search
REKLAMA
Wywiad

MOJA PODRÓŻ TRWA. Wywiad z Maciejem Pieprzycą

Norbert Frątczak

11 marca 2018

REKLAMA

Dlaczego zdecydował się pan nakręcić film Chce się żyć, opowiadający o życiu cierpiącego na porażenie mózgowe Mateusza?

Na tę historię trafiłem przez moją przyjaciółkę Ewę Piętę, która nakręciła krótki film dokumentalny Jak motyl o chłopaku z porażeniem mózgowym. Ewa planowała wrócić do tej historii w sposób fabularny, niestety nie zdążyła, przedwcześnie zmarła. Kilka lat po jej śmierci postanowiłem podążyć jej śladem. Z początku miałem sporo obaw i wątpliwości, czy warto na tak smutny temat robić film. Jednak na etapie dokumentacji okazało się, że wcale taki nie musi być. Kiedy poznałem osoby z porażeniem mózgowym, zrozumiałem, że może być to historia o zwycięstwie – co prawda smutnym– ale zwycięstwie.

Kadr z filmu <em>Chce się żyć<em>

Czy to dlatego zdecydował się pan ukazać myśli głównego bohatera tak, jakby sam je wypowiadał? Jego kwestie należały chyba do najzabawniejszych z całego filmu.

Trudno jest kręcić film o kimś, kto się prawie nie porusza i nie mówi. Wiedziałem, że główny bohater musi dostać głos, bez tego nie będzie wiadomo, jaki on jest. Jego poczucie humoru rzeczywiście zrównoważyło smutną stronę tego filmu, i dobrze – jak mówiłem, nie chciałem robić smutnego, przygnębiającego filmu. Ten film jest jak życie – chwilami smutny, chwilami wesoły.

Powiem panu, że na początku nikt nie wierzył w ten film, trudno było zebrać na niego środki.

Dlaczego?

Myśli pan, że ludzie garną się, by inwestować w film, w którym główny bohater przez dwie godziny na ekranie nie porusza się i nie mówi?

Myślę, że nie, za to kiedy już powstał, to wielu garnęło się do tego, by go nagradzać. Chce się żyć zdobył na 37. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Montrealu główną nagrodę, a także nagrodę publiczności i jury ekumenicznego. Spodziewał się pan aż takiego sukcesu?

Nie spodziewałem się. Jadąc do Montrealu, nie byliśmy żadnymi faworytami festiwalu. Pierwszy pokaz Chce się żyć był ustawiony na godzinę 10 rano, o tej godzinie nie pokazuje się faworytów. A wyszło tak, że film się spodobał, i to zarówno publiczności, jak i jury. To jest rzadkość na festiwalach, bo jury zwykle nagradza inne filmy niż widzowie. A tu i nagroda od jury, i od publiczności, i od jury ekumenicznego. To było bardzo przyjemne zaskoczenie.

Kadr z serialu <em>Kruk Szepty słychać po zmroku<em>

W swoim najnowszym dziele – serialu zatytułowanym Kruk. Szepty słychać po zmroku – zabiera nas pan na mroczne i pełne tajemnic Podlasie. Tu znowu stawia pan na motyw kryminalny. Dochodzi do porwania 11-letniego chłopca. W tym samym czasie do rodzinnego Białegostoku oddelegowany zostaje Adam Kruk, inspektor łódzkiego wydziału kryminalnego, który będzie musiał zająć się tą sprawą. Skąd tym razem czerpał pan inspiracje?

To pytanie do Jakuba Korolczuka, bo to on jest autorem scenariusza. Ja starałem się to, co on wymyślił, zainscenizować i przy pomocy aktorów w jak najbardziej emocjonalny i intrygujący sposób opowiedzieć na ekranie. Początek był taki, rok temu zadzwonił do mnie Piotr Dzięcioł, producent m.in. oscarowej Idy, i powiedział, że ma ciekawy projekt, który może mnie zainteresować. Wcześniej oglądał mój film Jestem mordercą i to po jego zobaczeniu uznał, że Kruk to może być materiał dla mnie. A co do samego Kruka, to rzeczywiście jest to kryminał, ale – podobnie jak w Jestem mordercą – zagadka stanowi raczej pretekst do tego, żeby przyjrzeć się ludziom zamieszanym w tę intrygę, uwikłanym w w ekstremalne sytuacje. Serial ma mocno rozbudowaną warstwą psychologiczną.

Po przeczytaniu projektu i rozmowach z producentem i scenarzystą zdecydowałem się wybrać w tę podróż, która trwała rok i jak pan widzi, jeszcze się nie skończyła, bo rozmawiamy w montażowni.

Kadr z serialu <em>Kruk Szepty słychać po zmroku<em>

Myślę, że kreacje bohaterów pańskich filmów są tak szeroko cenione, ponieważ bohaterowie ci są wyraziści, ale niejednoznaczni. To postaci ambiwalentne, jak Janusz Jasiński czy Wiesław Kalicki z Jestem mordercą. Czy w Kruku znów stawia pan na takie właśnie postaci?

Gdyby scenariusz bazował na czarno-białych, jednowymiarowych postaciach i banalnej intrydze, to sądzę, że nie bardzo by mnie ta historia zainteresowała. Postaci w Kruku są złożone pod kątem psychologicznym, zwłaszcza główny bohater.

W pańskich śląskich filmach bohaterowie zawsze musieli się mierzyć nie tylko z problemami, które dla nich pan przygotował, ale także z miejscem, w którym żyją. Białystok od Śląska dzieli ponad 400 km, ale motyw ten pojawia się także w Kruku.

Serial ma dwa plany czasowe. Pierwszy to współczesność, czyli misja inspektora Kruka, który jedzie do Białegostoku w celu rozwiązania zagadki. Drugi plan rozgrywa się w latach 80., w dzieciństwie głównego bohatera. To, co się wtedy wydarzyło, jest powiązane ze współczesnością. Bohater, chcąc rozwiązać jedną sprawę, musi rozwiązać też drugą. Niezależne od siebie intrygi w pewnym momencie zaczynają się zazębiać.

Kadr z serialu<em> Kruk Szepty słychać po zmroku<em>

W rolę inspektora Kruka wciela się Michał Żurawski, który w Jestem mordercą grał milicjanta Marka i pomagał głównemu bohaterowi złapać Wampira. Co zadecydowało, że tym razem to jemu powierzył pan główną rolę?

Z Michałem spotkałem się na planie Jestem mordercą, gdzie grał bardzo ważną, ale jednak drugoplanową rolę. Po tym filmie byłem przekonany, że jest to aktor, z którym chciałbym się spotkać w projekcie, gdzie będzie grał już główną rolę. I tak się złożyło, że kilka miesięcy później trafił do mnie projekt serialu Kruk. Czytając go, od początku widziałem Michała w roli inspektora Kruka.

Czy zamierza pan jeszcze filmowo wrócić na Śląsk?

Jeżeli tylko będę miał jakąś historię do opowiedzenia na Śląsku, to z wielką przyjemnością.

korekta: Kornelia Farynowska

REKLAMA