Wizualnie film nie prezentuje niczego charakterystycznego dla komedii. Chwilami można wręcz odnieść wrażenie, że nie ogląda się filmu Bena Stillera – specjalisty od błazenady – lecz coś od De Palmy! Tak, bo i oświetlenie, i szerokość kadru, i ruchy kamery noszą tutaj znamiona najwyższej próby thrillera. Niepokojąco dużo tu ciemności, obraz skąpany jest w charakterystycznej dla dreszczowców z lat dziewięćdziesiątych niebiesko-stalowej dominancie kolorystycznej. Carrey kilkukrotnie filmowany jest z dziwnych perspektyw, na przykład przez wizjer w drzwiach z zastosowaniem obiektywu szerokokątnego, co oddaje paranoidalny charakter jego postaci. Równie ciekawie rozgrywa Stiller relacje między bohaterami, raz wizualnie ich od siebie oddalając, innym razem – zbliżając do siebie. Nie brakuje też niskich kątów kamery, przez co bohater Carreya dominuje wszystko, co go otacza.
Jak można się domyślić, Telemaniak nie przyjął się po premierze, bo zwiódł i zawiódł oczekiwania publiczności. To nie był film w stylu Carreya – chociaż z perspektywy czasu można stwierdzić, że był to pierwszy przykład filmu w stylu dojrzałego Jima Carreya. Chociaż późniejsze, uznane role – w Truman Show, Człowieku z księżyca i Zakochanym bez pamięci – pozbawione już były w znacznym stopniu elementu nadpobudliwej mimiki i cielesnego chaosu – to wszystkie wywodzą się właśnie z Telemaniaka. Otóż aktor prezentuje tutaj typ samotnego, prawdopodobnie chorego bohatera lawirującego gdzieś na marginesie społeczeństwa. Usilnie próbuje dopasować się do okoliczności, znaleźć jakiś łącznik między swoją dziwnością a względną normalnością świata. Usiłuje – lecz nie może. W trzech wymienionych filmach Carrey zaprezentował nieco spokojniejsze oblicze i dużą dozę samokontroli. W filmie Stillera jeszcze szarżuje, przesadza i chwilami robi może o krok za daleko, jednak koniec końców – to działa. Fizycznie czujemy niepokój, który wzbudza facet od kablówki.
Telemaniak powstawał w czasach szczytowej popularności telewizji. Jedna z kwestii wypowiadanych przez Carreya okazuje się być prorocza: „Przyszłość jest teraz! Wkrótce każdy dom w Ameryce będzie miał zintegrowany telewizor, komputer i telefon. Będziesz mógł odwiedzić Luwr na jednym kanale i oglądać kobiecy wrestling na drugim. Zrobić zakupy bez wychodzenia z domu i grać w Mortal Kombat z kolegą z Wietnamu. Nie ma ograniczeń dla tych możliwości”. Taki stan rzeczy można było przewidzieć. Ale film Stillera, być może przypadkowo, a być może zupełnie przemyślanie, doskonale zdiagnozował przypadłość jednostki osamotnionej w świecie nieograniczonych możliwości interakcji. Telewizja, a później Internet zastępowały relacje międzyludzkie. Bohater filmu jest skazany na samotność z powodu swoich przywar – mimo to ciągle szuka zrozumienia. W tym układzie postać Brodericka jawi się jako czarny charakter – człowiek zamknięty na potrzeby drugiego, skupiony tylko na sobie. Wreszcie – Carrey sportretował być może pierwszego w historii incela, zanim to określenie w ogóle powstało.