TAJEMNICE JASKIŃ PHANTOMA. Science fiction dla speleologów

Alternatywny tytuł to: What Waits Below. Miłośnikom filmu reżyser Don Sharp powinien się kojarzyć przynajmniej z dwoma tytułami – Łzy w deszczu i Wyspa niedźwiedzia. Bynajmniej nie są to guilty hity z VHS, a pełnokrwiste kino sensacyjne i melodramatyczne. Związków z science fiction nie należy się dopatrywać, bo Sharp nigdy specjalistą w nim nie był. I może dlatego udało mu się zręcznie, bo niezobowiązująco, bez żadnej misji, połączyć horror, kino przygodowe i fantastykę naukową, które funkcjonują na Ziemi i pod ziemią, w jaskiniach. Rzadko można w historii kina spotkać filmy przygodowe i SF rozgrywające się w takim hermetycznym świecie przedstawionym, więc Tajemnice jaskiń Phantoma są nawet z tego względu wartościowym, ciekawostkowym filmem. A przy tym historia jest tak opowiedziana, że niesamowicie wciąga, jak dla mnie na tym samym poziomie, co Indiana Jones z tych czasów.
Jak przystało na tańsze kino, Jaskinie Phantoma nie przekraczają 90 minut projekcji. Oczywiście nie jest to science fiction dla speleologów. Ta lekka prześmiewczość tytułu miała zwrócić uwagę na unikalność tematyki produkcji Dona Sharpa. Większość czasu ekranowego bohaterowie spędzają pod ziemią, w tajemniczej jaskini, którą wojsko upatrzyło sobie za miejsce do testów nowoczesnego systemu komunikacji albo nawet elementu broni. Problem w tym, że jaskinie już ktoś zamieszkuje – ktoś, kto nie chce, żeby mu przeszkadzano. W tej chwili może niektórzy z was przypomnieli sobie rasę Morloków z Wehikułu czasu H.G. Wellsa. Lemurianie są do nich w pewnym sensie podobni, chociaż inteligentni. Dzicy, jaśni jak albinosi, wyznający raczej zwierzęcą moralność, do której oczywiście ludzie są zdolni, lecz oficjalnie narzucili skutecznie kamuflującą maskę ucywilizowania. Zresztą widać to nawet po samych ludzkich bohaterach, co świetnie zarysował reżyser wraz ze scenarzystami, jak różni się podejście naukowe do rzeczywistości od tego rabunkowego, które wyznaje ekipa wojskowa. Głównym bohaterem jest Rupert Wolf (Robert Powell), speleolog, najemnik, człowiek z przeszłością wojenną, doskonale rozumiejący, na czym polega życie, chociaż funkcjonuje na jego marginesie. Przypomina Indianę Jonesa, lecz mniej komercyjnego. Nosi się w skórzanej kurtce. Ma pistolet. Umie walczyć i zna się na jaskiniach, jednak nie na kosmitach. Jakże miła to odmiana, zagrać takiego bohatera dla Powella, którego – mam wrażenie – uwięziła rola Jezusa z Nazaretu u Franco Zeffirellego. Nie miał jednak szans zagrozić Harrisonowi Fordowi, bo pojawił się zbyt późno na rynku ikon Nowej Przygody, a środki poświęcone na jego promocję w Jaskiniach Phantoma były wręcz symboliczne. Nie powstała więc żadna kontynuacja przygód Wolfa, chociaż życzyłbym sobie, żeby jeszcze w latach 80. z większym budżetem, ktoś się na to zdecydował. Na pewno nie Don Sharp, z całym szacunkiem do niego jako reżysera.
Z dzisiejszego punktu widzenia nie ma jednak sensu, żeby jakikolwiek Wolf pojawił się teraz w kinie. Ten typ bohatera jest już wyeksploatowany, a jednocześnie nie ma w nim nic tak popularnie komiksowego, na czym w dzisiejszych czasach można by zaczepić umysły młodszych odbiorców. Remake więc również nie ma sensu. Tajemnice jaskiń Phantoma muszą więc pozostać filmową ciekawostką, skrytą dla wyjątkowych miłośników VHS-owych wykopalisk. Obejrzałem ten film po wielu latach i odkryłem go na nowo. Trzymał w napięciu, był mroczny, ascetyczny, długo czekałem na pierwsze spotkanie z mieszkańcami jaskini, lecz relacje między bohaterami zrekompensowały mi ten czas. Na dodatek owo spotkanie było niesamowite. Nie było jakiejś górnolotnej komunikacji, międzygatunkowego moralizatorstwa, lecz większość najważniejszych wniosków została pokazana widzom bez słów, tylko zachowaniem bohaterów. Szczególnie ważna jest refleksja nad cywilizacyjnym podbojem naszej macierzystej planety. Można bowiem domniemywać, że Lemurianie znaleźli się na niej bardzo dawno temu. Może przez przypadek, może celowo, ważne jest jednak to, że przetrwali i zasiedlili system jaskiń. Zrezygnowali ze swojej techniki, tylko oddali się kulturze zbieracko-łowieckiej, z której wyrosła również i nasza cywilizacja. W Lemurianach w toku tych domniemanych tysięcy lat przetrwał jednak szacunek do naturalnego porządku otoczenia, podczas gdy my w jakiejś ważnej i zwracającej dzisiaj uwagę części go zatraciliśmy. Reżyser chciał pokazać, poprzez zetknięcie ludzi z Lemurianami, jak wciąż daleko nam do mądrego zarządzania Ziemią, jak wobec niej jesteśmy słabi biologicznie, a przy tym bezczelni. Nie jest to jednak wizerunek nas wszystkich, więc nie należy uogólniać. Ludzie wciąż mają szansę, żeby przestać być pasożytami, a żyć w swoich ucywilizowanych jaskiniach, dbając o otoczenie, tak jak zrobili to Lemurianie. A przy tym nie muszą ponosić takiego kosztu zacofania jak przybysze, żeby coś dobrego dla planety zrobić. Wystarczy czasem pozostawić to, co dzikie, w takim stanie, w jakim chce być. I nie przekonywać mieczem i ogniem, że nowa kultura będzie lepsza. Ona nie ma zastąpić tej starej, lecz ją mądrze zmodyfikować, by lepiej przetrwała kolejne lata.