ZŁO (ONDSKAN, 2003)
Jedną z niepowtarzalnych właściwości istoty ludzkiej jest agresja. Biologicznie rzecz ujmując, agresja służy życiu. Nikt nie powinien mieć wątpliwości, że jest to popęd, którego posiadaczami są wszystkie zwierzęta, w tym człowiek, choć istnieją tu pewne różnice, o których nie wspomnieć nie wypada. Erich Fromm, jeden z najwybitniejszych myślicieli XX wieku, tę pierwotną ludzką cechę nazwał “złośliwą. Człowiek zabija, torturuje, męczy, dręczy i molestuje, a popełniając te czynności potrafi odczuwać nieskrępowaną rozkosz. Racjonalne korzyści ekonomiczne czy biologiczne nie mają tu sensu, gdyż natura ludzka jest w tak złośliwy sposób skonstruowana, że ZŁO okazuje się być specyficznie ludzką właściwością, nie zaś pochodną zwierzęcych instynktów. ZŁO nie służy fizjologicznemu przetrwaniu człowieka, a jednak jest jednym z najistotniejszych komponentów ludzkiej psychiki.
I mamy film. Szwedzki, dość znany, lecz nie w Polsce. W roku 2004 Amerykańska Akademia Filmowa zdecydowała, że Zło zasługuje na nominację do Oscara za najlepszy film zagraniczny. U naszych sąsiadów zza morza dzieło Mikaela Hafströma uznano za najlepszy obraz roku. Jest rzeczywiście bardzo dobry, intrygujący, niebanalny. Książka Jana Guillou, na podstawie której oparto fabułę filmu, jest mi nie znana, dlatego wszelkie porównania dzieła literackiego do celuloidowego z góry odrzucam.
Skandynawowie potrafią znakomicie przyjrzeć się namiętnościom bohatera(ów), gdy ten wszystko stara się ukryć pod maską przeciętności, normalności. Przypomnijmy sobie rewelacyjne Festen Thomasa Vinterberga, Fucking Amal Lukasa Moodyssona, filmy Ingmara Bergmana, Larsa von Triera. Niezwykle ważny jest kontekst kulturowy, zwyczajowy, religijny (w tych skandynawskich przypadkach-protestancki). Rodzina jest świętością. Nakazy muszą być respektowane, kary surowo wykonywane; inność jest piętnowana, poświęcenie doceniane. Ja jednak chciałbym zwrócić uwagę na zło, czające się w tytule filmu Hafstroma. Zło w jego złośliwym, sadystycznym wymiarze. Zostawmy na boku obyczaje, bo tym już nieraz w kinie się przyglądano. Powiem jedynie, że mamy lata 50., zwykła rodzina szwedzka, klasa średnia, matka, ojczym i syn, który jest szkolnym rozrabiaką, a domu grzecznym chłopięciem.
Pozory zwykłości są jedynie sztafażem, bo tak naprawdę od emocji aż huczy. Erik Ponti przewodzi młodocianej bandzie i bije brutalnie swych kolegów. Jego ojczym wymierza mu srogie baty za złe trzymanie noża i widelca. Chłopak trafia do elitarnej szkoły średniej, która ma go “wyprostować”. Zasada jest prosta: młodsi stażem są zobowiązani do podporządkowania się starszym rocznikom, na których czele stoi Otto Silverheim. “Koty” muszą trochę pocierpieć, dostosowując się do surowych reguł panujących w szkole. Te fragmenty filmu przywołują na myśl amerykańskie komedyjki młodzieżowe i Stowarzyszenie Umarłych Poetów Petera Weira, polane jednak sadystycznym sosem. Mamy dowcipy, tyle że okrutne; hierarchia niemalże faszystowska (jednym z nauczycieli jest były nazista), postawy konformistyczne okazują się jedynymi, które zapewniają w miarę bezbolesną egzystencję.
Erik poniżać się nie zamierza. Blondas o demonicznym i nonszalanckim spojrzeniu ma w sobie coś z Jamesa Deana (i Hannibala Lectera?) i to nie tylko ze względu na modną grzywkę i skórzaną kurtkę. Andreas Wilson ma wspaniały debiut filmowy. Doskonale wcielił się w rolę rasowego nonkonformisty i ryzykanta walczącego ze skostniałym układem uczelniano-obyczajowym. Nie poddaje się regułom akademickim, szczególnie tym określającym jego pozycję w hierarchii mini społeczności. Przezywany “szczurem”, nic sobie z tego nie robi. Jest poniżany, ale nie poniżony. Nie daje się sprowokować szkolnym sadystom, choć bez kłopotu mógłby złamać im rękę w łokciu, rozbić nos i pozbawić czucia w kroku. Bić się umie, na ból również jest odporny. Erik chce po prostu się uspokoić, odciąć od przeszłości.
Można zadać sobie pytanie o czynniki odpowiedzialne za rozwój sadyzmu. Silverheim i Dahlen mają władzę, dzięki której mogą wyzyskiwać i utrzymywać w ryzach inne grupy. Taka sytuacja sprawia, że tendencje sadystyczne są czymś naturalnym w łonie członków grupy kontrolującej. Przypomnijcie sobie niemiecki Eksperyment, którego fabuła była oparta na eksperymencie psychologicznym Philipa Zimbardo. Sztuczny podział na więźniów i strażników oraz identyfikacja z przypisaną rolą społeczną zrodziły prawdziwy dramat pełen przemocy. Odchodząc od samego filmu, podobna sytuacja miała miejsce w Iraku, gdzie amerykańscy żołnierze znęcali się i torturowali irackich dysydentów. Szwedzkie Zło ukazuje podobny świat, świat kontroli – w którym istnieją tendencje do osłabiania niezależności, integralności czy krytycznego myślenia. W ten sposób władzę sprawuje ojczym Erika, podobnie rządzą szkolni oprawcy.
Ale to nie wszystko. Wspomniałem o skandynawskiej obyczajowości, która wymaga ukrywania własnych uczuć i emocji. Ten psychiczny niedostatek może być źródłem okrucieństwa. Erich Fromm tłumaczy, że jeżeli brakuje podniet, nic nie budzi władz duchowych dziecka; gdy otacza je atmosfera pustki, dziecko jakby zastyga wewnętrznie; nie istnieje nic, co poddawałoby się jego działaniu; nikt, kto reagowałby na nie czy choćby wysłuchał. Taka bezsilność niekoniecznie musi zrodzić sadystę (Erik nie jest żadnym oprawcą); to, czy tak się stanie, zależy od wielu innych czynników. Jednakże stanowi ona jeden z głównych elementów, które przyczyniają się do rozwoju sadyzmu. Widzimy więc matkę Erika, nie reagującą na cierpienie swego syna; widzimy tłum uczniów obojętnie przyglądający się (i poddający) szkolnej przemocy. Albo się dopasujesz, albo cię zniszczymy.
Najciekawsze w Złu Hafstroma jest to, że widz przemocy pożąda. Przez kilkadziesiąt minut czekamy na brutalną reakcję Erika Ponti, która będzie zemstą za serię poniżeń. Nie powiem, czy odwet ma miejsce, ale samo oczekiwanie jest dowodem na przedziwność ludzkiej natury. Lubimy okrucieństwo, zło, krwawe igrzyska. Niegdyś cesarze rzymscy zapewniali swemu ludowi sadystyczne spektakle. Spektakle współczesnego społeczeństwa są równie pomysłowe: wystarczy zajrzeć do prasy bądź obejrzeć telewizję. Zbrodnie, wojny, okrucieństwa – jakże to wspaniałe i podniecające, obrzydliwe i odstraszające. Ech, ludzie…
Tekst z archiwum film.org.pl.