THE ROYAL HOTEL. Feministyczny, wakacyjny thriller na australijskim odludziu [RECENZJA]
Australijska reżyserka Kitty Green powraca z The Royal Hotel, swoim nowym filmem, który łączy w sobie klimatyczny thriller i mocno kobiece kino zemsty z Julią Garner (Ozark, Kim jest Anna?) w roli głównej. Już od 28 czerwca, a więc najbliższego piątku, film dzięki dystrybutorowi Galapagos Films będzie można obejrzeć w polskich kinach.
Kitty Green zachwyciła mnie już swoimi dwoma poprzednimi filmami. Najpierw Castingiem na JonBenét (2017), dokumentem o ciekawej formie opowiadającym o słynnej amerykańskiej sprawie kryminalnej: zabójstwie kilkuletniej miss konkursów piękności we własnym domu w 1996 roku. Potem swoją pierwszą pełnometrażową fabułą: Asystentką. W filmie o młodej asystentce pracującej w hollywoodzkiej firmie producenckiej Green, zainspirowana skandalem wokół Weinsteina, stworzyła niepokojącą i klaustrofobiczną opowieść o systemowym seksizmie i molestowaniu w branży filmowej.
W swojej najnowszej produkcji, The Royal Hotel, Kitty Green ponownie krąży wokół tematów poruszonych w pierwszym filmie, rozgrywa je jednak w zupełnie innej scenerii. Ponownie także w roli głównej obsadza świetną Julię Garner. Na ekranie towarzyszy jej Jessica Henwick (Matrix Zmartwychwstania, Gra o tron). Aktorki wcielają się w przyjaciółki: Hannę i Liv, które w pewne gorące lato z plecakami podróżują po Australii. Gdy po intensywnej imprezie w Sydney kończą im się pieniądze, decydują się podjąć pracę w hotelu na głębokiej prowincji. W Royal Hotel mają pracować za barem. Gdy docierają na miejsce, uderza je odludność tego górniczego miasteczka, w którym hotelowy bar jest jedynym miejscem spotkań lokalnych mieszkańców. Wśród nich dominują mężczyźni wpadający co dzień na piwo (lub kilka) raczący młode, atrakcyjne przyjezdne seksistowskimi żartami i niechcianymi seksualnymi awansami.
Green przerabia więc na swój sposób doskonale znany filmowy motyw wakacyjnego terroru i po raz kolejny maluje portret klaustrofobicznego środowiska, w którym nieustanne poczucie zagrożenia o własne bezpieczeństwo nie przestaje opuszczać bohaterek. Hanna (Garner) i Liv (Henwick) muszą nauczyć się lawirować w swojej nowej codzienności, w której to lokalni mężczyźni rozdają karty. Przyjmują różne strategie. Liv podejmuje tę nierówną grę – stara się być przyjazna w stosunku do męskich klientów, aby uniknąć z ich strony agresji czy nieprzyjemnych sytuacji. Jestem przekonana, że większość kobiet doskonale wie, co mam tutaj na myśli – to w końcu jedna z naszych technik przetrwania. „Uśmiechnij się” – Hanna za to nieustannie słyszy słowa, które stały się symbolem roszczeniowości, przekonania, że kobiety istnieją wyłącznie dla męskiej wizualnej przyjemności.
Kitty Green po mistrzowsku rozgrywa te seksualne mikroagresje, które spotykają dziewczyny, malując doskonały portret tego, co znaczy być kobietą w zmaskulinizowanym, toksycznym środowisku. Sytuacje, w których znajdują się Hanna i Liv będą znajome każdej kobiecie. Reżyserka po raz kolejny udowadnia, jak doskonale odnajduje się w kreowaniu klaustrofobicznych sytuacji, w których bohaterkę nie opuszcza poczucie zagrożenia.
Reżyserka powoli buduje napięcie, sprawiając, że jak na szpilkach czekamy na kulminację narastającej w filmie agresji. Poczucie niepewności i strachu wpełza nam pod skórę, pozwalając utożsamić się z bohaterkami. The Royal Hotel to świetny thriller, który flirtuje trochę z gatunkiem rape and revenge, nie przekraczając jednak nigdy bardziej brutalnej granicy kina eksploatacji. Choć film Green zaczyna się intensywnie i obiecująco, z czasem jednak traci nieco impet i brakuje mu tej kropki nad i. Pomimo tego The Royal Hotel to udany i przerażający film, złożony obraz agresji, jakiej doświadczają codziennie kobiety na całym świecie. Kitty Green kolejny raz potwierdziła, że jest doskonałą obserwatorką i reżyserką, której twórcze poczynania warto obserwować.