search
REKLAMA
Analizy filmowe

50 powodów, dla których INDIANA JONES I OSTATNIA KRUCJATA to najlepszy film wszech czasów

Piotr Żymełka

24 maja 2018

REKLAMA

X. Pustynny pałac – istniejący naprawdę, znajdujący się w Petra w Jordanii, stanowiący atrakcję turystyczną. Czy można sobie wyobrazić lepsze miejsce dla Kielicha Cieśli, niż wykute w skale wnętrze starożytnej budowli, zagubionej w kanionie pośród piasków pustyni Bliskiego Wschodu, gdzie echa krucjat pobrzmiewają do dziś?

XI. Scena No ticket. Wymyślił ją Harrison Ford, twierdząc, iż wprawdzie jest głupia, ale za to śmieszna. Stanowi swoisty odpowiednik zastrzelenia arabskiego szermierza z Poszukiwaczy zaginionej Arki. Została później sparodiowana przez Kevina Smitha w Dogmie.

XII. Dialog:

Henry Jones: Those people are trying to kill us! (Ci ludzie próbują nas zabić!).
Indiana Jones: I know, Dad! (Wiem, tato!).
Henry Jones: It’s a new expirience to me. (To dla mnie nowe doświadczenie).
Henry Jones: It happens to me all the time. (Dla mnie nie).

XIII. “Indiana, let it go”. Wspólnie przeżyte przygody odzyskują ojca dla syna i syna dla ojca. Chwila, w której Henry pierwszy raz zwraca się do Juniora “Indiana” stanowi prawdziwie wzruszający moment, pozbawiony zbędnej ckliwości i taniego grania na uczuciach widza. Pod ten punkt można podpiąć też wcześniejsze etapy “pojednania” – dialog po pościgu motocyklowym, rozmowa na pokładzie sterowca oraz żal Henry’ego po domniemanej śmierci Juniora w przepaści.

XIV. Marcus, który “zgubił się kiedyś we własnym muzeum”. I nawet fakt, że postać przeszła ewolucję z poważnego dziekana w Poszukiwaczach zaginionej Arki w nieco gapowatego, ale sympatycznego akademika w Ostatniej krucjacie wcale tego nie zmienia. Brody wpasowuje się w szablon stereotypowego naukowca, zupełnie zagubionego w świecie poza murami uczelni i stanowi przy okazji całkowite przeciwieństwo Indiany. Ma przy tym wszystkim szlachetne serce i potrafi zdobyć się na odważny gest. Marcus ewidentnie wzbogaca warstwę komediową filmu i już choćby tylko dla powyższego cytatu warto o tym bohaterze pamiętać.

XV. “Trzeci” Indy przywrócił serii lżejszy ton, po mrocznej Świątyni zagłady. Wielu fanów było zawiedzionych poprzednią odsłoną – wyrywanie serc, “czarny sen” Kali, ofiary z ludzi, katowanie dzieci przekroczyły granicę. Nie takie przygody widzowie chcieli oglądać. I choć druga część sama w sobie stanowi dobre kino przygodowe, a po latach weszła już do klasyki, to jednak nie sposób uznać jej za lepszy film od Poszukiwaczy… czy właśnie Ostatniej krucjaty. Na szczęście Spielberg, Lucas i Ford postanowili wrócić do klimatu oryginału – położyli nacisk na szybkie tempo i dodali sporo humoru. W efekcie otrzymaliśmy kwintesencję kina przygodowego, które po latach trzyma się równie mocno, jak w dniu premiery.

XVI. (Ach, ta) Wenecja. Sam fakt, żeby umieścić akcję w katakumbach pod włoskim miastem stanowił dobry pomysł – średniowieczne budowle kryjące niejedną tajemnicę, rola Wenecji w czasie krucjat i tchnienie wieków świetnie wpasowują się w klimat Indiany Jonesa. Wypełnienie katakumb ropą naftową, a następnie ich podpalenie, to już jazda bez trzymanki.

XVII. Cała sekwencja walki z czołgiem. Bez zastanowienia stawiam ją w rankingu najlepszych scen akcji w dziejach kina. Jeden człowiek przeciwko całej armii. Bez szans? Akurat – wystarczą determinacja, pomysłowość i szczypta szczęścia. No i może jeszcze koń, na którym wcześniej jeździł John Rambo.

XVIII. Naziści. Już w pierwszym filmie byli niezwykle wdzięczni w rolach przeciwników Jonesa. W trzecim ogniwie tylko utwierdzają w przekonaniu, że na drodze Indiany po prostu muszą stać wysłannicy führera. Prowadzi to nas do dwóch kolejnych powodów…

XIX. …czyli cytatu:

Indiana Jones: Nazis. I hate these guys. (Naziści. Jak ja ich nienawidzę).

…oraz…

XX. …spotkania z Hitlerem. Indy na pewno nie raz marzył, żeby spotkać się twarzą w twarz z przywódcą III Rzeszy. I gdy w końcu (przez przypadek) dopiął swego, nie mógł zrobić nic więcej, niż oddać Adolfowi z trudem odzyskany notes. Wprawdzie tylko po autograf, ale zawsze. Niech żyje ironia losu i przekora fortuny.

XXI. Scena otwierająca, czyli płynne przejście z loga wytwórni Paramount na skałę w Utah. Tak, wiem, że to już trzeci raz, ale ten zabieg montażowy wciąż ogląda się super. No i stanowi jeden z wyznaczników serii.

XXII. Trzy próby. Pułapki (booby-traps) wpisane są w serię prawie tak mocno, jak kapelusz i pejcz głównego bohatera. Często mają “limit czasowy” – w tym przypadku w postaci wykrwawiającego się na śmierć ojca. Za jedyne wskazówki służą enigmatyczne zdania (znalezione przed laty przez ojca w kronikach Świętego Anzelma). Napięcie wylewa się z ekranu z każdym kolejnym krokiem Jonesa. Tylko on bowiem mógł odgadnąć, o co chodzi w poniższym tekście:
“The challenges will number three. (Są trzy próby).
First, the Breath of God. Only the penitent man will pass. (Pierwsze. Oddech Boga. Tylko człowiek pokorny przejdzie).
Second. The Word of God. Only in the footsteps of God will he proceed. (Drugie. Słowo Boże. Dojdzie tylko ten, kto podąża śladem Boga).
Third. The Path of God. Only in the leap from the lion’s head will he prove his worth. (Trzecie. Ścieżka Boga. Tylko ten, kto skoczy z lwiej głowy, udowodni, ile jest wart)”.

XXIII. Gloryfikacja przyjaźni. Sallah wdaje się w bijatykę z Niemcami, by chronić Marcusa i bez mrugnięcia okiem pomaga Indy’emu. A gdy pożyczony od szwagra samochód wybucha, kwituje to zaledwie jednym zdaniem (i kradzieżą pięciu wielbłądów). Wszystko w imię lepszej sprawy. Podobnie Marcus – facet jedzie na drugi koniec świata (a przypominam, że zgubił się we własnym muzeum), by pomóc w poszukiwaniach Henry’ego Sr. Sam Henry również wkracza do paszczy lwa po Brody’ego. O Indym i jego podejściu “leave no man behind” (“nikt nie zostaje z tyłu”) nie będę się nawet rozpisywał.

REKLAMA