search
REKLAMA
Recenzje filmów, publicystyka filmowa polska, nowości kinowe

LOBSTER. Lanthimos znowu bawi się absurdem

Filip Jalowski

16 maja 2015

REKLAMA

Yorgos Lanthimos przedostał się do wyobraźni szerszej publiki zaledwie sześć lat temu, za sprawą kontrowersyjnego Kła. Od czasu opowieści o chorym małżeństwie, które izoluje swoje dzieci w celu przeprowadzania behawioralno-językowych eksperymentów, Grek stworzył jedynie Alpy. Te dwie produkcje wystarczyły do tego, aby zantagonizować światową publiczność, ponieważ wobec kina Lanthimosa ciężko pozostać obojętnym. To człowiek, który bez wątpienia ma autorską wizję. Jedni z uśmiechem jej przyklaskują, inni najchętniej zaczęliby rzucać w jego kierunku kamieniami.

Lobster to pierwszy film zrealizowany przez Greka w języku angielskim, z udziałem rozpoznawalnych na świecie aktorów. Kwestie lingwistyczne i obsadowe nie powodują jednak blaknięcia autorskiego podpisu twórcy.

the-lobster-photo-552faff39e28a

Rzecz dzieje się w niedalekiej przyszłości. Społeczeństwo najwidoczniej zbuntowało się przeciwko korporacyjnemu kultowi singli i postanowiło wymusić na ludziach łączenie się w pary. Wszyscy, którzy nie są w stanie lub nie chcą podporządkować się nowym ustaleniom, zostają wysłani do specjalnego ośrodka zajmującego się kojarzeniem samotnych serc. W ciągu czterdziestu pięciu dni delikwent lub delikwentka muszą znaleźć sobie drugą połówkę. W innym wypadku zostają zamienieni w wybrane przez siebie zwierzę i wypuszczeni do pobliskiego lasu. Pobyt w niecodziennym sanatorium można przedłużyć sobie dzięki regularnym polowaniom na ukrywających się samotników. Każdy ustrzelony okaz, to jeden dzień ekstra. Do opisanej placówki trafia David (Colin Farrell). W razie niepowodzenia ma zostać zamieniony w tytułowego homara.

Lektura samego opisu w zasadzie wystarcza do tego, aby odnaleźć w przytoczonej historii ducha poprzednich filmów Lanthimosa. Tak, jak w przypadku Kła i Alp, znów mamy do czynienia z mocno absurdalnym pomysłem mającym na celu komentarz do rzeczywistości, która na co dzień rozciąga się za naszymi oknami.

lobster

Trzeba jednak zaznaczyć, że Lobster jest kinem dużo bardziej przystępnym od poprzednich produkcji Greka. I nie chodzi tu oczywiście jedynie o kwestię językową, ale o sposób opowiadania historii. W najnowszym filmie Lanthimosa wciąż dzieje się dużo rzeczy dziwnych oraz nie do końca zrozumiałych, ale cała historia zmierza jednak od punktu A do punktu Z w dość logiczny i uporządkowany sposób. Lobster nie powinien sprawić problemów widzom, którzy na co dzień nie obcują z kinem absurdalnym, surrealistycznym czy po prostu silnie autorskim, względnie europejskim.

W filmie da wyczuć się nieco z kina Larsa von Triera (odczytywane matowym głosem komentarze przywodzą na myśl Dogville i Manderlay), obecny jest w nim również duch absurdalnych żartów Bunuela czy sterylnych scenografii Kubricka.

Wszystko to świadczy jedynie o tym, że Lanthimos jest świadomy pracy poprzedników i nie usiłuje bawić się w niedojrzałą kontestację. Jego kino to rzecz mocno przemyślana i, mimo łatki wywrotowości przylepionej do niego przez krytykę, wpisująca się w długą tradycję inteligentnego kina korzystającego z elementów groteski i absurdu. A jeśli już o nich mowa, z przyjemnością zobaczyłbym Lanthimosa mierzącego się z prozą Gombrowicza. Jeśli ktoś miałby dziś sobie poradzić z tekstem pokroju Ferdydurke, jest to właśnie on.

Lobster to najmniej hermetyczny, a dzięki temu najprzyjemniejszy w odbiorze obraz greckiego reżysera. Świat wykreowany na potrzeby filmu szybko wciąga widza, absurdalny humor śmieszy, a amerykańscy aktorzy świetnie czują się w tej dziwnej rzeczywistości, w której nieustannie ktoś komuś przyprawia kolejną „gębę”. Kieł i Alpy do końca mnie nie przekonywały, po Lobsterze – mimo nieco przeciągniętej końcówki (główny minus) – kolejne poczynania Lanthimosa z całą pewnością będę śledził.

REKLAMA