Wokół Orłów
Wczoraj po raz kolejny rozdano statuetki Orłów, czyli nagrody Polskiej Akademii Filmowej. Wśród zwycięzców na próżno szukać jakichkolwiek niespodzianek, bo Orły i niespodzianki raczej nie idą ze sobą w parze. Nie jest to jednak przypadłość typowo polska.
Zanim przejdę do dalszej części tekstu, chciałbym powiedzieć kilka słów o samej gali, która po trzyletniej przerwie powróciła do Teatru Polskiego w Warszawie. Nie był to zresztą jedyny come-back, bo do konferansjerki znów zatrudniono Macieja Stuhra, który w zeszłym roku ustąpił miejsca Arkadiuszowi Janiczkowi. Efekt zeszłorocznej zamiany okazał się być wprost opłakany. Janiczek wyraźnie nie nadawał się do tej roboty. Co więcej, na jego twarzy malował się smutny grymas zażenowania spowodowany poziomem żartów, które napisali mu scenarzyści całego przedsięwzięcia. To głównie ten aspekt położył na łopatki ubiegłoroczną imprezę. Granicę tolerancji na żart żałosny, a na domiar złego fatalnie opowiedziany, ma nawet widz na co dzień obcujący z polskimi serialami i komediami romantycznymi.
Powrót Stuhra zadziałał na przebieg imprezy zdecydowanie pozytywnie. Żarty wciąż nie sięgały wyżyn stand-upu, ale konferansjer opowiadał je na tyle zgrabnie, że nie raniły uszu słuchaczy. Scenarzystom udało się nawet wtrącenie kilku zabawnych przerywników, z ironicznym filmikiem na temat Roberta Więckiewicza na czele. Montażówka, w której przetłumaczono wystąpienia Baracka Obamy, królowej Elżbiety i papieża Franciszka w taki sposób, aby wychwalały Więckiewicza pod niebiosa i wyrażały chęć, aby wcielił się w ich role w filmach biograficznych wypadła całkiem nieźle. Duża w tym zasługa krótkiego finału, w którym – w trakcie odbioru Złotej Piłki – Więckiewiczowi podziękował sam Christiano Ronaldo.
W kontekście podziękowań i przemów można właściwie milczeć. Zdecydowana większość to sztampa kalkowana z oscarowego „dziękuję ci mamo i tato”. Prawdziwie szczere, a nawet poruszające, były jedynie przemówienia Leszka Dawida i Kazimierza Karabasza. Pierwszy z nich wręczał nagrodę za całokształt twórczości temu drugiemu. Dawid ukłonił się w stronę mistrza bez zbędnego patosu, z dużym wyczuciem. Karabasz powiedział natomiast, że po tylu latach twórczej pracy albo się milczy, albo mówi krótko i przeczytał jedynie skromny, ale celny (w kontekście jego twórczości) cytat z Tołstoja.
O nagrodach
W roku 2013 mieliśmy 47 polskich premier. W Orłach mamy natomiast 15 polskich kategorii (pomijam nagrodę dla osiągnięć życia i nagrodę dla najlepszego filmu europejskiego). Na tegorocznej gali aż 12 statuetek powędrowało do zaledwie 3 filmów (po 4 do Idy, Chce się żyć i Papuszy). Nominowanych w choć jednej kategorii zostało 18 filmów polskich. Szybkie równanie matematyczne pozwala zauważyć, że 29 premier (ponad 60%) odpadło w przedbiegach. Kolejne 30% tak naprawdę odpada jeszcze przed rozdaniem nagród, ponieważ nie ma na nie nawet najmniejszych szans. Taki bilans jest dla Orłów regułą, a tegoroczny podział nagród na trzy filmy dominujące to właściwie spore rozdrobnienie. Bywały przecież lata, w których jeden film kończył zawody z 6,7 a nawet 8 statuetkami i kilkunastoma nominacjami. Zważywszy na to, że PISF przeznacza pieniądze na średnio kilkanaście produkcji fabularnych rocznie, a do tego dochodzą jeszcze dokumenty, które wliczyłem do tegorocznej osiemnastki, koncentracja nagród wokół zaledwie kilku tytułów daje wiele do myślenia.
Nasuwają się co najmniej dwa pytania – o to, czy kapituła Orłów patrzy na polskie kino zbyt wybiórczo i o to, czy aby w takim wybiórczym patrzeniu nie ma racji, bo na horyzoncie nie widać wielu wartych uwagi kandydatów. Kij ma oczywiście dwa końce. Wśród tegorocznych nominacji pojawiły się właściwie wszystkie filmy, które w jakimś sensie są godne uwagi. Szkoda jedynie Kongresu Ariego Folmana, bo to film “polski” w takim samym stopniu jak Wenus w futrze czy Imagine, zadecydowała jedynie narodowość reżysera. Zresztą, nominowanie Desplata za muzykę do francuskiego filmu z zagranicznymi aktorami tylko dlatego, że od lat upieramy się, że Roman Polański to polski reżyser jest dla mnie bez sensu. Roman Polański polskim reżyserem był kiedyś. Od wielu lat jest reżyserem z Polski.
Teoretycznie jest zatem nieźle, ponieważ Akademia dostrzega walory filmów, które oscylują gdzieś na granicach świadomości przeciętnego widza. Z drugiej, to zauważenie najczęściej sprowadza się do pojedynczej nominacji w kategorii, w której szanse na zwycięstwo są równe zeru. Mamy zatem klasyczne – “nominuję go, żeby nikt nie zarzucił mi, że cały czas głosuję na to samo”. W końcu jakby to wyglądało, gdyby we wszystkich kategoriach – poza dokumentem, osiągnięciami życia i filmem europejskim – nominowano jedynie Idę, Chce się żyć i Papuszę? No właśnie, kiepsko. Choć wyniki Orłów zmieniłyby się wtedy bardzo nieznacznie.
Oczywiście, jednym z głównych powodów takiego stanu rzeczy jest fakt, że kinematografia polska jest stosunkowo niewielka. Tego nie damy rady przeskoczyć. Pytam jednak dlaczego PISF co roku wspiera finansowo projekty, które – powiedzmy to szczerze i dosadnie – są skazane na frekwencyjną i artystyczną porażkę? Co więcej, są skazane na ostracyzm środowiska, które z PISF-em jest bezpośrednio związane (wystarczy spojrzeć na listę ekspertów PISF, w tym tych odpowiedzialnych za rozdzielanie dotacji na produkcje filmową, oraz listę członków Polskiej Akademii Filmowej, przyznającej Orły). W skrócie dochodzimy zatem do sytuacji, w której filmy, które otrzymały od PISF dotację ze względu na swoje „walory artystyczne” ponoszą sromotną klęskę w momencie, gdy dochodzi do rocznych podsumowań, choć członkowie kapituł nie są znów tak bardzo różni.
Podsumowanie będzie dość gorzkie i krótkie. Orły są tak samo potrzebne, jak finansowa ingerencja PISF-u w proces produkcji filmowej. Na tak małym rynku filmowym wystarczającym wyznacznikiem tego, co jest w danym roku godne uwagi, a co raczej nie, jest Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. I tak wiem – festiwal nie jest tożsamy z nagrodą od środowiska, itp., itd. Niemniej, komu potrzebna jest nagroda środowiska, które bądź to kopiuje wyniki z Gdyni, bądź modyfikuje je w taki sposób, że są po prostu mniej ciekawe? Zapewne jedynie środowisku, a i tego nie jestem pewien.
Orły 2014 – wyniki
Skoro już je nominowano, to szkoda Imagine. Zadziwia również nagroda za odkrycie roku dla Bodo Koxa, obecnego na polskiej scenie filmowej od przeszło dekady i niejednokrotnie dostrzeganego na festiwalach i przeglądach kina niezależnego. Cóż, Akademia widocznie zwróciła na niego uwagę dopiero teraz.
Najlepszy film – Ida
Reżyseria – Paweł Pawlikowski (Ida)
Główna rola kobieca – Agata Kulesza (Ida)
Montaż – Jarosław Kamiński (Ida)
Główna rola męska – Dawid Ogrodnik (Chce się żyć)
Drugoplanowa rola męska – Arkadiusz Jakubik (Chce się żyć)
Drugoplanowa rola kobieca – Anna Nehrebecka (Chce się żyć)
Scenariusz – Maciej Pieprzyca (Chce się żyć)
Muzyka – Jan Kanty Pawluśkiewicz (Papusza)
Scenografia – Anna Wunderlich (Papusza)
Kostiumy – Barbara Sikorska-Bouffał (Papusza)
Zdjęcia – Krzysztof Ptak, Wojciech Staroń (Papusza)
Dźwięk – Jacek Hamela, Gullaume Le Bras (Imagine)
Dokument – Inny świat
Odkrycie roku – Bodo Kox
Film europejski – Sugar Man
Nagroda za osiągnięcia życia – Kazimierz Karabasz
Zdjecia: PAP