W IMIĘ OJCA. Prawo żywi się zbrodnią jak pluskwa krwią
Prawda w tym sensie jest zgodnością z faktami, a nie jakąkolwiek ideologią. Katolicy mogą nie lubić anglikanów i odwrotnie, a ateiści mogą żywić to samo uczucie wobec całej reszty towarzystwa skłonnego do klękania przed jakąś wizją Boga. Żadnej z tych grup to nielubienie, nienawiść albo chęć zemsty nie dają jednak legitymacji do wykorzystania prawa, żeby wykreować sztuczny i kłamliwy wizerunek przeciwnika w celach wyłącznie politycznych. O tym zdaje się być film Sheridana. To piętnuje, ale jednocześnie nie skupia się na analizie, kto pierwszy zaczął, czy IRA, czy Anglicy. Dociekanie tego typu nie ma sensu z punktu widzenia kinematografii. Dopiero to my, widzowie, możemy sięgnąć po książki historyczne i przeanalizować, co się stało setki lat temu, jeszcze w XVI wieku, w relacjach katolickich Irlandczyków z protestanckimi Anglikami, czego pokłosiem był konflikt o Irlandię Północną (m.in. powstanie wielkanocne), dość ułomnie rozwiązany w 1921 roku podziałem terytorialnym, który niefortunnie dla przyszłości regionu zrównał granice państwowe z podziałem religijnym i etnicznym.
„Pomóż mi!” – to ostatnie słowa Gerry’ego skierowane do ojca. Gerry zostaje wyprowadzony z sali rozpraw z wyrokiem dożywotniego więzienia za coś, czego nie zrobił. Nikt z nas nie jest w stanie wyobrazić sobie gniewu i strachu, które zapanowały w umyśle tak osądzonego człowieka. W tej rozpaczliwej sytuacji pozostał mu jedynie ojciec – ta biologicznie zaprogramowana potrzeba schowania się w ramionach tego, który powołał go do życia i którego archetyp zapisany w katolickiej ideologii wyznawanej przez Irlandczyków jest tak wszechpotężny. Nie tym razem. W konfrontacji z mechanicznie działającym systemem prawa przegrywają zarówno człowiek, jak i jego wizja boskiej prawdy.
Podobne wpisy
Świat od setek lat tworzy prawa, kodeksy, nieustępliwie walczy ze zbrodnią. Walka ta jednak niezbyt się udaje, skoro więzienia są pełne. Porażką wymiaru sprawiedliwości jest odwieczne skupianie się na wymyślaniu stosownej kary oraz jej wykonaniu zamiast na poszukiwaniach realnych przyczyn niezmiennego od lat stanu rzeczy, czyli odpowiedzi na pytania: Dlaczego ludzie popełniają czyny uznane za przestępstwa? Oraz: Czy istnieją jakieś ponadczasowe kryteria uznawania danych zachowań człowieka za złe bądź dobre?
Od epoki starożytnego Rzymu, czyli przez całkiem długi czas, wykształcił się homeostatyczny system współpracy między przestępcami, policją a sądami. Szeregowi uczestnicy tej „zabawy” raczej nie są świadomi, że biorą udział w projekcie na skalę światową. Gdyby teraz ludzie niebędący członkami systemu nagle doznali jakiegoś boskiego oświecenia i przestali łamać prawo, nastąpiłaby rewolucja, a przestępcami staliby się ci, którzy obecnie stoją na straży porządku. Nie wytrzymaliby bycia nieprzydatnymi. A wszystko to przez to, że tę skomplikowaną kodeksową machinę, która ma nas chronić przed ludzkim złem, obsługują właśnie ludzie.
Gerry Conlon (poniżej na zdjęciu) jest więc nieuniknioną ofiarą złożoną na ołtarzu utrzymania politycznego, religijnego i etnicznego status quo. Jeśli faktycznie sądzimy, że w jakimkolwiek ustroju państwowym jednostka się liczy, to tak jakbyśmy wierzyli, że uda się nam w XXI wieku założyć hippisowską komunę na Marsie.