CASTLE ROCK. SEZON 2 – Misery w miasteczku Salem
Podobne wpisy
W pierwszym odcinku jeszcze nie wiemy, z jakimi siłami przyjdzie się jej zmierzyć, bo choć akcja rozgrywa się w słynnym Salem, żadnych sygnałów wampirzej obecności nie doświadczamy. Ot, miasto jak każde inne, które szykuje się do obchodów swego 400-lecia. Niemal szekspirowski wątek rodziny Merrillów, której umierający ojciec trzęsie całym miasteczkiem, dwóch synów (z których jeden jest w rzeczywistości siostrzeńcem, a drugi został adoptowany i pochodzi z Somalii) toczy ze sobą wojnę o wpływy, a córka lekarka (również rodowita Somalijka) pełni rolę niechętnego mediatora w sporze. Trudno uwierzyć, aby za wszystkimi tymi adopcjami nie kryły się tajemnice, a tych Papa Merrill trochę ma. Gra go Tim Robbins, pamiętny Andy Dufresne ze Skazanych na Shawshank, i kiedy w jednym z późniejszych odcinków staje przed murami słynnego, wymyślonego przez Kinga więzienia, jest to ujęcie warte milion dolarów.
Co udało się twórcom w tym sezonie, a czego nie potrafili zrobić w poprzednim, to właśnie wejście do świata wyobraźni autora Lśnienia, który znamy z jego książek i ich ekranizacji. Nie mamy żadnych wątpliwości odnośnie tego, kim jest główna bohaterka i dokąd trafiła, a przez bezpośrednie nawiązanie do konkretnych dzieł pisarza na bieżąco antycypujemy przyszłe wydarzenia. Te prawie nigdy nie przybierają tego samego przebiegu, co w oryginale – choćby dlatego, że Annie jest tu znacznie młodszą postacią, a zagrożeniem dla Salem nie są wampiry – ale zachowania głównej bohaterki oraz przebieg stopniowej destrukcji miasta są bliskie temu, co wymyślił King. Również historia rodziny Merrillów uderza psychologiczną (i moralną) złożonością, dając solidny materiał tak Robbinsowi, jak i aktorom grającym jego dzieci – Paulowi Sparksowi, Barkhadowi Abdiemu i Yusrze Warsamie.
Szkoda, że gdzieś w połowie sezonu twórcy uzupełniają narrację o liczne retrospekcje, które w najbardziej interesującym momencie spowalniają tempo głównej intrygi. Niektóre postaci są wtedy wyłączone na zbyt długi czas, co kłuje tym bardziej, że o pewnych rzeczach dowiadują się, gdy inni bohaterowie oraz widzowie wiedzą o nich od dawna. Również nawiązania do pierwszej serii są zwyczajnie zbyteczne, choć mogę podejrzewać, że mają one budować mitologię serialu na przyszłe sezony, jeśli te powstaną.
Dramaturgicznie serial wraca na właściwie tory w dwóch, trzech ostatnich odcinkach, domykając tę opowieść o sekretach rodziców, którymi obarczone są dzieci. Pytanie, jaki z tego pożytek i dla kogo. Być może ujawnienie mrocznej prawdy o przeszłości tak Annie, jak i starszego Merrilla może przynieść wyłącznie więcej zła im oraz ich najbliższym. Jeśli tak, lepiej milczeć. Sugeruje to również ksiądz z Salem – młody, ale zaskakująco świadomy zagrożenia, jakie kryje się pod płaszczykiem wyznania grzechów.
Mimo to twórcy nie pozostawiają złudzeń, że i bez przyjazdu do Castle Rock oraz sąsiadującego Salem, i bez rozgrywającego się tam dramatu Annie i Joy ich historia miałaby podobny koniec. Wystarczy przyjrzeć się wspomnianemu początkowi pierwszego odcinka, kiedy obie kobiety śpiewają. Jedna z nich jest szczęśliwa, druga też, ale zaczyna zwracać uwagę na rzeczy, które są dla niej niedostępne. I choć przebojowy kawałek Carly Simon powinien rozwiać jakiekolwiek obawy, dziwnie je wzmacnia. Może dlatego, że – nauczeni doświadczeniem lektury książki i seansu filmu Misery – wiemy, jak zareaguje Annie Wilkes, kiedy ktoś podważy jej wizję świata. Kiedy ktoś będzie chciał czegoś innego niż ona.