CZŁOWIEK kontra ROBOTY. Filmy science fiction, w których ludzie walczą z MASZYNAMI
Znakiem rozwoju cywilizacji są maszyny, które nam pomagają, a coraz częściej zastępują. Z początku, jeszcze w czasach rewolucji przemysłowej, nikt nie spodziewał się, że kiedykolwiek powstanie tzw. sztuczna inteligencja. Myślenie literackie H.G. Wellsa czy Jules’a Verne’a nie zdarzało się często, chociaż gdyby tak dokładnie przyjrzeć się starożytności, to w nauce o bytach inteligentnych i algorytmach można szukać początków współczesnej definicji myślących maszyn.
Dzisiaj za to, kiedy rewolucja parowa daleko za nami, naszym wyobrażeniem o maszynach rządzą w dużej mierze komputery, a dokładnie to, co można za ich pomocą wymyślić na temat maszyn w świecie wirtualnym. To taka wzajemnie napędzająca się relacja między człowiekiem tworzącym maszyny a maszynami, które im bardziej są zaawansowane, tym mocniej i skuteczniej się od swoich twórców pragną uniezależnić. Pobrzmiewa w nich chęć samego człowieka, by uwolnić się od cywilizacji, która zaczyna przyjmować formę bożka, osobowego bytu, podobnie jak kiedyś w starożytności zrobili to politeistyczni bogowie, lepiąc z siebie jednoosobowego Boga.
Zmieniło się więc nieco postrzeganie wspomagających nas aparatów – ich rozwój i poziom skomplikowania wzbudza nie tylko podziw, ale i lęk, że staną się podobne do nas, a więc skłonne do złego, z własną wolą i indywidualnością. Może dlatego w filmach człowiek próbuje oswoić lęk przed nimi poprzez niekończącą walkę z myślącymi po ludzku robotami? Poniżej trochę przykładów.
Seria Transformers (2007–2018), reż. Michael Bay, Travis Knight
Podobne wpisy
Transformersów chyba wszyscy chłopcy znają z dzieciństwa, rzecz jasna ci urodzeni po 1980 roku i mający dostęp do krewnych na Zachodzie i rodzimych pewexów, gdzie czasem pojawiały się zabawki Hasbro. Wcześniej tego typu zabawek jeszcze nie było na świecie – są dość młodą serią w porównaniu z innymi superbohaterami Marvela. Mitologia Transformersów jest tym samym dość świeża, może dlatego tak dziurawa. Mimo to znalazły one wielu miłośników, wroga ludziom frakcja Deceptikonów również. Zarówno Autoboty, jak i Deceptikony to dwa odłamy tej samej rasy Cybertronian zamieszkujących Cybertron, czyli metaliczną, jak przystało na maszyny, planetę położoną w bliżej niezidentyfikowanym miejscu Drogi Mlecznej. Niewiele znaczący gatunek ludzki staje im przypadkiem na drodze, bo zamieszkuje bogatą w złoża energii Ziemię. Konflikt jest nieunikniony i raczej nie mielibyśmy w nim szans, gdyby nie Autoboty, które podobnie jak Deceptikony rozbiły się na ziemi wiele milionów lat temu i przebudziły w latach 80. XX wieku. Obydwie frakcje chcą odbudować wyniszczonego wojną Cybertrona, jednak tylko Deceptikony chcą to osiągnąć kosztem ludzkiego życia. Dzięki serii filmów Michaela Baya Transformersy stały się jednymi z najbardziej znanych maszyn walczących zarówno przeciw ludziom, jak i u ich boku.
Seria Terminator (1984–2019), reż. m.in. James Cameron, Tim Miller, Jonathan Mostow
Chociaż zysków Transformersy przyniosły twórcom o wiele więcej niż filmy o Terminatorach, to właśnie te drugie stały się postaciami kultowymi wśród starszych fanów. Główna w tym zasługa austriackiego kulturysty, Arnolda Schwarzeneggera, który zagrał najpierw robota mordercę T-101, a później przeprogramowanego sprzymierzeńca ludzi, który zakłada rodzinę i żyje jak człowiek (Terminator: Mroczne przeznaczenie). Brzmi dziwnie? Po seansie ostatniej części sagi zaręczam, że tak nie wygląda. Schwarzenegger już o to zadbał swoim wyćwiczonym przez lata dowcipem zsocjalizowanego robota. Jest on jednak jedynym wśród Terminatorów takim okazem – Marcusa Wrighta z Terminatora: Ocalenie nie liczę, bo był człowiekiem, zanim dostał się do Projektu Angel i został skonwertowany do hybrydowego organizmu. W serii Terminator sami ludzie są twórcami sztucznej inteligencji, tzw. Skynetu, która osiąga taki poziom niezależności, że decyduje się wyeliminować nasz gatunek. Maszyny niszczą ludzki świat w imię swoich racjonalnych celów. Ludzie z kolei do końca się nie poddają w imię swoich irracjonalnych, a może wręcz przeciwnie, znacznie bardziej racjonalnych i instynktownych niż u maszyn potrzeb. Nieważne, jakie by one nie były, twórcy serii w mniej lub bardziej interesujący sposób bez przerwy starają się, żeby historia nie miała końca.
Seria Matrix (1999–2003), reż. Lana i Lilly Wachowski
O prawdziwość naszego poznania zmysłowego filozofowie pytają od, lekko licząc, 2000 lat. Głównym problemem epistemologicznym jest to, że weryfikacji prawdziwości domaga się podmiot, który ma do dyspozycji jedynie własne zmysły podczas stawiania pytania o prawdziwość doświadczenia świata nimi postrzeganego oraz oceny ich pracy podczas udzielania odpowiedzi na to pytanie. Zaburzona na starcie jest więc metoda. Matrix jako jedyny komercyjnie znany film w historii kina, już na stałe obecny w naszej popkulturze, podejmuje tak szeroko pytanie o prawdziwość naszego doświadczenia zmysłowego i automatycznie o istnienie postrzeganego świata. Siostry Wachowskie postawiły ciekawą tezę. Świat dla nas subiektywnie istnieje, lecz obiektywnie jest projekcją. Do nas należy wybór, gdzie będziemy chcieli żyć. Świat jako projekcja powstał jako efekt krwawej wojny z maszynami sterowanymi przez sztuczną inteligencję. Mimo że istnieje matrix (projekcja), wojna ciągle trwa, bo nie wszyscy zostali uwięzieni w percepcyjnej ułudzie. Jak widać, znów pojawia się sztuczna inteligencja. Ludzie ciągle o niej rozmyślają, jakby w pokrętny sposób pragnęli, żeby faktycznie się pojawiła. Ale przecież wtedy mogą spełnić się najgorsze filmowe scenariusze.