search
REKLAMA
Recenzje

SKĄD DOKĄD. Samochodem przez Ukrainę, czyli dosadny film dokumentalny [RECENZJA]

Hamela stawia na surową, ale niepozbawioną empatii obserwację – i wygrywa.

Janek Brzozowski

24 listopada 2023

REKLAMA

Pomysł chyba nie mógł być prostszy. Kamera w samochodzie – a przed nią ludzie opuszczający rodzinne strony z powodu wojny. Od początku inwazji Rosji na Ukrainę granicę polsko-ukraińską przekroczyło ponad 16 milionów uchodźców wojennych. Maciek Hamela długo się nie zastanawiał: kupił używanego vana i ruszył na wschód. Przez pierwszy miesiąc skupił się wyłącznie na niesieniu pomocy, przewożąc dziesiątki ukraińskich rodzin za polską granicę. Później pojawił się spontaniczny pomysł – a może warto byłoby zorganizować mikroskopijną, kilkuosobową ekipę filmową i spróbować ten cały proces udokumentować?

Za pytaniem podążyło kolejne pytanie, a właściwie dość poważna wątpliwość: czy uciekający przed rosyjskimi bombami ludzie będą w ogóle skłonni do rozmowy? Okazało się, że tak. Najbardziej przejmujące są w filmie Hameli fragmenty, w których bohaterowie zaczynają dzielić się swoimi doświadczeniami – tym, co widzieli, co przeżyli. Jedna z kobiet opowiada o młodym, dwudziestokilkuletnim chłopaku, który siedział obok niej w autokarze, gdy opuszczała tereny przejęte przez okupantów. Rosjanie zdążyli zatrzymać pojazd i wyciągnąć z niego wszystkich mężczyzn w wieku poborowym. Przez okno autokaru kobieta zobaczyła jeszcze, jak żołnierze zmuszają chłopaka do tego, aby się rozebrał i założył rosyjski mundur, dołączając tym samym do armii, która najechała na jego kraj. „Teraz to brzmi śmiesznie, ale wtedy wszyscy płakaliśmy” – konkluduje.

W przerwach między monologami pasażerów Hamela i jego operatorzy kierują kamerę na zewnątrz pojazdu. Za oknem migają zniszczone przez bombardowania mosty, zdezelowane pojazdy wojskowe, podziurawione bloki mieszkalne. Zdegenerowana codzienność, która była głównym tematem dokumentu W Ukrainie. Wolski i Pawlus podeszli jednak do sprawy zupełnie inaczej niż Hamela. Statyczna kamera pokazywała otaczającą rzeczywistość z wyraźnego dystansu. Podszyty absurdem tragizm zaszyfrowany był w ujęciach ludzi robiących sobie zdjęcia przy wrakach czołgów, matki bawiącej się z dzieckiem na tle zbombardowanego domu. Każdy kadr zakomponowany został nadzwyczaj schludnie, przy zachowaniu podstawowych zasad symetrii. Trudno uwierzyć w to, co na ekranie – kolejne obrazki wyglądały niczym pocztówki z alternatywnej rzeczywistości, sygnowanej nazwiskiem Roya Anderssona. Czy to naprawdę miejsca oddalone od naszych domów o zaledwie kilkaset kilometrów?

Skąd dokąd jest, rzecz jasna, zdecydowanie bardziej przyziemnym i dosadnym filmem – choćby z tej prostej przyczyny, że bezpośrednio zaangażowany w sprawę jest sam reżyser. Hamela pojawia się przed kamerą regularnie: jako kierowca, rozmówca, tłumacz (włada biegle pięcioma językami). Skąd dokąd nabiera wówczas cech pierwszoosobowego reportażu, w ramach którego autor pełni funkcję swoistego przewodnika. Szczęśliwie, dokument pozbawiony jest narracji z offu, materiałów archiwalnych oraz wszelkich innych naddatków formalnych, które zbliżałyby go do tandetnej estetyki telewizyjnej, oddalając jednocześnie od najważniejszego: ludzkiego komponentu.

Hamela stawia na surową, ale niepozbawioną empatii obserwację – i wygrywa. Nie popełnia błędu Seana Penna, który swój dokument na temat wojny w Ukrainie, Superpower, zamienił niechcący w chaotyczną montażówkę z amerykańskich wakacji na wschodzie Europy. Reżyser Skąd dokąd nie ma ambicji hollywoodzkiego gwiazdora, nie spycha więc ściśniętych z tyłu vana bohaterów na drugi plan. Nie wymusza zwierzeń, nie stosuje szantażu emocjonalnego – po prostu prowadzi samochód i słucha. Z kamerą w ciągłej gotowości – jak przykazali amerykańscy pionierzy ruchu Direct Cinema. W ten sposób udaje mu się od czasu do czasu uchwycić momenty naprawdę wyjątkowe. Łapie drobne uśmiechy i refleksyjne spojrzenia przez szybę. Spontaniczne interakcje między całkowicie obcymi ludźmi, którzy spotykają się po raz pierwszy na tyłach jego auta. Na naszych oczach tworzy się wspólnota doświadczeń. Chłopiec i dziewczynka z dwóch różnych rodzin zaczynają dzielić się wspomnieniami. Po 15–20 sekundach ciszy chłopiec – wpatrzony w pustą przestrzeń przed sobą – mówi nagle: „Kocham mojego dziadka”. Chwilę wcześniej dowiedzieliśmy się, że dziadek został na wschodzie kraju, pilnując rodzinnego dobytku.

Wojna w Ukrainie dobiegnie kiedyś końca. Kilkadziesiąt lat później umrą wszyscy ludzie, którzy wzięli w niej udział – nie będzie już żadnych naocznych świadków. Zostaną wówczas jedynie przekazy medialne. Spisane relacje, zdjęcia, materiały audiowizualne. Zostaną zrealizowane przez naszych rodaków dokumenty: W Ukrainie Wolskiego i Pawlusa, Syndrom Hamleta Rosołowskiego i Niewiery, Skąd dokąd Hameli. Jako historyczny zapis zbrodni dokonanej na narodzie ukraińskim te filmy są właściwie bezcenne – jednocześnie będąc, pod względem narracyjnym i estetycznym, spełnionymi dziełami sztuki.

Janek Brzozowski

Janek Brzozowski

Absolwent poznańskiego filmoznawstwa, swoją pracę magisterską poświęcił zagadnieniu etyki krytyka filmowego. Permanentnie niewyspany, bo nocami chłonie na zmianę westerny i kino nowej przygody. Poza dziesiątą muzą interesuje go również literatura amerykańska oraz francuska, a także piłka nożna - od 2006 roku jest oddanym kibicem FC Barcelony (ze wszystkich tej decyzji konsekwencjami). Od 2017 roku jest redaktorem portalu film.org.pl, jego teksty znaleźć można również na łamach miesięcznika "Kino" oraz internetowego czasopisma Nowy Napis Co Tydzień. Laureat 13. edycji konkursu Krytyk Pisze. Podobnie jak Woody Allen, żałuje w życiu tylko jednego: że nie jest kimś innym. E-mail kontaktowy: jan.brzozowski@protonmail.com

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA