Ostatnio mogliście przeczytać u nas wypowiedzi astronauty Chrisa Hadfielda, który skrytykował pewne elementy serialu science fiction For All Mankind. W tym samym materiale Hadfield porusza też temat Life z 2017, horroru science fiction z Ryanem Reynoldsem i Jake’em Gyllenhaalem. Choć twórcy filmu konsultowali się z astronautą podczas kręcenia, tutaj także nie obeszło się bez uwag.
W opisie Life czytamy:
Członkowie międzynarodowej wyprawy kosmicznej odkrywają ślady życia na Marsie. Nie wiedzą, że grozi im śmiertelne niebezpieczeństwo.
Hadfield komentuje, że w filmie dobrze przedstawiono poruszanie się w środowisku bez grawitacji, ale sam pomysł wyjściowy jest zbyt naciągany („Wybacz, Ryan!”). Ma też uwagi do konkretnych scen. Najpierw do fragmentu, w którym bohater Reynoldsa ma użyć tzw. świecy tlenowej.
To nie jest zła myśl. Świeca tlenowa to rodzaj pojemnika, który wygląda jak mała beczka piwa i ma pewien chemiczny składnik sprawiający, że jeśli podgrzejesz jeden koniec, to reakcja chemiczna uwolni ogromne ilości tlenu. To trochę jak awaryjne źródło tlenu. On rozbija ją o poręcz i słyszysz szkło. Wyobraźcie sobie, co działoby się z odłamkami szkła bez grawitacji. Na pokładzie statku kosmicznego nie ma szkła. To nie jest świeca tlenowa, raczej jakaś żarówka.
Uwagę astronauty zwrócił też fakt, że Reynolds używa miotacza ognia.
Miotacz ognia wewnątrz statku kosmicznego. Jedną z najgorszych rzeczy, jakie mogą się zdarzyć na stacji kosmicznej, jest pożar. To jedno z trzech poważnych zagrożeń na statku kosmicznym. Przeciek, w którym tracisz ciśnienie, skażona atmosfera, w której już nie można oddychać, i pożar. Chcesz, aby nie było żadnej szansy na otwarty ogień na pokładzie statku kosmicznego. Stacja kosmiczna jest obsypana alarmami dymu, ale tutaj mamy Rory’ego napełniającego cały statek ogniem. Nie działa żaden alarm.
Na pociechę Hadfield skomplementował jeszcze projekt obcego w filmie, dodając, że inne formy życia we wszechświecie były zapewne diametralnie inne od tych ziemskich.