Co najgorzej ZESTARZAŁO się w oryginalnej trylogii STAR WARS
IV, V i VI część Gwiezdnych wojen to filmy prawie nieśmiertelne. Czas dla nich nie upływa. Przez 40 lat produkcje te zadziwiająco przetrwały rozwój efektów specjalnych, a to dlatego, że George Lucas wraz z ekipą sami wymyślali patenty, jak zwizualizować świat kosmicznych bitew i futurystycznej technologii. Tak więc to od nich potem inni twórcy czerpali inspirację i uczyli się sposobów kręcenia takich scen. Niemniej żaden film, zwłaszcza sprzed tylu lat, nie będzie wiecznie młody. Kultowe Gwiezdne wojny, a dokładnie trzy najstarsze ich części, ugięły się pod wpływem lat. Nie są to może zmarszczki, które szpecą, ale widać, że dzisiaj kino posiada możliwości o wiele większe, a i sposób myślenia o filmach fantastycznych się zmienił, gdy chodzi o stylistykę.
Projekty robotów
Niestety kto dzisiaj mógłby wyobrazić sobie użycie droida o wyglądzie kosza na śmieci, poruszającego się na ogromnych stopach (EG-6 Power Droid) albo jakiegoś pajęczaka (Wed-15 Septoid Treadwell), albo wielkiego, ociężałego żuka (LIN-V8K). Wśród tego osobliwego towarzystwa C-3PO oraz R2-D2 wyglądają naprawdę stylowo, ale dzisiaj i tak już się nie bronią, jeśli chodzi o wygląd i sposób poruszania. Mam oczywiście do nich sentyment, lecz mnogość kolorowych kabelków, jakie wystają z brzucha C-3PO nie wygląda dobrze, a raczej przypomina mi tanie produkcje z naszej komunistycznej Europy – np. Elektroniczne babcie lub Głosy z zewnątrz.
Charakteryzacja obcych
Kantyna w Mos Eisley jest tego najlepszym przykładem. Zrobienie tłumu zróżnicowanych gatunkowo przedstawicieli obcych ras było ogromnym wyzwaniem dla ekipy filmowej. Użycie CGI wtedy możliwe nie było. Efekty animatroniczne zostały wykorzystane, ale tylko w kilku postaciach, z którymi w interakcje wchodzili głowni bohaterowie. Podstawą więc były gumowe lub silikonowe maski z ruchomymi tylko niektórymi elementami w postaci uszu, oczu, nawet nie ust. Kamaryla w szemranym barze znajdującym się gdzieś w jeszcze bardziej szemranym pustynnym miasteczku Mos Eisley niestety już dzisiaj tak sugestywnie nie tworzy tła dla świata przedstawionego. To raczej zbiór kukiełek, mniej lub bardziej nierealistycznych. Przychodzi mi na myśl tylko porównanie z krakowskim teatrem lalek Groteska, który realizował swoje przedstawienia na podobnym poziomie wizualnym co George Lucas w Nowej nadziei. Jak więc sądzicie, czy to komplement dla Groteski, czy obelga dla Gwiezdnych wojen? A może odwrotnie lub w zupełnie innej konfiguracji?
Jabba
Dwie sceny szczególnie się zestarzały – ta dodana później przez Lucasa, gdy Jabba the Hutt spotyka się z Hanem Solo w hangarze, gdzie stoi Sokół Milenium, oraz tak, gdy w Powrocie Jedi Leia dusi go łańcuchem. Nieważne, czy Jabba jest zrobiony w CGI, czy jest animatroniczną lalką, jego ruchy są nienaturalne, zbyt powolne jak na istotę zdolną do zarządzania mafią, potrafiącą komuś wyrządzić krzywdę. Sytuacja pogarsza się już całkiem, kiedy Jabba wystawia język, żeby polizać Leię. Jego oczy są puste, wcale nie patrzą na swoją ofiarę. Dzisiaj możliwości tchnięcia życia w taką postać są o wiele większe, chociaż nie przesądzam, że efekty byłyby zniewalające.
Strzykawki
W świecie tak zaawansowanym technologicznie, gdzie możliwe jest przekraczanie prędkości światła, przeoczono pewien niewielki w sumie, ale jakże znaczący dla realizmu element – strzykawkę. Jest w nią wyposażony robot o wdzięcznej nazwie IT-O Interrrogator. W Nowej nadziei jego zadaniem jest zmuszenie księżniczki Lei do wyjawienia, gdzie znajduje się baza rebeliantów. Strzykawka z długą igłą, której rozmiar mocno przekracza magiczne 7, jest wielorazowego użytku. Podobnie jak igła. Nawet w czasach mojego dzieciństwa, czyli w latach 80. wszystkie zastrzyki, które mi zrobiono, a było ich z powodzeniem grubo powyżej 100, zarówno strzykawki, jak i igły były jednorazowego użytku. To był jednak dopiero początek. Dzisiaj do iniekcji śródskórnych i domięśniowych używa się już wyłącznie sprzętu jednorazowego. Oznaką więc lat 70. jest ta igła ze strzykawką do sterylizacji. A co do rozmiaru, być może też pamiętacie, że igła rozmiaru 7 mniej bolała niż 8 lub – co gorsza – 9. Dzisiaj nomenklatura jest już nieco inna, a na dodatek wprowadzono kolory. Tak więc moją ulubioną wciąż pozostaje igiełka o średnicy 0,7 mm lub oznaczeniu czarnym, względnie ciemnobrązowym 22G.
Szachy
A dokładnie nie klasyczne szachy, ale gra nazywana dejarik, czyli szachy holograficzne rozgrywane na okrągłej szachownicy. W zależności od czasów, w których była pokazywana w filmach z serii GW, miała 8 lub 10 figurek. W Nowej nadziei grali w nią na pokładzie Sokoła Milenium Chewbacca i C-3PO. W latach 70. zapewne była atrakcyjną ciekawostką. Dzisiaj zaś hologramy figurek w grze wyglądają nieostro, są niewprawnie zaanimowane i pozbawione szczegółów. Generalnie, hologramy odeszły w przeszłość, gdy w telefonach dysponujemy ekranami 4K.