE. Filmowe gry komputerowe

Mikołaj Lewalski

2 listopada 2017

REKLAMA

Dead Space 3

Ostatnia część trylogii jest ofiarą dziwnych wymagań i oczekiwań wydawcy. Po sporym, ale wciąż niewystarczającym sukcesie dwójki ktoś wysoko postawiony w EA Games postanowił, że seria Dead Space potrzebuje trybu co-op. No bo przecież nie ma nic lepszego dla nastrojowego horroru akcji niż zaprojektowanie go pod wspólną grę! Niestety wbrew jakiemukolwiek rozsądkowi zdecydowano się odejść od klimatu grozy na rzecz strzelanki, którą można (a nawet wypada) przejść z żywym towarzyszem. Amunicji jest nagle w brud, a do tego mamy możliwość tworzyć własną broń, która jest zdolna skasować całe hordy nekromorfów. Nie zrozumcie mnie źle, idea i system konstruowania własnych narzędzi zagłady to ciekawy i dostarczający sporo frajdy pomysł. Szkoda tylko, że wykonany w ten sposób oręż jest tak potężny, że zamienia Isaaca w jednoosobową armię, a twórcy testują to, rzucając w nas całymi zastępami przeciwników. Wśród tych jest kilka nowości i są one całkiem niezłe – w szczególności nekromorfy-anorektycy, których odgłosy do dziś wywołują we mnie pewien niepokój. Dodatkowo walczymy tutaj również z żywymi ludźmi i to akurat nie wypada najlepiej na tle innych trzecioosobowych strzelanek. Trzeba jednak przyznać, że wyrzynanie sekciarzy dostępną w grze bronią daje trochę perwersyjnej satysfakcji. Kultowy już plasma cutter, wyrzutnia oszczepów czy pił tarczowych, pozwalają na niezwykle przyjemną eksterminację (bez)rozumnych istot.

Kolejną dużą zmianą jest miejsce akcji. Tym razem większość fabuły rozgrywa się na mroźnej planecie Tau Volantis (śnieżna sceneria to kolejny wspólny punkt z wspomnianym wcześniej Coś). Ulatuje przez to trochę grozy – w kosmosie nikt nie usłyszy twojego krzyku, te sprawy – ale jest to zrozumiały zabieg. Nie można bez końca łazić po statkach/stacjach kosmicznych, potrzebny jest powiew świeżości. W pierwszym akcie gry pojawia się zresztą dość długa sekwencja w lodowatej próżni, więc nie można narzekać na zupełny brak tego rodzaju środowiska.

Za dużo tu walki i akcji, która niestety nie jest tak efektowna jak w poprzedniej części. Widać też mniejszą dbałość o szczegóły – animacje wyglądają gorzej niż w pierwszym Dead Space, a i sama grafika w wielu miejscach jest jakby mniej dopracowana niż wcześniej. Należy jednak zaznaczyć, że pomimo tego w grze zdarzają się prawdziwie zachwycające widoki. Nieraz potrafiłem się się zatrzymać i po prostu napawać pięknym pejzażem, zapominając o tempie akcji. Ta wciąga i generalnie może się podobać, ale nie bez zarzutów. Fabuła poszła jeszcze bardziej w stronę hollywoodzkiej filmowości, dzięki czemu intensywniej angażuje emocjonalnie, ale z drugiej strony potrafi dość niezgrabnie powielać różne ograne klisze. Momentami naprawdę można zatęsknić za minimalizmem pierwowzoru.

Świetnym pomysłem okazało się zbieranie surowców i wykorzystywanie w tym celu podręcznej sondy. To w połączeniu z większą niż wcześniej otwartością świata pozwala na satysfakcjonujący rozwój posiadanego wyposażenia w kontrolowanym (do pewnego stopnia) tempie. Niektóre odkryte lokacje możemy ponownie odwiedzić, a przez jakiś mamy swoją stałą “bazę”, która służy jako miejsce schronienia i pracy nad ekwipunkiem. Pomimo natrętnych fal przeciwników i zbytniego nacisku na strzelankowy aspekt gry całość urzeka mrocznym, zimowym klimatem. Wygląd i zachowanie śniegu oraz wpływ zimna na bohaterów i otoczenie zostały oddane bezbłędnie. Immersja w dalszym ciągu jest silna, a chłód dosłownie bije z ekranu. W ostatecznym rozrachunku Volantis Tau okazuje się być świetnym miejscem na rozgrywkę. Gdyby tylko konstrukcja poziomów nie przypominała tak często, że powinniśmy je przechodzić z żywym towarzyszem! Uwielbiam co-op, ale nie wydaje mi się, żeby główny wątek fabularny gry z serii Dead Space potrzebował czegoś takiego.

Sporo teraz narzekam, ale pamiętam, że bawiłem się przy tej grze naprawdę dobrze. Jasne, sporo rzeczy mnie zirytowało albo rozczarowało, ale spędzałem przed ekranem monitora długie godziny i ani trochę nie żałowałem zakupu. Dead Space 3 ma wiele wad, ale jego zalety pozwalają przymknąć oko na wiele z nich. Niezależnie od okazjonalnej miałkości fabuły (ten nieszczęsny trójkąt miłosny) jej finał powoduje opadnięcie szczęki i w pełni zasługuje na bycie zwieńczeniem tej świetnej trylogii. Wielka szkoda, że gracze zrażeni umiarkowanie pozytywnym odbiorem gry (według niektórych oceny 6-7/10 oznaczają niegrywalnego gniota) i nachalnie promowanym co-opem nie dali jej szansy, co przesądziło o losie ewentualnej kontynuacji. Biorąc pod uwagę to, że od premiery trójki minęło 4,5 roku, a odpowiedzialne za serię studio Visceral Games zostało niedawno zamknięte, obawiam się, że możemy jej nigdy nie zobaczyć.

Dead Space to nie tylko gry – to także komiksy, książki oraz dwa animowane filmy. Dead Space: Downfall służy jako wprowadzenie do oryginalnej gry i pomimo dość banalnej historii i leciwej kreski stanowi niezłą rozrywkę dla fana krwawego sci-fi. Dead Space: Aftermath jest pomostem między pierwszą a drugą częścią i może się pochwalić znacznie ciekawszą historią niż Downfall. Interesującym pomysłem jest przedstawienie fabuły poprzez zeznania przesłuchiwanych bohaterów – każdy opisuje inny aspekt historii i pamięta tamte wydarzenia nieco inaczej. Jest to także odzwierciedlone w stylu graficznym, co było świetnym pomysłem. Niestety oprawa głównej części filmu to najbardziej paskudna animacja komputerowa, jaką widziałem w pełnometrażowej produkcji. Retrospekcje na całe szczęście zrealizowano w formie tradycyjnej animacji – nie należy ona do najpiękniejszych, ale bywa nastrojowa.

Czy kiedyś będzie nam dane pójść do kina i obejrzeć prawdziwą ekranizację serii? Nie liczyłbym na to, ale jestem przekonany, że to mógłby być świetny film łączący stylistykę Obcego Coś. Horror science fiction to wspaniały, ale niestety nieszczególnie popularny dziś gatunek. Tyle dobrego, że w poszukiwaniu mocnych kosmicznych doznań może nam pomóc taka seria jak Dead Space.

korekta: Kornelia Farynowska

REKLAMA