search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

Co łączy FIGHT CLUB z MARKIEM ZUCKERBERGIEM, czyli (nie)oczywiste POWIĄZANIA FILMOWE

Jacek Lubiński

26 maja 2019

REKLAMA

Niektóre filmy mają to do siebie, że łączą się w pary, trylogie lub całe serie przygód. Inne mizdrzą się do widza tysiącami popkulturowych nawiązań, cytatów oraz odniesień, jakie nieraz stanowią clou całej produkcji. Ale są też przykłady powiązań subtelniejszych lub nawet czysto domyślnych, ale w fajny sposób rzucających nowe światło na dane tytuły. Niekiedy wręcz podpadają pod spiskowe teorie dziejów i prezentują cuda, w które trudno jest uwierzyć. A mimo to nie są tak zupełnie pozbawione sensu. Poniżej garść takowych połączeń. Macie własne? Komentujcie!

Carrie (1976) – Trzy kobiety

Pomiędzy horrorem Briana De Palmy i dramatem Roberta Altmana jest zaledwie rok różnicy. Prócz wypełniającej ekran twarzy Sissy Spacek dzieli te filmy absolutnie wszystko. A jednak, gdy przyjrzeć się odgrywanej przez nią w Trzech kobietach postaci Pinky Rose, trudno nie dostrzec pewnych intrygujących zbieżności.

Zarówno ona, jak i wcześniejsza Carrie to osóbki niewinne, czyste, nieznające nie tyle grzechu, ile w ogóle świata. Obu trzeba więc tłumaczyć zwykłe oczywistości, które często i tak rozumieją zbyt dosłownie. To trzymające się na uboczu dziwadła, którymi nikt się nie interesuje – bez przyjaciół, bez hobby, bez talentu. Pinky nie posiada też przeszłości i nie potrafi powiedzieć o sobie nic konkretnego – zupełnie jakby chciała ukryć swoją poprzednią tożsamość, wymyślając na poczekaniu jakąś wymówkę. Nawet w momencie, gdy pojawiają się jej (rzekomo prawdziwi) rodzice, Pinky automatycznie się ich wypiera i bez większego powodu wpada w szał, co również daje do myślenia. Psychika siada jej także w momencie, gdy trzeba odebrać poród, co przecież automatycznie wiąże się w krwią – niezapomnianą traumą ze szkoły.

W końcu same jej personalia są mocno podejrzane. Pinky Rose przypomina jakiś wypatrzony na plakacie pseudonim wątpliwej jakości, a nie prawdziwe imię i nazwisko. Czy zatem mogła być to Carrie White, która po opanowaniu swoich niezwykłych mocy (względnie wyparciu ich z pamięci razem z innymi przykrymi wspomnieniami) usiłuje zacząć nowe życie? Czemu nie?

Kochankowie z Księżyca. Moonrise KingdomPaterson

Pomiędzy jednym a drugim filmem minęły dokładnie cztery lata. To wystarczający okres czasu, aby nieletni bohaterowie Wesa Andersona nieco podrośli i porzucili dziecięcą naiwność na rzecz buntu wobec ideałów, a zabawy w lesie kosztem seansów nowofalowych filmów artystycznych, filozoficznych książek i rozmów o życiu, coraz bardziej zaangażowanym społecznie oraz politycznie. I takich właśnie widzimy ich u Jarmuscha w krótkiej scence w autobusie – studiujących, poważnych, wydoroślałych, choć przecież dalej mających w sobie jakąś młodzieńczą niewinność. Ci sami, ale jakże inni.

RozmowaWróg publiczny

Nie bez kozery w filmie Tony’ego Scotta do drugoplanowej roli starego eksperta od inwigilacji zaangażowano Gene’a Hackmana. Taką właśnie postać grał ponad dwie dekady wcześniej u Francisa Forda Coppoli, gdzie skończyło się to dla niego sporymi problemami. Jakimi? Odpowiada na to właśnie powstały już w zupełnie innych czasach akcyjniak, w którym metody używane dawniej przez Hackmana są już tylko reliktem przeszłości. On sam natomiast pozostał tym samym odludkiem, co wcześniej, kompletnie pozbawionym zaufania nie tylko do organizacji rządowych, ale też do każdego, kto usiłuje się z nim skontaktować (czemu trudno się dziwić). Działający poza prawem staruszek jest dosłownie nikim, a o jego zdolnościach dowiadujemy się wprost z teczki, w której widnieje jego zdjęcie właśnie z czasów Rozmowy. Co jak co, ale w tym fachu nie ma miejsca na przypadki.

Jackie BrownCo z oczu, to z serca

Bardzo podobne rozwiązanie zastosowali w swoich filmach Quentin Tarantino i Steven Soderbergh. Realizując swoje filmy w odstępie zaledwie roku, zatrudnili do małego, ale znaczącego epizodu Michaela Keatona. Aktor wcielił się w obu tych fabułach w agenta FBI, Raya Nicolette’a, który u Tarantino przyłapuje na gorącym uczynku tytułową bohaterkę, a u Soderbergha mizdrzy się do głównej heroiny. Nie powinno to dziwić, gdyż oba filmy oparte są na powieściach Elmore’a Leonarda, zatem Keaton nie musiał nawet zmieniać stroju (a na planie pojawił się zresztą za darmo). I tak oto w jednym filmie zagrało aż dwóch Batmanów!

A skoro już przy tym jesteśmy, to czy Ray Nicolette nie mógłby być emerytowanym Bruce’em Waynem, który po odwieszeniu peleryny postanowił w inny, legalny sposób walczyć ze złem? Kupuję i taką teorię.

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA