search
REKLAMA
Zestawienie

„To jest SPARTA!”, czyli 5 NAJLEPSZYCH filmów ZACKA SNYDERA

Ten artykuł nie ma żadnej wzmianki o slow motion.

Jakub Piwoński

3 maja 2024

REKLAMA

Zack Snyder nie ma ostatnio dobrej prasy. Jego Rebel Moon okazał się artystyczną porażką, choć z pewnością tytuł był popularny w bibliotece Netflixa. Nie zapomnijmy jednak, że choć Snyder ma obecnie problem ze swoją sztuką oraz własnym ego, to jednak ma on na koncie kilka naprawdę udanych widowisk, które do dziś cieszą oko.

Legendy sowiego królestwa: Strażnicy Ga’Hoole

Ten film animowany, który wyszedł spod ręki Zacka Snydera, to już dzieło mocno zakurzone, choć w chwili gdy powstawało, mówiło się o tym, że da ono początek całej serii filmów o wojowniczych sowach. Film zaliczył jednak finansową klapę, co przypieczętowało jego odejście w zapomnienie. Nie pomogła gwiazdorska obsada, podkładająca głosy animowanym postaciom. Nie pomogło też to, że wizualnie to majstersztyk i coś, co w tamtym momencie było nową jakością. Podejrzewam, że widownia odbiła się od konceptu czyniącego z realistycznie wyglądających sów bohaterów na miarę Avengers, co do dziś brzmi dość absurdalnie. Choć to zaskakująco udany projekt, to powaga go zabiła, nie jego wykonanie – tak bym to ujął.

Człowiek ze stali

Lepi się już nowy film o Supermanie, który tym razem wyjdzie spod ręki Jamesa Gunna. Ale na nowo historię tego słynnego bohatera opowiedział właśnie Zack Snyder, czym w dużej mierze zyskał przychylność publiczności. Mówię „w dużej mierze”, bo oczywiście znalazły się głosy oburzenia, że kostium nie taki, że obraz za ciemny, że ujęcia za długie itd. Ja jednak od początku byłem oczarowany, choć nigdy fanem Supermana nie byłem. Przekonał mnie do siebie głównie Henry Cavill oraz podniosłość tego widowiska. Sceny akcji także miały odpowiednią energię, a cały ten podtekst mesjanistyczny nigdy wcześniej tak silnie do mnie nie trafił. Generalnie – to bardzo dobre widowisko, które padło ofiarą złego gospodarowania uniwersum, którego częścią się stało. Ale w oderwaniu od tego kontekstu ogląda się Człowieka ze stali po dziś dzień z zaangażowaniem.

Watchmen. Strażnicy

Ten film jest wybitny, choć nikt go chyba w momencie premiery nie rozumiał i chyba też nie potrzebował. Dziś, w dobie The Boys i Peacemakera – seriali, które skutecznie demitologizują superbohaterów – zabawa konwencją kina „trykotowego” stała się czymś powszechnym. Pewnie gdyby Snyder dziś zrobił Watchmen byłoby to większym wydarzeniem (serial HBO poniekąd tym właśnie był). Snyder po prostu zdemitologizował superbohaterów, nim stało się to modne. A co było modne wtedy? W 2008 roku, na rok przed Watchmen, do kin wszedł marvelowski Iron Man dający początek długiej kinowej przygodzie uniwersum Marvela. I najwyraźniej, sądząc po wynikach box office’u tych dwóch filmów, widzowie mieli wówczas większą ochotę na ten drugi rodzaj widowiska, Snyderowska satyra (z mnóstwem podtekstów politycznych) do nich nie trafiła. Dobrze, że chociaż krytycy byli w większości zgodni, że ta adaptacja komiksu Alana Moore’a to absolutnie nowa jakość.

Świt żywych trupów

Ile można kręcić w kółko filmów o zombie? Zack Snyder udowodnił w 2004 roku, że wciąż można robić to dobrze, czym otworzył sobie szeroko bramy do wielkiej kariery w Hollywood. Jego remake filmu z 1978 autorstwa George’a A. Romero jest wprowadzeniem do zesztywniałych schematów gatunku sporej dawki świeżego powietrza. Akcja jest dynamiczna, zombie nie wyglądają i nie zachowują się jak ożywione warzywa, z kolei postacie, które wrzucono w ten horror, dają się lubić. Ogląda się to z zapartych tchem i trudno nie uznać, że w tamtym czasie był to przykład gatunkowego przełomu, choć pewne elementy zostały zapożyczone z wcześniejszych 28 dni później.

300

Jestem zdania, że to najważniejszy film w karierze Zacka Snydera, najlepszy zarazem i chyba ostatni, który był naprawdę wielkim wydarzeniem i któremu wszyscy zgodnie przyklasnęli. Później już z odbiorem Snydera było różnie, ale w momencie gdy w 2006 roku światło dzienne ujrzało 300, testosteron aż wylał się z ekranu. Snyder zredefiniował kino historyczne, a ściślej jego sandałową odmianę. Pokazał, że można wielką historię przytaczać tak, jakby robiło się kino akcji. Mnóstwo tu zamierzonej przesady, ale właśnie na tym 300 osiągnęło sukces – miało to być krzykliwe i mocne widowisko, idealne dla widzów lubujących się w fetyszyzacji przemocy, gloryfikacji męskiej siły, i takie było od pierwszej do ostatniej minuty. Kto tego nie kupił, nich spada w otchłań studni.

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA