FILMY O POCIĄGACH. Stalowy wąż pod specjalnym nadzorem
5. Pociąg grozy (Horror Express, 1972), reż. Eugenio Martín
Koleją Transsyberyjską z Chin do Moskwy podróżuje galeria osobowości, między innymi brytyjscy naukowcy (Christopher Lee, Peter Cushing), rosyjski inspektor policji (Julio Peña), obłąkany mnich (Alberto de Mendoza) i polska hrabina (Silvia Tortosa). Jeden z Brytyjczyków przewozi w skrzyni prehistoryczne zwierzę, które wydostaje się na wolność, zagrażając pasażerom pociągu. Zdjęcia do filmu realizowano w Hiszpanii, dysponując niewielkim budżetem, ale z udziałem trzech gwiazdorów: Christopherem Lee, Peterem Cushingiem i Tellym Savalasem w roli oficera kozackiego. Film nie spotkał się z życzliwym przyjęciem, ja sam doceniłem go dopiero z czasem. Jest to ten typ rozrywki, gdzie kicz wylewa się niemal z każdego kadru, z każdej linijki dialogu, a klasyczne dla horroru elementy nie współtworzą pełnej grozy spójnej historii. Dzięki charyzmatycznym aktorom, odrobinie ironii (na pytanie „A co, jeśli któryś z panów jest potworem?” pada odpowiedź: „Potworem? My jesteśmy Brytyjczykami!”), wspaniale budującej nastrój muzyce i dusznej atmosferze zamkniętego pojazdu ogląda się całkiem nieźle. Można film odbierać jako interesującą wizję piekła, gdzie ciemność ujawnia prawdziwe oblicze człowieka.
6. Władca północy (Emperor of the North Pole, 1973), reż. Robert Aldrich
Podobne wpisy
Tytułowy emperor of the north pole, czyli cesarz bieguna północnego, to pojęcie używane wśród tak zwanych hobos, bezdomnych włóczęgów, znanych między innymi z podróżowania na gapę pociągami w czasie Wielkiej Depresji. Reżyser Parszywej dwunastki (1967) wraz z gwiazdami tamtego filmu – Lee Marvinem i Ernestem Borgnine’em – postanowił przybliżyć portret takiego outsidera, który nie posiadając właściwie niczego cennego, może poczuć się jak władca, podróżując drogą żelazną przez pustkowia Ameryki. Szczególnie upodobał sobie skład wagonów kontrolowany przez wyjątkowo wrednego konduktora. Już w jednej z początkowych scen można zobaczyć, jak ten konduktor brutalnie atakuje pasażera na gapę, spychając go pod pociąg… w trakcie jazdy. Ernest Borgnine stworzył tu jedną z ciekawszych ról w dorobku, bo takich sukinsynów grywał z reguły rzadko. Zaskakująco dobry jest Keith Carradine, który zaliczył tu swoją pierwszą główną rolę.
Film Roberta Aldricha doskonale odzwierciedla klimat szalonych lat trzydziestych – czasów wielkiego kryzysu, bezrobocia i bezprawia. Jest tu kilka pełnych napięcia sekwencji, na przykład ta, w której pociąg jest o włos od zderzenia z inną jednostką. Pojedynek pomiędzy bohaterami także trzyma w napięciu, bo są to postacie wyjątkowo uparte i gwałtowne, nieuznające kompromisów. Scenariusz telewizyjnego wyrobnika, Christophera Knopfa, nabrał niezwykle silnego wyrazu i mocnego znaczenia dzięki znakomitej obsadzie i mistrzowskiej reżyserii (co ciekawe, film miał kręcić Sam Peckinpah, ale nie dogadał się z producentem w kwestii finansowej). Aldrich pracował tu ze swoimi stałymi współpracownikami, między innymi operatorem Josephem F. Birokiem i montażystą Michaelem Luciano, więc technicznie film stoi na wysokim poziomie. Dodatkowym smaczkiem jest piosenka A Man and a Train Franka De Vola i Hala Davida w wykonaniu Marty’ego Robbinsa.
7. Morderstwo w Orient Ekspresie (Murder on the Orient Express, 1974), reż. Sidney Lumet
Agatha Christie nie była zbyt przychylna ekranizacjom swoich książek. Prawa do powieści Morderstwo w Orient Ekspresie (1934) zgodziła się sprzedać dopiero czterdzieści lat po wydaniu utworu. Na pewno nie żałowała swojej decyzji – powstał wyborny kryminał z doborowym aktorstwem, ciekawą pracą kamery, wspaniałą muzyką oraz gustowną scenografią i elegancką garderobą. Fabuły nie poddano znaczącym modyfikacjom, dzięki czemu za autorkę scenariusza można uznać brytyjską pisarkę. To czwarty film Sidneya Lumeta z udziałem Seana Connery’ego. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że Connery grał u Lumeta swoje najwybitniejsze role (szczególnie jego występ w Agresji z 1972 jest mistrzowski). W Morderstwie w Orient Ekspresie ograniczona przestrzeń luksusowego pociągu była przede wszystkim polem do popisu dla Alberta Finneya, wcielającego się w postać Herculesa Poirota, belgijskiego detektywa o nieco ekscentrycznym usposobieniu.
Chociaż hasło „morderca jest wśród nas” nie budzi niepokoju ani nie inicjuje mrocznego spektaklu, trzeba przyznać, że trudno oderwać wzrok od ekranu. Bo dzięki dobrym występom aktorskim i świetnie rozpisanym rolom otrzymujemy interesującą grę nerwów. W stylu staroświeckim, przypominającym brytyjskie salonowe przyjęcia dla gości z wyższej klasy społecznej. Postać Poirota przypomina osobę, która nie dostała zaproszenia na to przyjęcie i znalazła się tu przypadkiem. Wyraźnie różni się od reszty – zarówno wizualnie, jak i osobowościowo. Interpretacja aktora jest bez zarzutu, wspomina się ją z nostalgią, żałując przy okazji, że to jednorazowy występ Finneya w tej roli (Peter Ustinov, który grał Poirota w sześciu filmach, nie wydawał się lepszym odtwórcą). Co ciekawe, pierwszym interpretatorem postaci belgijskiego detektywa był Charles Laughton, który występował w scenicznych adaptacjach powieści Christie (na West Endzie i Broadwayu), pierwszym kinowym był zaś Austin Trevor w trzech filmach na początku lat trzydziestych. Dzieło Lumeta to punkt zwrotny w historii ekranizacji prozy mistrzyni kryminału. Zainicjował modę, która przez długi czas dominowała w telewizji, ale za sprawą readaptacji Kennetha Branagha powróciła w wielkim stylu na kinowy ekran.