CICHA NOC. Skromnie, ale urzekająco
Cicha noc okazała się jednym z największych zaskoczeń festiwalu w Gdyni i śmiało można ją wpisywać na tegoroczną listę polskiego „must see”. Zdawało się, że film nie obiecuje wiele więcej ponad świetną obsadę i zdolnego operatora, i tym niemniej cieszy fakt, jak dobry, przemyślany i poruszający jest to tytuł.
Piotr Domalewski udowadnia, iż debiut nie musi być rzucaniem się z gołymi pięściami na całą spuściznę kinematografii – wybiera temat skromny, osnuty wokół świątecznej wieczerzy, kiedy dosyć niespodziewanie przybywa cała rodzina, by przełamać się opłatkiem i załatwić rodzinne sprawy.
Podobne wpisy
Adam przyjeżdża na Wigilię bez zapowiedzi, mimo że w mieszkaniu czeka na niego ciężarna dziewczyna. W rodzinnym domu na wsi, w bezśnieżny wieczór, spotykają się wszyscy – ojciec, który za granicą stracił zdrowie, wiecznie pijany dziadek, siostra żartująca, że aby tak mało zarabiać, to należy mieć co najmniej tytuł magistra, brat, któremu nie wiadomo o co chodzi, popalający marihuanę kuzyn, kuzynka wiecznie z głową w telefonie, wujek rzucający niewybredne dowcipy i matka, wciąż starająca się wychować ich wszystkich „na ludzi”… Domalewski nie podąża jednak drogą Smarzowskiego, zanurzonego w polskiej karykaturze i patologii po pas, chociaż i w jego obrazie jest jakaś chropowata, błotnista swojskość. Bliżej jest mu do Sieranevady czy Sierpnia w hrabstwie Osage, mimo że to i tak tylko nieudolne próby wpisania Cichej nocy w kontekst – Domalewski swoim debiutem sprawia, że jego nadchodzącą karierę będzie śledzić wiele par oczu.
Jednocześnie film ten jest nie tylko wycieczką do Polski B, ale podróżą przez polską mentalność, taką odrobinę z prowincji. Reżyser z czułością portretuje drugie pokolenie dorobkiewiczów, dla których jedyną szansą jest wyjazd za granicę, mimo że pobrzmiewa w tym gorycz słów głównego bohatera mówiącego do ojca, że dla takich jak oni czasy zawsze są takie same. Nie trzeba wyjaśniać, czemu Adam wysiadający na ponurym, olsztyńskim dworcu wynajmuje najlepszy i najładniejszy samochód; doskonale zdaje sobie sprawę, że będzie oglądany i oceniany, że wracając z mitycznego Zachodu należy się pokazać i godnie zaprezentować. Chłopak układa plan, który pozwoli mu zacząć na nowo, tam, daleko od rodziny i ojczyzny, a reżyser stawia przed nim pytanie, czy to w ogóle możliwe… Jak sam mówił, skoro z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach, to Cicha noc jest namysłem nad tym, czemu w ogóle stajemy wspólnie przed obiektywem.
Świąteczna ramówka obejmuje oczywiście przygody Kevina, domownicy pochylają się nad barszczem z uszkami, a na wigilijnym stole nie ma wódki, bowiem stoi pochowana po kątach i szafach. Cicha noc jest filmem wyrazistym, ale nie chłodnym i bezlitosnym; zrealizowanym z niezwykłą wrażliwością na szczegóły i drobnostki, które zbliżają ją do powszedniego realizmu. Nawet jeśli ostatecznie musi zdarzyć się jakaś świąteczna katastrofa, to Domalewski nie chełpi się niepotrzebnym dramatyzmem – jest w jego dziele sporo humoru, niekiedy czarnego i ironicznego, ale jest również zrozumienie dla bohaterów i ich sposobu życia.
Prostota pomysłu, od której reżyser wychodzi, ostatecznie urzeka i porusza. Być może dla wielu widzów to będzie ten tytuł, który po zakończonym seansie siedzi w człowieku niczym zadra, przeszkadzająca i nieprzyjemnie drapiąca od środka, domagająca się przemyśleń. Dla innych być może festiwalowe zachwyty to ledwie wiele hałasu o nic… Jednak ten film to więcej niż dobre aktorstwo i kolejna historyjka o problemach przy świątecznym stole. Cicha noc zdaje się dziełem bardzo intymnym, osobistym. Chropowatym w obrazie i bliskim polskim realiom. Trochę jest w niej artefaktów z przeszłości, całkiem spora graciarnia tego, co jeszcze może się przydać, trochę rodzinnych fotografii, kilka dowodów na to, że życie jest znośne i drugie tyle na to, iż tak naprawdę coś się po drodze zgubiło i przegrało.
https://www.youtube.com/watch?v=cA6BUYVkQoE