TRAUMA. Gdy scenarzystę poniesie fantazja
Po samych zapowiedziach netfliksowej produkcji spodziewałam się w miarę solidnego thrillera, może nie obdarzonego nadmiarem oryginalności, za to porządnie trzymającego w napięciu. Spotkał mnie jednak duży zawód. Niestety Trauma okazuje się być nudnawym filmem, gdzie rozwiązanie całej sprawy poznajemy w pierwszych 20 minutach, by następnie oglądać poczynania głównego bohatera, który przez następne półtorej godziny biega po szpitalu w poszukiwaniu swojej rzekomo zaginionej rodziny. I ze smutkiem muszę przyznać, iż to by było na tyle.
Fabuła sama w sobie nie jest zbyt skomplikowana. Ray, ojciec, mąż i były alkoholik, wraca z rodziną ze Święta Dziękczynienia. Po drodze jednak jego córka ulega wypadkowi, przez co konieczna staje się wizyta w pobliskim szpitalu. Tam żona wraz z córką, Peri, udają się na tomografię, by następnie zaginąć bez śladu. Ray jest jednak przekonany o tym, że wszyscy wokół kłamią, próbując zatuszować fakt, iż jego rodzina została porwana.
Całość okazuje się być nieudolnym dramatem, który rzekomym plot twistem ma niby zaskoczyć widza. Jednak już od samego początku dostajemy wskazówki przedstawione w tak łopatologiczny sposób, że naprawdę trudno się nie domyślić, co takiego się wydarzy. W dodatku film bez żadnego głębszego umotywowania – szkodliwie wręcz – pokazuje, iż osoby przeżywające ciężką traumę są niebezpieczne dla otoczenia. Wydaje mi się, iż nie było to celowym zabiegiem scenarzysty, ale wyszło trochę niezręcznie.
Aktorsko też nie jest lepiej. Moja ukochana Lily Rabe, znana dobrze widzom z American Horror Story, wciela się w rolę żony Raya, która przedstawiona została jak typowa rozhisteryzowana kobieta wiecznie mająca o wszystko pretensje. Niestety Rabe, mimo iż jest fenomenalną aktorką, w tym przypadku do zagrania ma naprawdę niewiele. Wielka szkoda, że ogromny talent aktorski marnuje się na takie nieudane produkcje. Sam Worthington również nie wypada zbyt przekonująco w roli zrozpaczonego ojca. Jego rola jest dość jednowymiarowa i sprowadza się głównie do krzyczenia na wszystkich i wszystko oraz biegania z pistoletem.
Największym rozczarowaniem w tym przypadku okazuje się jednak sam reżyser. Brad Anderson, który potrafi przecież opowiedzieć dość przerażające i mroczne historie – ma na koncie takie filmy jak Mechanik czy Bejrut – w tym przypadku jest cieniem samego siebie. Niczym Refn upaja się swoimi zdolnościami, choć ma jeszcze mniej do zaoferowania niż reżyser Drive w swoich ostatnich produkcjach. Wydawać by się przecież mogło, że człowiek, który zrobił film o opuszczonym szpitalu psychiatrycznym, będzie wiedział, jak przemycić dreszczyk emocji do tej historii. Niestety, Trauma to bardzo nieciekawy produkt, pozbawiony klimatu, udanych dialogów, a także dobrej reżyserii. To tylko pozornie skomplikowana gra z widzem, bowiem twórcy scenariusza tak naprawdę nie wierzą, że oglądający jest w stanie samodzielnie rozwiązać zagadkę. Szybko robi się więc nudno i nijako, a parę razy nie obywa się bez zerkania na zegarek.
Podobne wpisy
Najgorzej wypada jednak sam główny zamysł stojący za produkcją. Koncept głównego bohatera, który nie pamięta tego, co się wydarzyło, był już eksploatowany przez kino na tysiąc różnych sposobów. Na ogół filmy zgłębiające ten wątek wyróżniają się mrocznym klimatem i wciągającą fabułą oraz dostarczają mnóstwo rozrywki. Za przykład można wymienić chociażby Memento. Tutaj wszystko wydaje się być sztuczne do granic możliwości. Dodatkowo razi przewidywalność i powtarzalność poszczególnych scen. W końcu ileż razy można oglądać, jak Ray próbuje dostać się do szpitala, bo porwano mu rodzinę.
Trauma wykorzystuje motywy, które były na fali x lat temu, i stara się nadać im powtórny blask. Niestety całość wypada dość nieudolnie i trudno jest mi znaleźć choć jeden pozytyw, który pokazałby, że nie jest to produkcja na wskroś zła. Choć bardzo się staram, w tym przypadku nie znajduję żadnego dobrego słowa. Więcej nie mogę zdradzić, jednak muszę przyznać, że na pozór połączenie amerykańskiej służby zdrowia oraz horroru jawi się niezwykle ciekawie. Tutaj jednak coś bardzo nie zaskoczyło już na poziomie samego pomysłu.
Czy warto zobaczyć Traumę? Absolutnie nie. To stracone półtorej godziny, które można by spożytkować w dużo ciekawszy sposób. Mamy tu dialogi wypowiadane przez aktorów od niechcenia, słaby scenariusz oraz zakończenie wołające o pomstę do nieba. Jest nie tyle mało ciekawie, co po prostu nudno. Wydaje mi się, że gdyby trochę bardziej popracowano nad całością i skupiono się na stworzeniu dzieła na pograniczu horroru i dramatu, wyszłaby z tego pozycja warta poświęconego czasu. A tak niestety nie jest.