WSZYSCY WIEDZĄ. Nowy film Farhadiego
We Wszyscy wiedzą Asghara Farhadiego znowu interesuje rodzina. Jej mechanizmy, przyzwyczajenia, rytuały i powstające między jej członkami zależności. Tym razem jednak Irańczyk obiera nieco większą skalę. Nie zajmuje go bowiem najmniejsza społeczna komórka (rodzice+dziecko), ale wielopokoleniowy ród. Okazją, by sportretować hiszpańską rodzinę jest pewien ślub. Obserwujemy go oczami Laury (Penelope Cruz), która przyjeżdża z trójką swoich dzieci. Uroczystość odbywa się w jej rodzinnych stronach, prowincjonalnym hiszpańskim miasteczku. Wciąż mieszkają tam jej bliżsi i dalsi krewni, a jedynie Laura wyprowadziła się z mężem do Beunos Aires. Ten jednak został w Argentynie, przenosząc całą odpowiedzialność opieki na dziećmi na ręce wrażliwej Laury.
Wszyscy wiedzą to kino wymagające cierpliwości. Szczególnie w rozwleczonym pierwszym akcie, sprawiającym wrażenie wręcz afabularnego. Farhadi skupia się na przygotowaniach do ślubu, mierzeniu sukni, rozmowach o pogodzie, przywitaniach i weselnej zabawie. Irańczyk, zanim skieruje historię na nieco wyższy bieg, leniwie przygotowuje grunt pod zbliżające się nieoczekiwane zdarzenie. Niestety, do tego momentu Farhadi nie ma za bardzo pomysłu na przyciągnięcie uwagi widza. Skupieniu się na wyjątkowości czy odrębności któregokolwiek członka rodziny. A całkowity brak dramaturgii czy pomału rosnącego napięcia mogą doskwierać. Doprowadzając do momentu, że można wręcz zadać twórcom pytanie: “O czym chcecie nam opowiedzieć?”. Ponieważ harmonijnie przebiegająca uroczystość i zżyci ze sobą ludzie bez skaz, cech szczególnych, problemów i emocjonalnych rozterek nie mogą budzić specjalnych emocji.
Sytuacji nie ratuje zazwyczaj charyzmatyczny Javier Bardem. Jego Paco to przykładny mąż Bei, siostry Laury. Rolnik i producent lokalnego wina. Gdyby nie rozpoznawalna twarz aktora, ta postać również wtopiłaby się całkowicie w anonimową grupę bohaterów. Farhadi w opisowym i lakonicznym otwarciu filmu nie oferuje widzowi zbyt wiele materiału, by swoją opowieścią zaangażować. Tak pod względem narracyjnej konstrukcji, portretów bohaterów czy zaproponowanej problematyki. Wobec tej ostatniej widz nie musi obierać naprawdę żadnego stanowiska.
Podobne wpisy
Punktem zapalnym ma być zaskakujące porwanie jednej z córek Laury. Dziewczynka znika w trakcie wesela. Niedługo po przeszukaniu całego mieszkania główna bohaterka dostaje sms, z żądaniem okupu i poleceniem, by nie informować policji. Wszyscy wiedzą nagle zmieniają tonację z niewinnej obyczajówki na kryminał. Na jaw zaczynają wychodzić ukrywane tajemnice, a na idealnym rodzinnym obrazku pojawią lekkie rysy i zadrapania.
Farhadi jest mistrzem w rozstrajaniu i zwodzeniu widza. W snuciu hipotez, mocowaniu się z pojęciem “prawdy” (w filmach Irańczyka jest ich zawsze kilka) i budowaniu wieloaspektowej, wielopersepektywicznej historii. We Wszyscy wiedzą łatwo dostrzec te same ambicje i podobną próbą ujęcia głównego wątku. Niestety najnowszemu filmowi Farhadiego daleko do wcześniejszych triumfów na miarę Rozstania czy Klienta. Irańczyk dalej tworzy kino w tym samym kluczu, ale tym razem przy pomocy tępych narzędzi. Tak zajmująca tego twórcę różnorakość punktów widzenia, zawsze wyrażanych w konfrontacyjnych dialogów i eliptycznym montażu, zostaje zastąpiona przez nagrywającego wesele i latającego nad głowami bohaterów drona. Inwigilujące i proponujące totalną perspektywę nagrania wydawać by się mogły intrygującym dla stylu Farhadiego (operującego niedopowiedzeniami a nie planem totalnym) artystycznym środkiem wyrazu. Irańczyk używa go w nadmiarze, ale również nie nadaje mu wyższej celowości. Wynalazek pozostaje jedynie gadżetem. Niczym więcej jak wizualną atrakcją dla widzów.
Wspomniałem wcześniej, że od momentu porwania Wszyscy wiedzą orbitują w stronę kryminału. W tym samym jednak stopniu zaczynają przypominać telenowelę. Farhadiego interesują miłosne perypetie, partnersko-małżeńskie zaszłości i kuriozalność niektórych związków. Oczywiście w obrębie tych tematów powstają też wielkie filmy, ale u Irańczyka doskwiera prowizoryczność i powierzchowność w ich potraktowaniu. Mające poruszać oświadczenia “To ja jestem/nie jestem twoim ojcem/matką” we Wszyscy wiedzą nie wprowadzają fabuły na nowy poziom, nie nadają jej emocjonalnej głębi, nie wzbogacają postaci o nowe motywacje, nie odsłaniają ukrywanych potrzeb. Są jedynie narracyjną zagrywką. Wyeksploatowanym, przewidywalnym patentem. Przeszkadzają one tym bardziej, że Farhadi nie jest twórcą-ironistą, a swój scenariusz traktuje ze powagą.
Farhadi miał zazwyczaj do zaoferowaniu znacznie więcej. Po wyczerpującej formułę i niedoskonałej Przeszłości dostaliśmy wybitnego Klienta, przywracającego wiarę w kino Irańczyka. Niestety Wszyscy wiedzą wydaje się już filmem zrobionym na autopilocie. Pierwszym szablonowym filmem od jak dotąd nieszablonowego reżysera