ZMIERZCH BOGÓW. Fantasy, jakiego brak współczesnemu kinu [RECENZJA]
Jednym z producentów i scenarzystów dostępnego na Netfliksie serialu Zmierzch bogów jest Eric Carrasco, który współtworzył m.in. Fundację. Towarzyszą mu David Hartman (m.in. Ark: The Animated series) oraz Jay Oliva (znany ze współpracy przy np. Thor: Ragnarok). O Zacku Snyderze nie wspominam, bo to „jakościowa” oczywistość. Można więc spodziewać się dobrej historii, aczkolwiek kontrowersyjnej. Aż żal, że jest to animacja, bo gdyby nakręcić film aktorski z takim rozmachem i brutalizmem, byłby to z pewnością tytuł legendarny w gatunku fantasy. Mówiłoby się o nim przez lata. Niemniej narzekał więcej na formę rysunkową Zmierzchu bogów nie będę, bo nawet przy swoich „poklatkowych” wadach niesie ona ze sobą ponadprzeciętny kunszt artystyczny, który zachwyca. Niewielkie zastrzeżenia mogę mieć co najwyżej do kolejnego w ostatnich latach nawiązania w kinie do mitologii nordyckiej. Robi się to już trochę nudne i przywodzi na myśl pójście na mitologiczną łatwiznę, zamiast eksplorować nowe kierunki w ludowych wierzeniach.
O wersji aktorskiej wspomniałem nie tylko w kontekście oprawy wizualnej Zmierzchu bogów oraz jego fabuły, ale i obsady dubbingowej. Znaleźli się tu np. Pilou Asbæk, Sylvia Hoeks, Jessica Henwick, John Noble, Peter Stormare czy też Stuart Martin. Może nie są to największe gwiazdy, ale aktorzy, którzy w swoich filmografiach stworzyli już bardzo wyraziste i kunsztownie zagrane postaci. Oglądanie ich więc na wielkim ekranie w aktorskiej wersji animacji byłoby z pewnością mocnym przeżyciem. A tak mamy tylko ich głosy. Nic to. Trzeba ten stan rzeczy jakoś przeboleć. Wcześniej wspomniałem, że takiego fantasy jak Zmierzch bogów brak współczesnemu kinu, bo jest to fantasy bez zahamowań. Serial w pełni korzysta z umowności formy graficznej, otwarcie prezentując seks i przemoc, przez co fabuła jest naturalna. Problem w tym, że wśród twórców znalazł się Zack Snyder – dobrze i źle zarazem – więc Snyderoza dopadła również serial. A przejawia się ona charakterystycznie, czyli w slow motion. Tak, zgadza się, nawet w animację Snyder ją musiał wsadzić. Generalnie serial opowiada o trudnej sytuacji w krainie zamieszkanej przez ludy północy w czasach poprzedzających ragnarök. Już w pierwszym odcinku poznajemy parę głównych bohaterów Sigrid i Leifa, którzy staną się kluczowym elementem w walce ze złymi bogami. Sigrid ratuje Leifa przed niechybną śmiercią, ale robi to oczywiście w slow motion. Zapach Snydera unosi się już od pierwszej sceny, tak więc nie wszystkim taka forma narracji przypadnie do gustu. Reżyser Rebel Moon nie jest jednak aż tak nachalny w swoim patosie, jak często to robił w produkcjach aktorskich. Tak więc, jeśli zobaczycie Zacka Snydera w początkowych napisach, i to na stanowisku reżysera, nie uciekajcie sprzed ekranu. Snyderoza, owszem, występuje, lecz w ilości potrzebnej do zbudowania klimatu fantasy z kategorią wiekową 18+.
Pod tym względem jak na dzisiejsze kino jest mocno. Język używany przez postaci kwiecisty, kamera nie boi się krwi ani nawet męskich genitaliów, co się w filmach właściwie nie zdarza. Wszystkie te elementy jednak są tak zaplanowane i scalone z bardzo abstrakcyjną i filozoficzną narracją, że jej nie przeszkadzają, a nawet wzmacniają ładunek emocjonalny. Bogowie w tej opowieści wcale nie są dobrzy, nawet jeśli chwilami się tacy zdają. To nie do końca wynika z ich woli, lecz głównie z natury. Przesłaniem serialu jest zdefiniowanie „boskości” jako czegoś tak dalece nieludzkiego, że z tej wyniosłej pozycji twórców i niszczycieli światów żaden człowiek nigdy w bogach oparcia nie znajdzie. I bogowie nigdy ludzi nie zrozumieją, co nie będzie im przeszkadzało w dręczeniu ich oraz wykorzystywaniu do własnych celów. Co więc zrobić? Bogów należy obalić. Karkołomny pomysł, lecz okazuje się, że w mitologii nordyckiej możliwy do zrealizowania. Tak więc przez kolejne odcinki widzowie mogą śledzić, jak Sigrid i Leif próbują rozegrać swoją zemstę na bogach, wykorzystując siłę jednych przeciw drugim.
Jeśli kiedykolwiek interesowaliście się „losem bogów”, czyli owym ragnarökiem, od razu zauważycie, że Zmierzch bogów niewiele ma wspólnego ze źródłami nordyckimi w postaci np. Eddy Starszej, a dokładnie poematem Völuspá. Co do niego akurat warto pamiętać, że nie zawiera on czystego przekazu nordyckiego, ale już przetworzony kulturowo z powodu dokonującej się w X i XI wieku chrystianizacji Islandii i Norwegii. Podobnie zresztą przekaz serialu jest także przefiltrowany przez historię ludzkiej myśli przez te ponad 1000 lat. Stąd Snyder wraz z ekipą musieli wykonać jednak sporo pracy, żeby wszystkie te aliteracyjne poematy nordyckie złożyć w opowieść na tyle wartką, sensacyjną, głęboką i co najważniejsze, pouczającą, by zaspokoić potrzeby widzów. A one w zakresie właśnie tego typu animacji są bardzo szerokie – od brutalności, przez erotykę, aż po filozoficzną traktatowość. A najlepiej, żeby wszystko złożyć w całość, odczarowując fantasy jako bajkę dla dzieci, co jest wciąż powszechną opinią wśród widzów i krytyków filmowych. Zmierzch bogów wymaga oswojenia się z animacją, co będzie dla wielu widzów mniej interesujące niż film aktorski, niemniej serial wart jest czasu, chociażby dla szalonego Thora mordującego niewinne dzieci.