THE HUMANS. Nawiedzony dom
Niewiele jest w kinie (oraz życiu) bardziej stresujących wydarzeń niż spotkanie rodzinne. Gdy na jaw wychodzą skrywane sekrety i niezabliźnione rany, towarzyszące zjazdowi krewniaków napięcie można wykorzystać na różne sposoby, kierując się chociażby w stronę komedii (np. serie filmowe Poznaj moich rodziców i Za jakie grzechy, dobry Boże?) lub sążnistego dramatu psychologicznego (np. Cicha noc Piotra Domalewskiego i To tylko koniec świata Xaviera Dolana). The Humans zmierza w drugim z wymienionych kierunków, wprowadzając przy okazji jedną ciekawą innowację na poziomie inscenizacyjnym – elementy gatunkowe horroru.
W obszernym, dwupiętrowym mieszkaniu na Manhattanie gromadzi się rodzina Blake’ów: ojciec Erik (Richard Jenkins) i jego żona Deirdre (Jayne Houdyshell), ich dwie córki – Aimee (Amy Schumer) i Brigid (Beanie Feldstein), życiowy partner Brigid – Richard (Steven Yeun), a także nestorka rodu, wymagająca stałej opieki „Momo” (June Squibb). Cel? Świętowanie przeprowadzki Richarda i Brigid do Nowego Jorku, połączone z obchodami Święta Dziękczynienia. Jak nietrudno się domyślić, właściwie nic nie idzie zgodnie z planem. Miło spędzony czas w rodzinnym gronie okazuje się ułudą, brutalnie zdemaskowaną przez festiwal obopólnych pretensji, chowanych uraz i niepotrzebnie wypowiadanych słów.
Za scenariusz i reżyserię The Humans odpowiada Stephen Karam, który przywędrował do kina ze świata teatru. Amerykański dramaturg zasłynął przede wszystkim jako autor takich sztuk jak Speech & Debate, Sons of the Prophet oraz właśnie The Humans. Dwie ostatnie przyniosły mu nominacje do nagrody Pulitzera w kategorii „najlepszy dramat”, ostatnia natomiast – nagrodę Tony dla najlepszej sztuki. Początki przygody z dziesiątą muzą były dla Karama raczej nieudane – pracował jako scenarzysta przy adaptacji własnego Speech & Debate oraz Mewy Antona Czechowa. Oba filmy spotkały się z dość chłodnym przyjęciem, co musiało odbić się czkawką zwłaszcza w drugim przypadku. Wypełniona gwiazdorską obsadą (Annette Bening, Corey Stoll, Elisabeth Moss, Saoirse Ronan) adaptacja Czechowa obiecywała o wiele więcej niż ostatecznie zaoferowała – zaledwie poprawne, niczym nieurozmaicone przeniesienie historii z jednego medium na drugie. Być może to właśnie dlatego Karam postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. W wywiadzie dla portalu „Screen Rant” Amerykanin stwierdził, że za sprawą The Humans spróbował jednej z rzeczy, których chciał spróbować od zawsze: wyreżyserował film na podstawie własnego scenariusza, unikając pośrednictwa osób trzecich.
Debiut reżyserski Karama wyróżnia się na tle Mewy tym, że stoi za nim konkretna wizja artystyczna. Oczywiście, rodowód teatralny jest doskonale widoczny – akcja filmu rozgrywa się na terenie jednego budynku, a cała historia koncentruje się wokół grupki sześciu osób. Karam jednak, niczym rasowy reżyser kina gatunków, stylizuje swój film na horror. Ustawia kamerę w taki sposób, aby wydawało nam się, że bohaterowie obserwowani są przez kogoś z zewnątrz. Szuka specyficznych, niekomfortowych perspektyw, filmując poprzez wnętrze butelki lub zabrudzone okno. Wreszcie, regularnie wplata w narrację The Humans jump scare’y, podbudowywane wspominkami o wizjach sennych Erica, w których główną rolę odgrywa kobieta z naciągniętą na oczy oraz usta skórą. Choć fizycznie nigdy nie widzimy jej na ekranie, za każdym razem, gdy w mieszkaniu gaśnie światło, podświadomie spodziewamy się jej obecności. Tak silne są nasze przyzwyczajenia odbiorcze, z których Karam obficie i zręcznie korzysta.
Nadprogramowym, siódmym bohaterem The Humans jest mieszkanie, w którym rozgrywa się lwia część akcji. Przestronne, ale pełne ciasnych, klaustrofobicznych korytarzy. Surowe, wypełnione jedynie przypadkowymi, poupychanymi po kątach meblami. Właściciel nie zadbał o jego renowację – żarówki w lampach notorycznie się przepalają, na suficie tworzą się przecieki, a prąd działa tylko wtedy, kiedy akurat ma na to ochotę. Na domiar złego z góry co chwilę dobiegają dziwne odgłosy, które przypominają „tąpnięcia”, prześladujące Tildę Swinton w Memorii. Karam buduje z tych wszystkich elementów permanentną atmosferę niepokoju, dodatkowo potęgowaną na poziomie inscenizacyjnym – stosunkowo rzadko obecne ujęcia ustanawiające sprawiają, że mieszkanie zaczyna nabierać w naszych oczach kształtu labiryntu. Nawiedzonego domostwa, z którego nie każdemu bohaterowi dane się będzie wydostać.
W Z-boczonej historii kina Slavoj Žižek stwierdził, że analizując horrory, powinno się przeprowadzić następujący eksperyment myślowy: krok po kroku usunąć z filmu każdy element nadprzyrodzony, sprawdzając w ten sposób, co kryje się pod spektakularną powierzchnią. The Humans wygląda jak urzeczywistniony efekt takiego eksperymentu: Hereditary. Dziedzictwo z wykarczowanym wątkiem spirytualistycznym albo przeniesiona we współczesne realia Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii, w której jedynym źródłem napięcia są dysfunkcyjne relacje rodzinne. Dorzućmy do tego jeszcze zgrabne (raz zabawne, raz śmiertelnie poważne, zawsze angażujące) dialogi oraz świetnie poprowadzoną obsadę (doświadczenie sceniczne Karama procentuje – nawet Amy Schumer nie jest tu tragiczna!), a naszym oczom ukaże się nie tylko solidny dramat psychologiczny, ale również naprawdę udany debiut reżyserski.