SOLID GOLD. „Potężna, zasrana polityka”
Solid Gold nie jest filmem o mechanizmach działania Amber Gold, przynajmniej nie w takiej formie, która weszła do kin. To film pojedynek dwóch starych wrogów, którzy nie są w stanie żyć bez takiej czy innej formy walki z otoczeniem. Nowicki walczy z przeszłością po to, żeby się zemścić. Kawecki walczy z tym, co minęło, po to, żeby się od tego wyzwolić. Ich spotkanie jest więc nieuniknione, bo sami dla siebie są ową trudną przeszłością. Można by powiedzieć, że Bromski dał Gajosowi i Sewerynowi pole do aktorskiego popisu. Wszystkie postaci dookoła są dodatkiem do nich. Całkiem autentyczna Marta Nieradkiewicz, interesujący Maciej Maleńczuk, bezbarwny Mateusz Kościukiewicz, grający jak beztalencie Piotr Stramowski, grająca jak jeszcze gorsze beztalencie Olena Leonenko, prawie niewidoczna Danuta Stenka itd. Wyjątkiem wśród tej kamaryli jest Krzysztof Stroiński w roli tajemniczego zabójcy Kaziaka. Szkoda, że jego rola nie okazała się bardziej kluczowa dla losów Nowickiego i Kaweckiego. Seweryna i Gajosa z powodzeniem można nazwać tuzami polskiego aktorstwa, a klasa ich umiejętności pozostawia innych aktorów na planie daleko z tyłu. Chociażby dla nich dwóch powinno się film Bromskiego zobaczyć.
Solid Gold trwa grubo ponad dwie godziny. Jak na mnogość zaprezentowanych wątków, to naprawdę dużo. Poza tym ma istotny problem z liczbą pojawiających się w fabule postaci. Część z nich jest zupełnie niepotrzebna – nic nie wnosi do głównej historii, np. Nogaj (Andrzej Konopka). Jest nieformalnym następcą Kaweckiego, ale nic by się nie stało, gdyby w ogóle się nie pojawił. Co do kwestii technicznych, to najsłabszymi punktami filmu są zdjęcia i rytm. Operatorowi zdarza się stracić z pola widzenia zarówno postać, jak i ostrość. W niektórych scenach aż prosi się o użycie steadicama, a wybuchające na postrzelonych ludziach ładunki z imitacją krwi są czasami opóźnione w stosunku do odgłosów wystrzałów o kilka milisekund, co już da się wyczuć jako nieautentyczne. Przez cały seans zastanawiałem się, na który gatunek reżyser postawił nacisk – na sensację czy na thriller polityczny? Początek jest iście sensacyjny. Później całość nagle mocno zwalnia, niby w celu napompowania suspensu, ale finalnie znów pojawia się wątek sensacyjny, a z kolei napięcie polityczne opada. Może to przez końcowe zmiany w montażu?
Co ciekawe po przemontowaniu produkcja wydłużyła się o pół godziny. Zapewne dłuższe sceny prezentujące osobiste życie bohaterów zastąpiły wątki polityczno-propagandowe. Przez to całość obrazu straciła gatunkowy wyraz, a nie było już czasu, żeby jeszcze raz nakręcić kluczowe momenty oraz inaczej rozłożyć akcenty fabularne. Bromski niestety musiał tak zaryzykować, bo inaczej zostałby nazwany podnóżkiem rządzących – tak jak jego filmowy Kawecki – a wartość artystyczna Solid Gold zeszłaby do poziomu Smoleńska Krauzego.
Konflikt Bromskiego z TVP jasno pokazał, że żyjemy w czasach, kiedy władza, używając mediów, usilnie chce uczynić polityczną każdą dziedzinę publicznego życia. Jak mówił Nowicki – to jest właśnie ta potężna, zasrana polityka. Wobec takiej, na wskroś totalitarnej, woli podporządkowywania sobie artystów, właśnie oni muszą zachować niezależność, bo gdy wszyscy będą już zniewoleni, niezależna twórczość okaże się jedynym przejawem naszych resztek wolności. Bromski symbolicznie nie dał się po prostu zakneblować, a mi jako dorosłemu człowiekowi czasami trudno uwierzyć w to, co piszę. Naiwnie myślałem, że pół mojego dzieciństwa, które spędziłem jeszcze w PRL-u, pozostanie jako ciekawostka zarówno w książkach historycznych, jak i w pamięci, a nie będzie codziennością drugiej połowy mojego życia.