1408. Psychologiczny horror na podstawie opowiadania STEPHENA KINGA
tekst z archiwum film.org.pl
Stephen King niewątpliwie jest kochany przez reżyserów, ale czy proza amerykańskiego autora jest oblubienicą kinowych ekranów? Pytanie retoryczne… Odpowiedź jest bowiem sprawą oczywistą – niezwykła rzeczywistość rodem z jego książek jest praktycznie nieprzekładalna na język filmu. Mieliśmy jedynie kilka wyjątków potwierdzających tę regułę. Mam tu na myśli owoce współpracy Kinga z Frankiem Darabontem – Zieloną milę i Skazanych na Shawshank. Mieliśmy całkiem przyzwoite Misery Roba Reinera, no i ozłacaną i wynoszoną na piedestały Kubrickowską ekranizację jednej z najlepszych opowieści Kinga – Lśnienia – filmu z aktorskim majstersztykiem w wykonaniu Jacka Nicholsona, który z samym Lśnieniem ma tak naprawdę niewiele wspólnego.
Zauważmy, iż udanej ekranizacji doczekały się powieści, które nie schodzą na temat zjaw, upiorów, duchów i złych demonów (pomijam Lśnienie, które uważam za film zainspirowany powieścią, a nie ją ekranizujący). Niesamowitego klimatu tych opowiadań nie udało się oddać nikomu. Niemniej jednak każdego roku ktoś próbuje. W roku 2007 spróbował Mikael Hafstrom. Szwedzki reżyser postanowił zmierzyć się z 1408 – jednym z opowiadań tomu Wszystko jest względne.
1408 – znakomita większość z nas skojarzy tą liczbę z Władysławem Jagiełłą i Krzyżakami, w końcu za 2 lata skrzyżujemy miecze pod Grunwaldem. A tu niespodzianka, 1408 nie prawi bowiem o przygotowaniach do wiekopomnej potyczki z Zakonem, a opowiada o cynicznym autorze powieści grozy i pewnym hotelowym pokoju. Nie zważając na to, że ‘Delfin’ – budynek zawierający w swoich murach apartament numer 1408 – z całą pewnością nie jest budowlą pamiętającą naszego litewskiego króla, możemy powiązać pewne fakty jego dotyczące z wierzeniami epoki Średniowiecza. Suma cyfr 1, 4, 0, 8 to 13, pokój znajduje się na 13 piętrze (w windzie piętro figuruje jako 14.). A trzynastka dla ludzi średniowiecza symbolizowała śmierć… Do ostatniej wieczerzy zasiadło dwunastu apostołów i Jezus (13 mężczyzn), trzynastka jest też sumą 6 (oznaczającej grzech) i 7 (oznaczającej doskonałość). Jednym słowem liczbę tę demonizowano. Nasze światłe i wykształcone pokolenie, świadomie bądź nie, kultywuje tradycję tych ponoć barbarzyńskich wieków ciemnych, dlatego numer pokoju i kondygnacja, na której został umieszczony z całą pewnością nie są przypadkowe – ich symbolika pamięta zarówno rok 1408, jak i Grunwald.
Syzyfowa praca
Literacki pierwowzór filmu Hafstroma w początkowym zamyśle autora miał być jedynie materiałem instruktażowym przedstawiającym proces pisania opowiadania. Historia zaintrygowała Kinga na tyle, by zdecydował się podarować jej rozwinięcie i zakończenie. Pochłonęła go w takim stopniu, że jego strach potęgował się z każdą nowo napisaną literą. ‘Bo pokoje hotelowe są z natury przerażające, nie sądzicie? No, bo ile osób spało w tym łóżku przed tobą? Ile było chorych? Ile zaczynało wariować? Ile się zastanawiało, czy by nie przeczytać paru ostatnich wersów z Biblii z szuflady nocnej szafki, a potem powiesić się w szafie obok telewizora?’ – Wyobraźcie to sobie.
Opowiadanie 1408 to sztandarowy przykład na sposób, w jaki King kreuje swoją niesamowitą i niepokojącą rzeczywistość. W pokoju straszą nas rzeczy na pozór błahe – obrazy, nienaturalne światła, mrożące krew w żyłach odgłosy – takie, których nie potrafimy jednoznacznie zidentyfikować. Cały horror mieści się w głowie głównego bohatera, wydaje się być projekcją jego odmawiającego posłuszeństwa umysłu. Autor potęguje efekty dzięki charakterystycznym wybiegom w przyszłość, manewrom zdradzającym nam dalsze losy głównej postaci, oczywiście w stopniu niewystarczającym do jednoznacznej interpretacji końca opowiadania. A film… Fakt, w dużym stopniu przenosi irracjonalne wydarzenia na poziom urojeń umysłu sarkastycznego i niedowierzającego w świat paranormalny pisarza. Niestety rezygnuje z subtelnych rozwiązań Kinga zastępując jego symboliczne elementy całym spektrum zjaw, ludzi przypominających postaci z amerykańskich slasherów i coraz wymyślniejszych ‘wystrojów’ wnętrza. Scenarzyści pogłębiają portret psychologiczny głównego bohatera przez retrospekcyjne obrazy jego przygnębiającej przeszłości. W efekcie w pokoju, oprócz upiorów samobójców i zmarłych (pod numerem 1408 zginęło 56 lokatorów), pojawiają się postaci odgrywające w życiu pisarza ważną rolę – od byłej żony, przez nielubianego ojca, po zmarłą córeczkę. Po trosze to pretensjonalne, po trosze pozbawione klimatu i dużo bardziej niż ‘po trosze’ niepotrzebne.
Bo czy nie lepiej stworzyć coś na wzór Zemsty po latach – obrazu klimatycznego i pozbawionego niezliczonej ilości upiorów, filmu, w którym główną rolę odgrywała spadająca ze schodów czerwona piłeczka. To właśnie tego typu elementy są dla Kinga typowe, i właśnie w takiej konwencji powinno tworzyć się ekranizacje jego powieści, czy też opowiadań (oczywiście sama Zemsta po latach ekranizacją prozy Kinga nie jest). 1408 nie należy jednak do najgorszych adaptacji. Zupełnie poprawnie zagrał John Cusack, klika scen pozytywnie wpływa na klimat opowieści, w niezwykle profesjonalny sposób przedstawiono kolejne transformacje przeklętego pokoju. Ale zabrakło mu tego ‘czegoś’, co otacza nas w trakcie czytania literackiego pierwowzoru.
Warto wspomnieć o ekstrawagancji, na jaką pozwolili sobie twórcy. Mianowicie, na rynku dostępne mamy dwa alternatywne zakończenia. To bardziej zbliżone do wyobrażeń autora i to, które jest na wskroś pompatyczne i amerykańskie. Które lepsze? Zadecydujcie państwo sami.
Niestety kolejny reżyser, niczym wspomniani wcześniej Krzyżacy w potyczce z wojskami Jagiełły (trzeba kończyć, bo niedługo zacznę nucić Bogurodzicę), ponosi porażkę stając na przeciw słowom zapisanym na karcie papieru przez Stephena Kinga. Należy poważnie zastanowić się nad sensem ekranizacji powieści mistrza grozy, bo jak dotąd jest to praca iście syzyfowa.