search
REKLAMA
Zestawienie

Cyberpunk i apokalipsa. Filmy SCIENCE FICTION, w których technologia prowadzi do katastrofy

Kilka filmów science fiction, łączących cechy podgatunku cyberpunku i postapokalipsy.

Jakub Piwoński

23 września 2023

REKLAMA

Science fiction to pojemny gatunek. Na tyle pojemny, że czasem w jednym filmie mogą spotkać się dwie, z założenia sprzeczne stylistyki. Połączenia te zwykle służą poszerzeniu spektrum podejmowanych rozważań, ale też uatrakcyjnieniu filmu wizualnie. I tak na przykład kino pamięta filmy łączące charakter cyberpunku i postapokalipsy. Ukazując technologiczny rozwój, ukazały jednocześnie świat, który od tej technologii umarł.

Terminator: Ocalenie

Seria Terminator łączy wiele fantastyczno-naukowych stylistyk naraz. Od motywu podróży w czasie, przez cyberpunkowe starcia robotów, aż po dojmującą wizję wojny i upadku ludzkości, skonfliktowanej z powołaną przez siebie sztuczną inteligencją. Jedynym filmem z serii, który odrzuca na bok elementy podróży w czasie, skupiając się na połączeniu cyberpunku z postapokalipsą, jest część czwarta, która to przez lata wyrobiła sobie status najbardziej kontrowersyjnej odsłony, bo wyraźnie oderwanej od udeptanych schematów fabularnych reszty filmów. Według mnie jednak jest to najodważniejsza część, niepozbawiona problemów, owszem, ale bardzo solidnie nakręcona i z ciekawej perspektywy opowiedziana. Scena, w której rozmowa na z pozoru opuszczonej stacji benzynowej zostaje przerwana nagłym atakiem wielkiego robota do dziś stanowi dla mnie wzorowy przykład połączenia dwóch sprzecznych stylistyk, bo widzimy w niej świat, w którym zubożała ludzkość trwoży się przed doskonałością niosącej zniszczenie technologii.

Appleseed

Jedna z ciekawostek głosi, że Appleseed powstał na podstawie mangi rysowanej jeszcze w czasach zimnej wojny. Miało to rzecz jasna niebagatelny wpływ na fabułę, która z grubsza opowiada o świecie po trzeciej wojnie światowej. Świecie, podkreślmy, mocno nadszarpniętym, z racji tego, że orężem w wojnie były bomby nuklearne. Na cmentarzysku dawnej cywilizacji próbuje odnaleźć się Deunan, pewna wojowniczka, oraz jej towarzysz o cechach cyborga. Nie wdając się w szczegóły, bo nie w tym rzecz, każdy potrafi sobie dopowiedzieć, w jaki sposób toczy się ta historia, podkreślić należy, że to anime wygląda naprawdę zjawiskowo – w 2004 roku ta wygładzona cyfrą kreska wyglądała bardzo realistycznie, dziś wydaje się standardem japońskich produkcji. Z seansu pamięta się też świetny soundtrack. Film dał początek serii kontynuacji, ale przytupu pierwszej adaptacji one powtórzyć nie zdołały.

Hardware

Na zgliszczach świata, który upadł, zostaje znaleziony robot stanowiący wspomnienie dawnej technologicznej świetności człowieka. Bohater Hardware’u postanawia wskrzesić maszynę, ponownie wtoczyć ducha w jego pancerz, nie zdając sobie jednak sprawy, że tym razem może wstąpić w niego prawdziwy diabeł. Hardware, w wielu kręgach uznawany za kultowy film SF przełomu lat 80. i 90., to trochę taki b-klasowy Frankenstein, nie tylko z racji zbieżności elementów fabuły. Efektownie zlepia ze sobą motywy z takich filmów jak Terminator czy Obcy – ósmy pasażer Nostromo, budując świat przedstawiony na podstawie historii rodem z postapokalipsy, a przechodząc płynnie do najbardziej mrocznych (proroczych?) zakątków cyberpunku, gdzie sztuczna inteligencja przeciwstawia się człowiekowi. Miało to przede wszystkim budzić grozę, bez specjalnego moralizowania, i na tym poziomie Hardware działa bez zarzutów.

Matrix

Kultowy film rodzeństwa Wachowskich to idealny przykład kina science fiction, które przykuwa uwagę technologiczną otoczką i niezwykle sugestywnym motywem penetrowania wirtualnej rzeczywistości, jednak – choć nie widać tego na pierwszy rzut oka – punkt wyjściowy dla fabuły wywodzi się ze zgoła innej tematyki. To katastrofa będąca wynikiem wyniszczającej wojny ludzi z maszynami stanowi trzon tej opowieści. Pod tym względem Matrixowi bardzo blisko do serii Terminator, która także zostawia wojenną zawieruchę i zniszczenia za sobą, by w ukazywanych wydarzeniach skupić się bardziej na starciach odbywających się na neutralnym podłożu. Nie ma tu więc brudu i znoju, bohaterowie prezentują się zdrowo i modnie, bo taki tryb wirtualnej rzeczywistości akurat wybrali. Gdy tylko klawisz „escape” zostanie włączony, mroczne realia wracają wraz z dziurawymi swetrami, z kolei na stołach załogi Nabuchodonozora ponownie ląduje przyprawiająca o mdłości breja.

Chłopiec i jego pies

Mówi się, że film z 1975 zainspirował Mad Maxa George’a Millera. Nic w tych sugestiach dziwnego, zwłaszcza gdy przeanalizuje się świat przedstawiony. W obydwu wizjach główny bohater przemierza zniszczony i upadły  świat, spowity piaskiem i kurzem, gdzie towarem deficytowym jest woda i benzyna. Ale Chłopiec i jego pies ma coś, czego nie ma Mad Max – środkowy akt o zaskakującym przebiegu, bo w nim bohater ląduje w podziemiach, w których utopijna społeczność upodobała sobie androidy. Trochę w tym fragmencie da się wyczuć, że twórcy jakby nie mieli lepszego pomysłu na „wypchanie” fabuły, więc posłużyli się wyświechtanymi motywami. Nie zmienia to jednak faktu, że w ten sposób Chłopiec i jego pies łączy stylistyki postapokalipsy z cyberpunkiem, bo ukazując brud i smród dekadenckiego świata, jednocześnie daje do zrozumienia, że to zepsucie zasadzi się także w tych aspektach, które winny nieść wyzwolenie ze znoju. Uskuteczniania w podziemiach technologia w niczym nie pomaga, wręcz szkodzi, jakby chciano zasugerować, że nie ma dla ocaleńców żadnej nadziei.

WALL·E

Jeśli film zaczyna się od sceny, w której inteligentny robot sprząta świat ze śmieci, po tym jak ludzkość zostawiła po sobie ogromny bałagan i udała się w przestrzeń kosmiczną, nie ma wątpliwości, do jakich stylistyk WALL·E się odwołuje. Z jednej strony film Pixara umieszcza w centrum uwagi widza niezwykle sympatycznego robota, dając do zrozumienia, że człowiek przyszłości zdoła tchnąć w maszynę ducha, z drugiej jednak – za krajobraz akcji służy doszczętnie zaniedbany świat, który niesie przesłanie, jakoby przeznaczeniem człowieka była autodestrukcja. Jakby tego było mało, WALL·E sięga także do tradycji antyutopijnych, ponieważ w trzecim akcie historii pokazuje człowieka pławiącego się w technologicznych udogodnieniach, co przybiera wymiar hiperboliczny i rzecz jasna skrycie katastrofalny. Nic, tylko płakać, choć paradoksalnie, jeśli coś w tym filmie autentycznie wzrusza, to wyraz twarzy pogrążonego w smutku robota, łaknącego nie tyle kosmosu pełnego pokoju, ile choćby małej cząstki przyjaźni.

Uciekinier

Film oparty na prozie Stephena Kinga kreśli wizję świata technokratycznego, w którym podstawowym narzędziem wywierania wpływu jest medium telewizji i rozgrywany w jej ramach śmiertelnie niebezpieczny turniej. Przywodzący na myśl starożytne walki gladiatorów pojedynek kręcony na żywo, to coś, co ma w widzach budzić trwogę, jednocześnie dostarczając niezbędnej do życia kroplówki brutalności. Arnold Schwarzenegger, były więzień, rzecz jasna niesłusznie osadzony, staje się aktorem tego telewizyjnego spektaklu stanowiącego pochwałę technologii, dostarczającej uciechę i zapomnienie w momencie, gdy świat nie rozpieszcza luksusem. W Uciekinierze może katastrofa nie przybiera kształtów ewidentnych, bo nie jest sygnowana grzybem atomowym, ale jest zdecydowanie odczuwalna z punktu widzenia socjologicznego, w niektórych momentach ukazujących podatne na wpływ biedne społeczeństwo w aż radykalny, przerysowany sposób.

Niepamięć

Ziemia stała się miejscem niezdatnym do życia, dlatego ci bardziej zaradni w porę z niej uciekli. Na księżycu Saturna i w innych miejscach kosmosu technologia kwitnie, a ludzkość nie wygląda tak, jakby przeszła największy kryzys w swej historii. Z pewnością nie wygląda też tak Tom Cruise, który w bejsbolowej czapeczce odwiedza pozostałości po dawnej dominacji człowieka. Widoki, trzeba przyznać, stanowią w Niepamięci estetyczny wyróżnik. To między innymi z tego względu seans filmu Josepha Kosinskiego tak dobrze nadawał się do kina. To wciągające, klimatyczne widowisko ma co prawda swoje nużące momenty, ale generalnie podąża śladami najlepszych tradycji fantastyki socjologicznej, która, w tym wypadku, ukazując szereg zniszczeń, prowadzi do konkluzji, że supernowoczesny komputer nie będzie w stanie podnieść z kolan tego świata.

Gattaca – szok przyszłości

To jest katastrofa, jeśli ludzkość dochodzi do takiego momentu, w którym albo nie może, albo woli reprodukować się sztucznie, z racji korzyści, jakie wiążą się z możliwości genetycznych manipulacji. To jest katastrofa jakich mało. Bohaterami tej historii są dwaj mężczyźni, z których jeden jest obywatelem gorszej kategorii, drugi z kolei – przedstawicielem doskonalszego rodzaju. Ten pierwszy jednak nie daje za wygraną i postanawia uwolnić się od krępujących go kajdan DNA. Musi jednak posłużyć się, a jakże, „małym” oszustwem. Dzieło Andrew Niccola to film w sposób subtelny przemycający katastroficzne przesłania i w sposób jeszcze bardziej subtelny dający do zrozumienia, że wszystkiemu, co obserwujemy, winna jest technologia, która dając możliwość doskonalenia genomu, zabiła spontaniczność natury. Wspaniała, niezwykle inteligentna i bardzo dobrze zagrana historia.

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA