5 najlepszych ról BRIGITTE BARDOT. Niszczycielka męskości
Louise, Królowe Dzikiego Zachodu (1971), reż. Christian Jaque
Podobnie jak Viva Maria!, Królowe Dzikiego zachodu również miały szczęście do klimatycznej muzyki autorstwa Francisa Lai, który mniej więcej w tym samym czasie odbierał Oscara za Love story. W produkcji Christiana-Jaque’a znalazło się jednak o wiele więcej westernowego pastiszu niż romantycznego kina przygodowego, co plasuje ten film jednak nieco niżej. Z kolei podobnym co w Viva Maria! i trafnym zabiegiem było powierzenie dwóch głównych ról kobietom. Szaleństwo Brigitte Bardot w roli Louise równoważone było przez jeszcze dobitniejsze wariactwo i niezrównoważenie Claudii Cardinale. Nie da się ukryć, że obie były ponętnymi kobietami, lecz jeśli miały sobie poradzić na Dzikim Zachodzie, musiały przerastać siłą kowbojów. Nie jest to proste zadanie, podobnie jak dla aktorek, Bardot i Cardinale, nie było proste w ramach westernowej konwencji stworzyć kreacje, które zastąpią w umysłach widzów stereotypowe postaci kowbojów, rewolwerowców, szeryfów itp. Powiedzmy, że filmowe starcie wygrała o włos Brigitte Bardot. Za to Claudia Cardinale za zaciętego wroga stała się jej nieodzowną, ekranową partnerką.
Camille Javal, Pogarda (1963), reż. Jean-Luc Godard
Po raz kolejny wpadam w zachwyt, gdy słucham orkiestracji Georges’a Delerue. To jeden z tych kompozytorów, którym nie jest potrzebny obraz. Tworzą dzieła muzyczne kompletne, przeznaczone do słuchania niezależnie od warstwy wizualnej. Co do fabuły, Godardowska maniera nieraz wyjątkowo męczy, bo jest przeformalizowana i przeintelektualizowana. W tym przypadku jednak reżyser zachował wyjątkowy umiar, mimo że z uporem maniaka cytował Dantego i innych literatów, co niewiele wnosiło do biegu fabuły. Zręcznie połączył współczesną remitologizację mitu o Odyseuszu z procesem zaniku uczuć między dwojgiem szalenie kochających się ludzi. No właśnie, kochających się czy tylko wykorzystujących z natury skończone pokłady biologicznej chuci? Świetnym pomysłem było zaangażowanie przez Godarda Jacka Palance’a czy chociażby Fritza Langa, co odświeżyło tym samym obsadę aktorską dzięki zestawieniu dwóch przeciwnych sobie światów – Jack Palance, gwiazda westernów, liczne role złoczyńców w Fabryce Snów, i Fritz Lang, przedstawiciel bezpowrotnie umierającego ekspresjonizmu w kinie, artysta niedbający o zyski z kina w tym stopniu, co grany przez Palance’a producent. To zestawienie postaci ma znaczenie dla samego kina, jak i interpretacji mitu oraz tego, co dzieje się w związku Camille (Brigitte Bardot) i Paula (Michel Piccoli).
Wspominany przez Godarda mit o Odysie jest metaforą czegoś, co powinno być nieskończone i z powodu ciągłych interpretacji i reinterpretacji w kulturze takie właśnie jest. Na tle jego wiecznego istnienia miłość ludzka wydaje się taka nietrwała, wręcz zadaniowa, czy też prokreacyjna albo zyskowna. Brigitte Bardot idealnie wpasowuje się w ową zwiewność cielesności – na jej kształtnym ciele zmieniają się kolory, na jej głowie fryzury, jej humory przypominają sinusoidę itp. Prywatnie jej życie uczuciowe biegło podobnie – miłości okazywały się niezmiennie pierwsze, a każda z nich jedyna w swojej faktualnej wielokrotności.
Bonus
Agnes, Nowicjuszki (1970), reż. Guy Casaril, Claude Chabrol
W filmie niewątpliwy prym wiodła Annie Girardot, a Brigitte jako uciekająca z zakonu nowicjuszka Agnes była bardziej komediowym dodatkiem do treści. Wniosła jednak tyle radości i świeżości do trudnego życia prostytutki Mony, która z pewnością nie przypuszczała, w jakie przedziwne miejsce ją życie poniesie. Nie chcę spojlerować, ale jeśli będziecie oglądali Nowicjuszki, zwróćcie uwagę na końcową scenę i wielce znaczące mrugniecie okiem głównych bohaterek. Do kogo? Tego właśnie nie zdradzę. Francuskie komedie z tamtych czasów ogląda się znakomicie z powodu lekkości, z jaką traktują poważne społecznie tematy. Niejeden lewak czy prawak mogliby się zgorszyć tym, jak podchodzi do kościoła oraz prostytucji Nowicjuszka. To jednak nie jest film pozbawiony refleksji, tzw. drugiego dna, na którego poziomie głównym bohaterkom wcale nie jest w życiu tak frywolnie i śmiesznie. Ich życie jest ciężkie, wie to zapewne każdy, kto nagle odkrył, że jest zmuszony robić coś, czego by dobrowolnie nie wybrał – zaznaczyć należy, że nie musiał dosłownie być księdzem albo prostytutką, chociaż przydałoby się, żeby do głębszej refleksji znał obydwa te zawody.