ANDRZEJ SEWERYN jak królewski błazen: oskarża, wyśmiewa, a skrycie ociera łzy
Snuje swój cyniczny żart trochę z przymrużeniem oka, trochę gorzko i poważnie, a w TVP toczą pianę, w Internecie krzyczą i spazmują w komentarzach, w polityce oskarżają niemal jak Sokratesa o psucie młodzieży. To wszystko jednak chwilowa panika, jak przed filmami dotykającymi kontrowersyjnych, aczkolwiek prawdziwych treści. Taką mam przynajmniej nadzieję, chociaż słuchając retoryki niektórych dziennikarzy, powątpiewam, czy funkcjonują oni w tej samej rzeczywistej przestrzeni dyskursu co ja i Andrzej Seweryn. Słychać ich jęki jak rozdzierające wiejską noc zawodzenia niewydojonych poprzedniego dnia krów. Na Seweryna sypią się kalumnie, podważające nawet jego całą karierę. Mam nadzieję jednak, że krzycząca tłuszcza nie ma chyba wątpliwości, że jest wielkim aktorem zapisanym w historii kina, tylko wygodniej im jest udawać, że nie ma talentu – wtedy łatwiej mieszać z błotem, bo konfrontacja osobowości z kimś charyzmatycznym, kogo chce się obrazić, zawsze powoduje dyskomfort, a deptanie śmiecia niezobowiązującą i bezpieczną radość.
W swojej karierze Andrzej Seweryn grał w ważnych dla filmu produkcjach, ale i ważnych dla Polski i POLSKOŚCI. Seweryn czuje się Polakiem i wyraził to dosadnie w swoim dość niefortunnie opublikowanym przez Tomasza Lisa filmie. Niefortunnie, bo może trzeba było rozważyć nieco inną formę tej publikacji niż takie po prostu nawoływanie do „przypierdolenia Kaczyńskiemu, Orbanowi i Trumpowi”. Popracować bardziej nad manifestem, a nie zrobić wrzutkę, a potem ją skasować. Emocje to jednak emocje, często ślepe i wynikające ze złości i bezradności wobec destrukcyjnych zjawisk. Teraz to już nie ma znaczenia. Ma natomiast to, jak traktowany jest ten film. Jak żyje teraz w sieci. Jakie reakcje wywołuje. I wreszcie, jak zmusza do refleksji nad tym, co wolno artyście w przestrzeni publicznej.
Zawód aktora to profesja traktowana przez pewną część widzów dość ambiwalentnie. Z jednej strony oczekują oni, żeby aktor faktycznie się angażował w sprawy publiczne, bo jako gwiazda ma o wiele większy wpływ na mainstream niż szary obywatel. Z drugiej jednak ta chęć, żeby aktor się angażował, ograniczona jest tylko do partykularnych interesów poszczególnych grup, tak więc zawsze jakaś strona będzie niezadowolona z działalności pozaartystycznej aktorów, którzy np. udzielają się politycznie. Jedni będą twierdzić, że nie powinni, a inni, że powinni; w zależności, co się komuś podoba ideologicznie, a co nie. I tak jest w tym przypadku. Andrzej Seweryn zareagował emocjonalnie, lecz nie ograniczył się do swojej POLSKOŚCI, która zwykle osadza nas, obywateli, ale i artystów w jakichś nieracjonalnych ramach. Andrzej Seweryn zachował się jak artysta, a przede wszystkim człowiek, który umie spojrzeć dalej niż na swój narodowy grajdołek. Patrzy gorzko i wyciąga wnioski z naszej historii i doświadczenia nazizmu i komunizmu. A te ideologie, a raczej ich stadia zalążkowe – kiedy jeszcze wydają się atrakcyjne i nieszkodliwe oraz udają prospołeczne działanie – zaczynają się zacierać w świadomości Polaków, a więc także odbiorców sztuki, jaką jest film. A rolą aktora jest odtwarzać nie tylko rozrywkową narrację ku uciesze gawiedzi, ale i przypominać odbiorcom, gdzie są granice, których żadna władza przekroczyć nie może. Trochę to rola dawnego błazna na królewskim dworze, który lawirował między ludem i władcą, każdemu prezentując gorzką prawdę o nim samych w formie dowcipnej, na poziomie abstrakcji niedostępnym dla umysłów większości. Andrzej Seweryn zaś jako współczesny błazen poszedł bardziej konkretnie, a nie intelektualnie. Tak też można, bo może to ostatnia szansa dla naszej trudnej demokracji, żeby przetrwała? A może aktorski głos desperacji, bo już za późno. Gdybyśmy przecież tak mieli czasy okupacji, filmik Seweryna byłby sztandarowym dziełem antyfaszystowskiego podziemia, a za jego sprawą sypałby się nazistowski, względnie komunistyczny, trup, jak zresztą powinien w czasie wyzwoleńczej walki po 1939. Nikt by wtedy nie protestował. Co więc się dzisiaj takiego stało, że podniósł się taki krzyk w sieci? Może to krzyk udawany, jak większość sieciowych kłótni. Krzyk z nudów ludzi, którzy mają trudności ze znalezieniem sobie hobby? Polacy od wieków krytykowali władzę w przeróżny sposób; czasem wulgarny, bezrozumny, ale i zdarzało się, że racjonalny, uprzedzając wypadki, których nikt dostrzec nie chciał. Skąd więc to zdziwienie i zbulwersowanie?
Za kilka tygodni nikt o tym fermencie nie będzie już pamiętał. Można się z tego powodu i cieszyć, i smucić, bo z jednej strony widać, jak Internet jest pojemny i elastyczny na sprawy nawet tak ważne jak krytyka faszyzmu, a z drugiej to dobrze, że potencjalnie źle podana lub sama w sobie szkodliwa informacja ma w nim krótkie życie. Co zaś do roli aktora w naszej przestrzeni publicznej, to Andrzej Seweryn prawidłowo ją wykorzystał. Jako twórca zaprezentował publicznie ciekawy eksperyment oraz jednocześnie test dla swoich rodaków. W drastycznej formie, z użyciem wulgaryzmów i odniesieniem do dzieci sprawdził, czy jako narodowość jesteśmy spójni, odpowiednio wyedukowani przez naszą trudną historię, a przede wszystkim, czy wykształciła się w nas postawa obywatelska wobec państwa, czy czujemy, że państwo to nie abstrakcyjny twór, który ma obowiązek się nami opiekować, a realny byt, który sami budujemy własnym postępowaniem. Egzaminu rzecz jasna nie zdaliśmy, tak jak nie zdajemy go od 30 lat wolnej Polski, chociaż w tym czasie nasze rodzime kino przeszło długą i trudną drogę, by wypracować godną naśladowania postawę edukującą obywateli; i mimo wszystko nie jest to krew w piach. Nasze kino się rozwija i coraz odważniej mówi wprost o naszych narodowych brakach, jednak nie po to, żebyśmy mieli kompleksy i się załamali, ale po to, żebyśmy lepiej funkcjonowali jako społeczność narodowa. Andrzej Seweryn jest współtwórcą właśnie takiego kina i teatru – zaangażowanych, a nie tylko jednopłaszczyznowo rozrywkowych. Dużo jednak zostało do zrobienia, bo wciąż brak nam tych filmowych, archetypowych dla Europy zachowań Europejskich.
Brak postawy obywatelskiej Polaków wyraża się w tysiącu właśnie nie wiekopomnych, lecz prozaicznych czynności – począwszy od parkowania na zakazach, przez brak dbania o elementy wspólne środowiska, a dopiero gdzieś o wiele dalej skończywszy na braku udziału w wyborach. Brak świadomości obywatelskiej przejawia się również w sztuce, a więc w filmie i podejściu do roli aktora w życiu społecznym. Widać to w przypadku udostępnionego filmu Andrzeja Seweryna. Odmawia mu się prawa do wypowiadania własnego zdania na temat życia publicznego, a zarazem wymaga, żeby jako aktor brał w nim udział np. na rautach, w reklamach, pokazach itp. Wszystko, byle pozostał niemą marionetką bez własnego zdania, która pokazuje swoją znaną twarz i nic ponadto. Kultura pustego wizerunku pochłania nasze życie medialne bez reszty jak kraken statki na oceanie, trafiając na żyzny grunt niewykształconej do końca europejskości. Andrzej Seweryn to jednak nie obraz na ścianie ani tym bardziej żyrandol. Żaden aktor nim nie jest. Nie istnieje po to, żebyśmy dla własnej przyjemności traktowali go jako lustro własnych niespełnionych marzeń. Seweryn grał różne role, często zaangażowane, które były tylko pretekstem do wyrażenia opinii przez reżysera na temat rzeczywistości. Wtedy nikt nie protestował, bo albo źle słuchał słów aktora, albo traktował jego zachowanie jako mało ważną fikcję. Ostatnia produkcja Krzysztofa Zanussiego pt. Liczba doskonała jest tego wybitny przykładem. Film polski od lat nie służył rozrywce, co wręcz stało się jego przekleństwem w XXI wieku. Teraz to mozolnie nadrabiamy, ale warto być świadomym, że jest to ten typ sztuki, który daje radość, ale i snuje refleksję – etyczną, społeczną, polityczną – a widzowie biorą w tej refleksji udział jako odbiorcy. Andrzej Seweryn postanowił zagrać siebie w swojej rzeczywistości, którą uważa za złą, niebezpieczną dla własnej narodowości. Wykorzystał swoje obywatelskie prawo do sprzeciwu z wyjątkowo odważnej jak na dzisiejsze czasy troski o swój kraj. Za to nikt nie ma prawa go krytykować, bo Seweryn nie zrobił tego dla przyjemności, lecz z powodu narastającego gniewu w stosunku do tego, co widzi w otoczeniu, z gniewu, który odczuwam również jako bezradność, owe łzy ocierane w ukryciu z powodu niewątpliwej przegranej idei demokracji, wolności – a przecież dzięki niej rozwija się tak uwielbiany przez widzów rozrywkowy film jako taki. Andrzej Seweryn więc dla wielu stał się teraz błaznem, godząc się zapłacić tę cenę, lecz czy tę rolę błazna hejterzy faktycznie rozumieją? Czy tylko pojmują ją tak najbardziej prostacko, jak się da, dosłownie, jak owe tęskniące za porannym udojem krowy, umiejące tylko wyć do księżyca, żeby ktokolwiek im ulżył, spuszczając z ich wymion trochę mleka.