search
REKLAMA
Action Collection

PEACEMAKER – 20 lat od premiery

Tekst gościnny

23 września 2017

REKLAMA

Za podstawę scenariusza posłużył artykuł One Point Safe autorstwa małżeńskiego duetu dziennikarskiego, Leslie i Andrew Cockburnów, opisujący proces szmuglowania głowic atomowych z terenów byłego Związku Radzieckiego, podparty zresztą odtajnionymi raportami sił wywiadowczych. Oczywiście to tylko punkt wyjścia dla historii, którą należało jeszcze ubrać w stosowne ramy fabularne. Zadanie to powierzono Michaelowi Schifferowi, mającemu na koncie scenariusz do Karmazynowego przypływu (1995) Tony’ego Scotta, w którym również niemałą rolę odgrywała groźba nuklearnego zagrożenia dla światowego pokoju, i, co ważne, solidnie umotywowana znajomością ówczesnej geopolityki (w obu filmach są wyraźne sygnały przestrzegające przed widmem nuklearnego holokaustu, jak to trafnie ujął bohater Denzela Washingtona). W Peacemakerze ponadto dużo miejsca poświęcono konfliktowi w byłej Jugosławii, targanej wieloletnią wojną domową, według niektórych tamtejszych elit intelektualnych – opuszczonej i zdradzonej przez Zachód.

Nośnikiem takiej postawy jest tutaj Dusan Gavrich (rumuński aktor Marcel Iures, znany z Mission: Impossible), uciekinier z Bośni, który w czasie bratobójczych walk stracił żonę i córkę, a winą za to obciąża głównie Amerykę i jej sojuszników. Jest to zarazem najbardziej tragiczna postać filmu, widz rozumie jego cierpienie, ale nie podziela metod działania, które Dusan próbuje uskutecznić. Rzadko spotyka się w kinie akcji podobne zabiegi (teraz prawie w ogóle), próbujące uwiarygodnić ów gatunek i powiedzieć co nieco o współczesnym świecie w widowiskowej formie. Dla nas miłym akcentem jest możliwość zobaczenia na ekranie żołnierzy Polskiego Kontyngentu Wojskowego, stacjonującego w 1996 roku w ramach operacji IFOR na terenie Bośni i Hercegowiny – jego udziałem jest ważny wątek zdobycia kasety video, naprowadzającej śledczych na właściwy trop. Tutaj ciekawostka: podobny motyw z taśmą VHS pojawił się u Władysława Pasikowskiego w Demonach wojny wg Goi (1998), którego akcja również toczy się w Bośni, nękanej skutkami wojny domowej.

Stanowisko reżysera Steven Spielberg powierzył Mimi Leder. I był to celny wybór, dodatkowo umotywowany przesłankami płynącymi z jej wcześniejszych osiągnięć. Leder z sukcesem zrealizowała dla Amblin wiele odcinków Ostrego dyżuru (1994-2009) – serialu na podstawie pomysłu Michaela Crichtona, który na początku lat 90. planował przenieść na ekran Spielberg właśnie, zanim nie zainteresował się powieścią Park Jurajski zmarłego w 2008 roku pisarza. Telewizyjna produkcja przyniosła reżyserce rozgłos w branży, w tym nagrodę Emmy i cztery nominacje do niej, zapoczątkowała też wielką karierę George’a Clooneya. Nietrudno zgadnąć, co przesądziło o angażu Mimi Leder. Chyba przede wszystkim szybkie tempo pracy, które nie było jej obce podczas długoletniego stażu w telewizji, bardzo dobre relacje z aktorami, a przede wszystkim dbałość o uwiarygodnione psychologicznie postaci, ich motywacje. Serial oczywiście może sobie pozwolić na długotrwałe budowanie sylwetek i pogłębioną charakterystykę. W dwugodzinnym filmie należało to jakoś skondensować tak, aby to ludzie byli właśnie inicjatorami wszelkich zdarzeń, ich poczynania miały katalizować i napędzać akcję i to oni pozostawali w centrum zainteresowania widza. I to się udało dzięki reżyserce. Motywacje głównych osób dramatu są klarowne, one same – przynajmniej większość – rozwijają się w miarę upływu czasu, każda z nich pełni jakąś funkcję, ale nie są to bynajmniej bezmyślne figury. Jak na kino akcji to wystarczająco dużo.

Skoro była już mowa o przynależności gatunkowej Peacemakera, należy wspomnieć o sekwencjach, które mu to zapewniają. Są tutaj cztery rozbudowane segmenty, umiejętnie wkomponowane w fabułę i idealnie zazębiające się z resztą filmu:
1) otwarcie przedstawiające kradzież bomb i kolizję pociągów
2) pościg ciasnymi uliczkami Wiednia, udawanego przez Bratysławę, z udziałem srebrnego mercedesa (nim poruszają się Devoe i Kelly) i trzech czarnych BMW, kierowanych przez nasłanych zabójców (to zdecydowanie najbardziej widowiskowy fragment)
3) pościg trzech amerykańskich helikopterów wojskowych za ciężarówką z głowicami i następnie udana próba ich przejęcia
4) finał w Nowym Jorku, gdzie służby wywiadowcze próbują udaremnić zamach.

Ta ostatnia wypada nieco gorzej od pozostałych – nie w sensie realizacji, bo nie można się tutaj szczególnie dopatrzyć jakichkolwiek uchybień – ale pod względem dramaturgicznym trzeci akt odrobinę kuleje, gdy dochodzi do uprzedniego rozwiązania prawdziwych intencji zamachowca, a całość kończy się obowiązkowym rozbrojeniem ładunku wybuchowego. Niestety, tak czasami bywa, kiedy akcja w podobnych jak Peacemaker produkcjach, przenosi się na koniec z Europy do dużej metropolii w USA (zazwyczaj jest to Nowy Jork właśnie). Za przykłady niech posłużą dwa obrazy o zbliżonej tematyce: jeden, gdzie napięcie siada kompletnie (Bad Company, 2002), drugi z imponującym pościgiem samochodowym (Ultimatum Bourne’a, 2007). W filmie z Clooneyem i Kidman jest zdecydowanie lepiej niż u Joela Schumachera, lecz ciut słabiej niż u Paula Greengrassa.

Mimi Leder, wespół z niemieckim operatorem Dietrichem Lohmannem (Peacemaker był jego przedostatnią pracą; zmarł w listopadzie 1997 roku) i licznym pionem technicznym, w realizacji gonitw, strzelanin i bójek stawiają na staroszkolne metody, prawdziwą kaskaderkę, efekty praktyczne, bez podpierania się CGI, czym zdobywają sobie szacunek widza. Sceny akcji charakteryzują się ogromną dynamiką, mają wyraziste zawiązanie, odpowiednio budowane napięcie, zwieńczone są szarpiącą nerwy kulminacją. Wielka szkoda, że po nakręceniu dla DreamWorks katastroficznego Dnia zagłady (1998; przegrał batalię o wpływy z Armageddonem Michaela Baya) i udanego dramatu Podaj dalej (2000), Mimi Leder porzuciła kino i powróciła do telewizji. Ciekawe, jak by się odnalazła we współczesnym mainstreamie, nastawionym głównie na adaptacje komiksowe o superbohaterach?

REKLAMA