search
REKLAMA
Fantastyczny cykl

SPOTKANIE. Charlie Sheen zalicza bliski kontakt z kosmitami

Jeden z tych zapomnianych tytułów kina SF lat 90.

Jakub Piwoński

11 lutego 2022

REKLAMA

Kojarzycie taki film science fiction pt. Arrival? Pudło – nie chodzi mi o dzieło z 2016 roku autorstwa Denisa Villeneuve’a. Choć tematyka się zgadza, to jednak chciałbym cofnąć się nieco bardziej wstecz, do roku 1996. Mam na myśli produkcję Davida Twohy’ego, w której główną rolę zagrał Charlie Sheen, będący wówczas w szczycie swej popularności. Co takiego zawiera w sobie Spotkanie, że postanowiłem wrócić do tego filmu po latach?

Ta zabawa tytułami nie byłaby jednak możliwa, gdyby twórcy Spotkania zdecydowali się zastosować tytuł roboczy projektu. Ten przez długi czas funkcjonował jako Shockwave, co można przetłumaczyć jako falę uderzeniową. Co mieli na myśli twórcy? Bardzo możliwe, że tytuł ten miał odnosić się do metody, jaką żyjący w ukryciu kosmici obrali do tego, by stworzyć sobie dogodne warunki do egzystencji. Nie będę rzecz jasna zdradzał treści kluczowego zwrotu fabularnego filmu. Sami twórcy najwyraźniej też tego sugerować na wstępie nie chcieli, przez co padło na o wiele bardziej subtelny i zarazem tajemniczy tytuł.

Ale o jaki rodzaj spotkania w tym wypadku chodzi, już dobrze wiecie. To kolejny film z zaplecza fantastyki kontaktowej, biorącej na warsztat bliskie spotkania trzeciego stopnia. The Arrival zaczyna się i poniekąd także przebiega w podobny sposób jak ubiegłoroczny hit platformy Netflix – Nie patrz w górę. Wszystko sprowadza się bowiem do bacznej obserwacji nieba. Bohaterem filmu i tym razem jest astronom, niejaki Zane Zaminsky, który podczas rutynowej pracy na stacji badawczej, w końcu jest świadkiem czegoś, co wpisuje się w kryteria przełomu. Udaje mu się zarejestrować pozaziemski sygnał radiowy, który niczym kolec objawia mu się na monitorze komputera. Choć wiadomość ta może zmienić bieg historii, bezpośredni przełożony astronoma nie podziela jego entuzjazmu, dając mu do zrozumienia, że… popadł w paranoję.

Nietrudno domyślić się, że coś tu nie gra. Nasz bohater zaczyna węszyć. Dość szybko orientuje się, że stoi u progu spisku o wymiarze iście kosmicznym. Pod tym względem słychać tu wyraźne echa kultowego Oni żyją Johna Carpentera. Co jednak ciekawe, spisek ma na celu ukrycie prawdziwych przyczyn globalnego ocieplenia. Przygotujcie się zatem na falę upałów, temperatura w filmie szybko rośnie, wprost proporcjonalnie do napięcia. Bo choć Spotkanie utkane zostało z dość typowych motywów science fiction, samemu przebiegowi filmu bliżej jest jednak do kina sensacyjnego.

To właśnie w kinie sensacyjnym na tyle dobrze sprawdził się Charlie Sheen, że David Twohy zaproponował aktorowi udział w nowym filmie. Panowie mieli bowiem okazję dwa lata wcześniej współpracować przy filmie Na granicy ryzyka (którego Twohy był scenarzystą) i najwyraźniej na tyle dobrze układała im się współpraca, że tym razem postanowili wspólnie sięgnąć gwiazd. David Twohy poniekąd przetarł sobie Spotkaniem szlak w tematyce science fiction, ponieważ tak jak film z 1996 nie odniósł spodziewanego sukcesu, tak nakręcony kilka lat później Pitch Black stał się filmem na tyle silnie rozpoznawalnym, że otworzył drogę do powstania nowej, niezwykle oryginalnej serii filmowej.

Ale nie deprecjonujmy Spotkania, bo to film zasługujący na nie mniejszą uwagę. Ba, podobnie jak Pitch Black, nie dość, że doczekał się kontynuacji (kompletnie nieudanej, dodajmy), to także, co ciekawe, ukazała się jego adaptacja w formie gry komputerowej. Film z 1996 jest jednak wciąż słabo pamiętany głównie za sprawą tego, że zaliczył finansową klapę, która to z kolei była pokłosiem niefortunnej daty premiery. W tym samym roku, zaledwie miesiąc później, ukazał się bowiem głośny Dzień Niepodległości, który wyniósł motyw inwazji obcych na zupełnie inny poziom doznań, stając się do dziś niedoścignionym wzorem katastroficznej rozwałki o kosmicznym wymiarze.

Dekadę od premiery Spotkania dzieje się coś ciekawego. Nie dość, że premierę ma film o tym samym tytule oryginalnym (przypominam, chodzi o słowo Arrival), to jeszcze w 2016 roku premierę ma sequel filmu, który pogrążył oryginalne Spotkanie ­– mowa rzecz jasna o niefortunnym Dniu Niepodległości: Odrodzeniu. Jakikolwiek jednak obierzemy punkt widzenia, w kontakcie z filmem Davida Twohy’ego wypada odłożyć wszelkie porównania na bok, by zdołać docenić, w jak stylowy i pomysłowy sposób twórca prezentuje w tym filmie, zdawać by się mogło, wyświechtaną w gatunku SF tematykę.

W dodatku ten nieco zdezorientowany, pogrążony w paranoicznym nastroju, patrzący na świat zza swych charakterystycznych, przeciwsłonecznych okularów Charlie Sheen jest w tym filmie jedyny w swoim rodzaju. Oglądając go w akcji, szkoda mi było dwóch rzeczy. Tego, że kariera aktora w kolejnych latach coraz bardziej zaczęła tonąć w narkotykowym potoku, oraz tego, że tak trudno dziś o proste, niewymuszone, bezpretensjonalne i wciąż intrygujące scenariusze SF.

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA